Wiadomości » Gospodarka »
Neutralności w sieci: początek debaty. Koniec internetu, jaki znamy?
Neutralności w sieci: początek debaty. Koniec internetu, jaki znamy?
Czy pewnego dnia z komórek T-Mobile nie znikną Onet czy Nasza Klasa? Czy blogerzy będą musieli się zrzucić na budowę nowych masztów? Telekomy chcą, by na rozwój sieci łożyli wszyscy.- 100 mln złotych - Miroslav Rakowski, prezes Polskiej Telefonii Cyfrowej, zdejmuje marynarkę. Zostaje w różowej koszuli bez krawata. Wygodnie rozpiera się w fotelu. - Mniej więcej 100 mln zł rocznie na jednego operatora.
To kwota, jaką chciałby wyciągnąć T-Mobile, od właścicieli portali internetowych, sieci społecznościowych, domów mediowych, agencji reklamowych. Słowem, wszystkich zarabiających na reklamie w internecie.
Pretekstem jest obciążenie sieci: operatorzy komórkowi coraz gorzej sobie radzą z rosnącą ilością przesyłanych danych. Przybywa nie tylko internautów korzystających z komórek, ale też podłączonych do sieci urządzeń. Do zwykłych komórek doszły smartfony, laptopy i tablety.
- Za trzy lata nasza sieć może po prostu się zatkać. Skoro nie można zarobić na tych reklamach, należy je ograniczyć, bo ich obsługa kosztuje - tłumaczy Rakowski.
Oddajcie nasze 100 mln
PTC znana użytkownikom dzięki takim markom jak T-Mobile czy Heyah twierdzi, że na reklamy przypada blisko 20 proc. transmisji danych w jej sieci. Prezes spółki kalkulację przedstawia tak: każdy z trzech głównych operatorów komórkowych w Polsce inwestuje w rozwój sieci ok. 500 mln zł rocznie. Skoro reklamy zajmują w niej aż 20 proc., to niech branża, która z reklam żyje, złoży się na jedną piątą inwestycji w sieć. Wychodzi 100 mln zł. T-Mobile sprawę chce rozegrać tak. Formalnie nie będzie blokował reklam z własnej inicjatywy, lecz zapyta swoich abonentów: "Czy chcesz płacić za reklamę?". Z badań PTC wynika, że negatywnie odpowie ok. 80 proc. abonentów.
Nic dziwnego, że branża internetowa zareagowała oburzeniem. - To niebezpieczne i niezgodne z prawem - słychać. Izba Wydawców Prasy twierdzi, że nawet niezgodne z konstytucją. Na razie obie strony prowadzą dyskusję tylko na łamach gazet. Do pierwszego spotkania ma dojść pod koniec listopada. Nastroje są bojowe. Czy właściciele portali są gotowi zamknąć swoje treści przed użytkownikami T-Mobile? - To może zmierzać w tym kierunku - mówi Łukasz Wejchert, prezes zarządu grupy Onet oraz wiceprezes TVN. Inni zapowiadają, że pozwą T- Mobile do sądu.
Rakowski twierdzi, że jest gotowy na próbę sił. Jednak wątpi, czy rzeczywiście dojdzie do skrajnych ruchów.
To odradza starą dyskusję o tym, kto komu ma płacić. Łukasz Wejchert zaznacza, że japoński operator komórkowy DoCoMo pobiera od swoich abonentów dodatkowe opłaty za dostęp do treści i część z nich wpłaca portalom za to, że napędzają ruch w jego sieci. - Dlaczego w Polsce ma być odwrotnie? - pyta retorycznie. Z kolei Tomasz Kulisiewicz, główny analityk firmy doradczej Audytel, przywołuje przykład kin, które oddają studiom filmowym część wpływów z biletów kinowych. - Gdyby nie treści, jakie można otrzymać dzięki internetowi, operator komórkowy nie sprzedałby kilkunastu milionów smartfonów. Takie urządzenia nie byłyby potrzebne bez z możliwości korzystania z serwisów internetowych - mówi Kulisiewicz. Według niego żądania T-Mobile przypominają sytuację, w której producent filmu miałby płacić kinom za pokazywanie filmu, bo właściciel kina mógłby przecież wyciąć z filmu ulokowane w nim marki produktów.
