Wiadomości » Katowice »
Koleje Śląskie jeżdżą po polsku
Koleje Śląskie jeżdżą po polsku
Nareszcie Europa! - pomyślałem, gdy w niedzielę o świcie na peronie w Katowicach śmierdzący i zmarznięty na kość po nocnej podróży pociągiem TLK z Warszawy wsiadłem do czyściutkiego, kolorowego elfa Kolei Śląskich - pisze Witold GałązkaTen entuzjazm - pasażera ocalonego od smrodu zwykłych polskich pociągów - po trzech dniach od debiutu KŚ na torach miesza się jednak z goryczą: bo jeśli już po europejsku, to skąd swojskie niedoróbki?
Po pierwsze - bilety. Kolejki chętnych do ich zakupu w pociągu liczą nawet po dwadzieścia osób a konduktorka musi co chwilę odrywać się do drzwi, by skontrolować peron i zezwolić maszyniście na odjazd. Nie nadąży nawet dwuosobowa załoga, gdy pociąg nabity, a w poniedziałek rano studenci i uczniowie zajmowali już wszystkie miejsca siedzące (kilkunastu na stojąco szukało poziomych poręczy, których w nowych składach brak - trzeba chwytać się rączek przy zagłówkach, a to krępujące). Pasażerka z Zawiercia (gdzie zepsuła się kasa) dopiero przed Batorym dopchała się po swój bilet: - Czekałam całą drogę, aż przyjdzie kolejarz. W końcu sama się przecisnęłam do przodu, bo na gapę nieuczciwie - tłumaczyła.
Kontenery kasowe są na razie tylko na połowie z planowanych stacji. Problem rozwiązałyby automaty biletowe, które zaplanowano na prawie wszystkich przystankach, lecz nie ma ich wcale. - Rozstrzygnęliśmy przetarg na dostawę i montaż, realny jest termin listopadowy - mówi Adam Warzecha, rzecznik KŚ, dodając, że wszędzie, gdzie nie da się dziś kupić biletu przed podróżą, pasażerowi przysługuje on bez dodatkowej opłaty za sprzedaż w pociągu.
Teraz liniowa taryfa KŚ jest najtańsza, ale czy będzie atrakcyjna, gdy konduktorzy zaczną doliczać po 4 zł? Na razie wszyscy, których spotkaliśmy, dawali pasażerom fory: - Oficjalnie powinienem pobierać, ale wiemy, że są trudności w kasach, wszyscy się uczą - tłumaczył nam konduktor. Zastrzegł, że nie ręczy za wyrozumiałość kolegów. Konduktorzy oswajają nowoczesne drukarki termiczne. Często zagapiają się i na bilecie figuruje nieaktualna godzina, warto sprawdzać, bo bilet liniowy ważny jest tylko 120 minut.
Spółka zachęca do kupowania biletów przez telefon w systemie callpay. Prawie nikt o nim nie wie, więc pierwszego dnia skorzystało z tej formy tylko 12 pasażerów. - Tymczasem nawet bilet miesięczny w KŚ można kupić telefonicznie, to w regionie ewenement - chwali się rzecznik i odsyła po szczegóły do strony internetowej Kolei Śląskich.
Teoretycznie jazda na gapę jest w nowych składach niemożliwa, bo kolejarz na podwyższeniu z przodu widzi wnętrze na przestrzał. Ale zawsze można schować się za filarem ubikacji (czy jedna na skład długo będzie lśnić czystością i ładnie pachnieć?). Bałagan jest taki, że nikt gapowicza nie łapie. Gołym okiem widać, że coraz liczniejsi wykorzystują sytuację. - Na początek chcemy przede wszystkim przyciągnąć jak najwięcej klientów - mówi Warzecha, sugerując, że dyscyplina się wzmocni, bo od wyników finansowych zależy przyszłość KŚ i spółka nie ma zamiaru dopłacać do interesu. Stawką w grze jest częstotliwość połączeń: dziś jeżdżą przeciętnie co pół godziny, miałyby się zagęścić do pociągów co kwadrans.
Do tych pociągów trzeba jednak jakoś trafić. Niestety, niekiedy graniczy to z cudem. Pasażer, któremu przyjdzie przesiąść się do KŚ, nie wie, czy szukać kasy (a kontenery stoją często kilkadziesiąt metrów przed dworcem, więc i tak zabraknie mu czasu), czy pędzić na peron, do którego nigdzie, niestety, nie poprowadzą go żadne napisy ani komunikaty. W Katowicach odjazdy KŚ zapowiadają przez megafon szczegółowo, z numerem toru. Niestety, takiego numeru nie ma na peronie 5, więc pozostaje nam zgaduj-zgadula. Na szczęście flirty i elfy same rzucają się w oczy, a spółka informuje, że pozostałe wynajęte składy rozpoznamy po czeskich napisach na wagonach i potężnych amerykańskich lokomotywach w srebrnym kolorze.
Warto wiedzieć, choć dla starszych ze słabym wzrokiem marna to pociecha. Już przed zwykłym rozkładem jazdy KŚ prawie przylepiają się do gablot oczyma, bo wydrukowano go malutkimi literkami w nowym, skomplikowanym układzie. Na mniejszych stacjach, jak np. w Załężu, rozkładu w ogóle brak, a część plansz gdzie indziej już urwali wandale. - Niedługo wprowadzimy czytelniejsze rozkłady - obiecuje rzecznik i dodaje, że KŚ ciągle gromadzą listę uwag i niezbędnych poprawek.
Bydgoska Pesa zajmie się m.in. gwarancyjnym ulepszeniem drobnych usterek w oprzyrządowaniu pociągów: na wyświetlaczach przewidziano za mało miejsca, więc np. Świętochłowicom brakuje ostatniej literki. Psują się też częste, wyraźne, lecz trochę nachalne komunikaty głosowe. System lubi wprowadzać w błąd (na czym sparzą się obcy): w poniedziałek zniszczony peron w Załężu opisał jako Katowice.
W natłoku niedoróbek największym skarbem KŚ są uśmiechnięte załogi konduktorskie. W niedzielę w gustownych apaszkach i krawatach, w świeżutkich żakietach i garniturach aż prężyły się z dumy przy wjeździe na stacje, witane z podziwem. Jak długo zdołają pokrywać uprzejmością bałagan i błędy pracodawcy? Po minach pasażerów widać, że obłaskawia ich ciągle efekt nowości, lecz coraz częściej głośnych krzyków wysłuchują operatorki infolinii KŚ. I nic w tym dziwnego! Pasażer jadący pociągiem, który kojarzy mu się z Europą, oczarowany zapomina, że Koleje Śląskie to jednak po prostu polskie koleje. Myśli krytycznie i po europejsku winduje wymagania.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35019,10403212,Koleje_Slaskie_jezdza_po_polsku.htmlDodano: 04-10-2011 13:00Odsłon: 374
Dodano: 04-10-2011 13:00
Odsłon: 374