Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Gorzów Wielkopolski »

Socjolog: Na wojnie Tuska z kibolami przegramy wszyscy

Socjolog: Na wojnie Tuska z kibolami przegramy wszyscy

Każde rozruchy na ulicach stają się powodem do aktywizacji osób, które bardziej zainteresowane są niszczeniem sklepowych witryn niż wyjaśnieniem prawdy - mówi socjolog Dominik Antonowicz
Maja Sałwacka: Zaskoczyły pana zamieszki w Zielonej Górze? Miasto ma problem z pseudokibicami?

Dominik Antonowicz: Śmierć kibica zawsze powoduje wybuch gniewu, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Nie jest to zjawisko ani nowe, ani typowo polskie, ale w tygodniach przedwyborczych w kontekście zaangażowania środowiska kibicowskiego w kampanię wyborczą taka tragedia może stać się zarzewiem poważnych zamieszek. Każde rozruchy na ulicach stają się powodem do aktywizacji osób, które bardziej zainteresowane są niszczeniem sklepowych witryn, niż wyjaśnieniem prawdy. Zresztą niedawne awantury w Londynie pokazały, że śmierć człowieka może być wygodnym alibi do plądrowania sklepów i podpalania domów.

W Zielonej Górze kibice poszli na wojnę z policją i rządem?

Relacja na linii władza publiczna-kibice i tak była bardzo napięta, a tragedia zielonogórska z pewnością klimatu nie poprawi. Dlatego śmierć młodego kibica Falubazu wymaga rzetelnego, przejrzystego i w miarę sprawnego wyjaśnienia. Będzie to trudne, bowiem zaufanie do instytucji policji, szczególnie wśród młodych ludzi, a zwłaszcza kibiców, jest rażąco niskie. Można to przeczytać na każdym murze. To niestety efekt wieloletniej polityki, która w takich sytuacjach zbiera swoje tragiczne żniwa.

Ostatnie wypadki mogą wpłynąć na wynik wyborów?

W Zielonej Górze od rozsądku władz, policji oraz kibiców zależy, czy uda się powstrzymać dalszą eskalację konfliktu. W innym przypadku kolejne wybuchy staną się realne. Trzeba pamiętać, że poczucie, iż miastem rządzi tłum, rozprzestrzenia się szybko, a gotowość do wymierzania sprawiedliwości na własną rękę jest w takich sytuacjach silna.

Do Senatu startują prezesi klubów żużlowych - Władysław Komarnicki ze Stali Gorzów i Robert Dowhan z Falubazu. Mają duże szanse?

- Są znani, rozpoznawalni, cieszą się lokalnym autorytetem. Można też mówić, że są to postacie o statusie lokalnych celebrytów. Dowhan na pewno ma dodatkowe wsparcie w postaci elektoratu Platformy, która prowadzi w sondażach, natomiast Komarnickiemu będzie trudniej, bo jednak nie ma wsparcia twardego partyjnego elektoratu. Myślę, że jeśli sytuacja się dramatycznie nie zmieni, to obaj zasiądą w Senacie. Obaj uchodzą za ludzi sukcesu, a tacy budzą sympatię u wyborców.

Dowhan wygra dlatego, że jest z PO czy szefem Falubazu?

Trudno ocenić, jak się zachowa elektorat kibicowski, myślę, że każdy będzie głosował według swoich indywidualnych politycznych sympatii. Dowhan jest wprawdzie z PO, ale myślę, że większości mieszkańców bardziej kojarzy się z Falubazem niż z Platformą. Poza tym jego relacje z kibicami siedzącymi na pierwszym łuku są w miarę poprawne.

Czy kibice to grupa, która chodzi na wybory? Politycy mogą liczyć na ich elektorat?