- Załóżmy czysto hipotetycznie, bo to niedorzeczna myśl, ale załóżmy, że zgodzimy się zapłacić operatorom 10 proc. z naszych przychodów - mówi "Gazecie" Kimon Zorbas, wiceprezes IAB Europe, organizacji zrzeszającej firmy z branży internetowej. W zeszłym roku e-reklama na Starym Kontynencie przyniosła ok. 17,7 mld euro.
- Daje to 1,7-1,8 mld euro rocznie. Czy to rozwiąże problem operatorów? Przecież to kropla w oceanie ich potrzeb! - uważa Zorbas. I dodaje, że skoro T-Mobile uważa ten rynek za lukratywny, powinien uruchomić własną agencję reklamową. Kowta 100 mln złotych, o której mówi prezes PTC, wydaje się przesadzona. I przypomina "miliardowe" straty przemysłu filmowego i muzycznego spowodowane piractwem. Daleko jej też do realiów: choć rynek reklamy mobilnej się rozwija, to wciąż jest mikroskopijny. Branża szacuje, że w tym roku będzie on wart około 20 mln zł.
W starciu gigantów odłamkiem oberwą mniejsze serwisy, nawet blogi, które też zarabiają głównie na reklamie.
- To, co robi T-Mobile, to test dla rynku dość desperacka decyzja - mówi Anna Streżyńska, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej. I zwraca uwagę, że niewielkich serwisów czy blogów w Polsce jest zdecydowana większość.
Rakowski wzrusza ramionami. - Muszą się dostosować. Jako operatorzy jesteśmy dokładnie w takiej samej sytuacji, gdy UKE nagle zmienia zasady - tłumaczy. Np. regulacje w sprawie rozliczeń między operatorami (tzw. stawek MTR).
Dyskusja jest podszyta niepokojem. T-Mobile to nie tylko operator komórkowy, lecz też istotny reklamodawca. Na rozpoczętą w czerwcu zmianę szyldu z Ery na T-Mobile spółka ma wydać łącznie 100 mln zł, głównie na reklamę. Dlatego branża internetowa stara się ważyć słowa.
Jednak to tylko przygrywka do szerszej debaty. I tylko jeden z elementów skomplikowanej układanki, która ma dać odpowiedź na pytanie fundamentalne: czy internet, jaki znamy, właśnie się kończy? Czy Google i Facebook będą płacić operatorom za przejazd internetową autostradą? Czy w internecie będą - odwołując się do Orwella - równi i równiejsi?
Internet nie neutralny
- To przecież absurdalne, by kosztami budowy infrastruktury energetycznej obciążać toster, a nie finansować jej z kieszeni konsumenta. A operatorzy chcą brać pieniądze od obu stron - irytuje się Barry Diller, szef IAC/InterActiveCorp. Mówi wprost, że wielkie telekomy chcą ustawić płatną bramkę na wjeździe do internetu.
Gra toczy się o zasadę tzw. neutralności w sieci. Zasadę, która ukształtowała dzisiejszy internet i dzięki której na internetowym szkielecie wyrosły potężne spółki, jak Amazon, Google czy Facebook. Ale też miliony mniejszych, często rodzinnych biznesów.
Z punktu widzenia zasady neutralności taka TP SA, UPC czy T-Mobile są tylko operatorami rury. Przez rurę przepychają dane, bity, które mogą tworzyć zarówno film z YouTube'a, jak i zwykły mail. Bit to bit - operatorzy mają je przepychać sprawiedliwie, niezależnie od tego, skąd dany bit pochodzi ani czy to film, czy głos, czy tekst. Właściciele rury nie mogą dyskryminować żadnej strony internetowej, żadnej aplikacji, żadnego urządzenia. Nie mogą też nikogo faworyzować. Innymi słowy, Facebook ma w rurze działać wedle tych samych reguł co Nasza Klasa. Jak zarabia się dziś na rurze? To użytkownicy płacą za dostęp do niej. [wprawdzie od kilku lat istnieją faworyzowane pakiety danych - te związane z telefonią internetową - ale o tym, czy pakiet ma priorytet, nie decydują operatorzy, lecz sprzęt sieciowy].
Źródło: Gazeta Wyborcza
http://gospodarka.gazeta.pl/IT/1,69805,10564164,Neutralnosci_w_sieci__poczatek_debaty__Koniec_internetu_.