Kibice mają bardzo różne poglądy, obejmujące całe spektrum polskiej sceny politycznej. Traktowanie ich jako monolitu jest błędem, ale często stosowanym uproszczeniem. Jeśli przyjąć, że kibiców najsilniej reprezentują ci, którzy nie skończyli jeszcze 25. roku życia, to możemy mówić, że to elektorat dość chimeryczny i rzadko pojawiający się przy urnach. Najpewniej do wyborów ruszają osoby po 55. roku życia. Takich trudno szukać wśród kibiców.

Mam wrażenie, że większość tych najbardziej zaangażowanych w życie klubu kibiców ma poglądy prawicowe. Faktycznie tak jest? Czy mogą stanowić łatwy elektorat dla PiS, które w wojnie premiera z kibolami raczej stoi po stronie trybun?

Najbardziej zaangażowani kibice są przede wszystkim radykalni w swych poglądach, bezkompromisowi i zwykle antysystemowi. Kiedyś śmiali się z Kaczyńskiego, sądów 24-godzinnych itp. Dziś drwią z Tuska i polityki zamykania stadionów. W Polsce rzeczywiście najbardziej fanatyczni kibice często utożsamiają się z poglądami prawicowo-narodowymi, ale umizgi, jakie w ich stronę wykonuje PiS, są dość sztuczne i nie sądzę, żeby przyniosły PiS jakąś większą korzyść. Premier Kaczyński nie potrafi znaleźć języka z kibicami, a PiS nie jest partią, która tolerowałaby wolne związki, legalizację narkotyków czy alkohol na stadionach. Nie pójdą na nich głosować, żeby nie strzelić sobie w stopę. Kibice są z zasady antysystemowi. Oni nie walczą z samym Tuskiem, tylko z rządem, któremu podlega policja.

"Gazeta Polska" przedstawiła kibiców Falubazu inaczej. To bohaterowie, który uratowali honor miasta, sprzeciwiając się kontynuacji Festiwalu Piosenki Radzieckiej. Dzięki nim Putin nie przyjechał i nie zaśpiewał piosenki. Chcą, by miasto odcięło się od sowieckiej przeszłości.

Czytałem ten wywiad w GP. Miałem wrażenie, że kibic Falubazu powiedział to, co "Gazeta Polska" chciała usłyszeć. Moim zdaniem kibice nie to, że nie chcieli Putina, tylko chcieli "Protasa". A że nikt im nie dał forum do wyrażenia swojego zdania, powiedzieli to w "Gazecie Polskiej". Akcje kibiców mają sens dopóki dotyczą walki o klub, obywatelskiego obowiązku. Wchodzenie w politykę to droga donikąd.

Skąd się bierze miłość kibiców do organizacji nacjonalistycznych. Np. kibice Stali Gorzów promują na swej stronie portal Nacjonalista.pl. Kibice Lecha nosili transparenty popierające nacjonalistów serbskich.

Tradycyjne, fanatyczne kibicowanie jest uosobieniem "duszy zbiorowej", prymatem kolektywu nad jednostką. W tym sensie ideologie odwołujące się do ponadjednostkowych bytów, takich jak naród, mają na trybunach podatny grunt. W Europie Środkowo-Wschodniej rzeczywiście scena kibicowska jest prawicowa, ale w Europie Zachodniej bywa z tym różnie. Są kluby ostentacyjnie nawiązujące do radykalnej lewicy, jak choćby niemiecki St. Pauli, włoskie Livorno czy cypryjska Omonia Nikozja.

Dlaczego polscy kibice nie są np. alterglobalistami?

Bo są antymodernizacyjni. Sprzeciwiają się wprowadzeniu turbokapitalistycznych reguł do świata sportu. Domagają się dawnej spontaniczności na stadionach, zamiast sportowego przemysłu rozrywkowego. Ten przemysł domaga się standardowych, grzecznych zachowań. Wielu kibiców nie zgadza się np. na pozbawienie klubów aspektu lokalnego, zastępowania tradycyjnych nazw klubów pokracznymi nazwami sponsorów. Fanatyczni kibice nie pasują do dzisiejszego świata i przez ten świat nie są rozumiani. Tak jak dzisiejszy świat nie rozumie religijnych fanatyków, którzy zrobią wszystko w obronie swojej wiary.

Kibicowanie opisuje pan z perspektywy religijnej. Wielu kibiców poświęci klubowi wszystko. Dopóki taki fanatyzm widać na trybunach to OK, ale gdy wychodzą na ulicę, to można się bać. Zaczynają brać udział w polityce. W Gorzowie szli wspólnie z Solidarnością w pochodzie przeciw Tuskowi. Jest się czego bać? Nie sądzi pan?

Pozwolę się nie zgodzić z panią redaktor. Organizacje religijne, podobnie jak inne organizacje społeczne czy polityczne, mają w Polsce prawo manifestować poglądy. Na ulice wychodzą organizacje nawet o bardzo radykalnych poglądach i traktowane są jako integralna część demokracji. Z kolei jednym ze wskaźników demokratyczności kraju jest możliwość manifestowania poglądów odmiennych do tych, które propagują aktualnie sprawujący władzę. Obywatelska aktywność kibiców wynika z ich troski o to, co ich łączy, w co wierzą i czasami wręcz bezgranicznie kochają. Jeśli władze decydują o likwidacją ich klubu, jak w Gorzowie, trudno oczekiwać, że będą się temu biernie przyglądali. Gdyby to byli wyznawcy jakiejś religii, którym zamyka się świątynie, to pewnie ich protest spotkałby się z większym zrozumieniem społecznym.

Jak pan odbiera tzw. wojnę Tuska z kibolami? Niektórzy narzekają, że cel słuszny, ale te metody... zamykanie stadionów, pokazówki itp.

Działania rządu są równie spektakularne, co nieskuteczne. Mechanizm jest prosty. Premier śledzi to, co dzieje się w mediach i dostrzega, że normalni obywatele wyrażają oburzenie faktem, że na mecze jakiegoś tam klubu jechała ekipa z maczetami. Wyborcy premiera po prostu oczekują od niego, że wreszcie zrobi z tym porządek. Następnie premier dzwoni do ministra Jerzego Millera, który dostaje ostrą reprymendę, następnie reprymendę od Millera dostaje gen. Rapacki i ma w ciągu trzech dni wymyślić jakiś sposób radzenia sobie z problemem. Ani ten, ani żaden z poprzednich rządów niczego w tej sprawie nie wymyślił, więc gen. Rapacki tradycyjnie postuluje zaostrzenie przepisów, zwiększenie wymiaru kar oraz nowe kompetencje dla policji. Porządni obywatele się cieszą, że premier ostro zareagował. Większość z nich nigdy nie przyjdzie na mecz, więc los kibiców jest im obojętny. Dla nich sport to przede wszystkim telewizja. Policja się cieszy, bo powiększa swoje uprawnienia. W krótkim okresie czasu słupki popularności pójdą w górę, minister dostanie pochwałę na Radzie Ministrów i do czasu następnych incydentów prawie wszyscy będą szczęśliwi.

Kto wygra w tej wojnie?

Na tym idiotycznym konflikcie niemal wszyscy przegrają. Policja zyska nowe uprawnienia. Podobnie jak na amerykańskiej wojnie z terroryzmem najwięcej zyskały służby specjalne, które mogą niemal bezkarnie inwigilować amerykańskich obywateli, dowolnie transportować i torturować więźniów na terenie obcych państw. Zwycięzcą wojny z kibicami będzie policja.

* Dominik Antonowicz - ma 34 lata, doktor socjologii, pracuje na UMK w Toruniu. Od kilku lat bada zachowania kibiców żużlowych i piłkarskich. Autor pracy "Kibice jako wspólnota niewidzialnej religii". Prywatnie kibic Apatora Toruń.


Źródło: Gazeta Wyborcza Zielona Góra
http://gorzow.gazeta.pl/gorzow/1,35211,10410903,Socjolog__Na_wojnie_Tuska_z_kibolami_przegramy_wszyscy.html
Dodano: 06-10-2011 13:00
Odsłon: 232

Skomentuj: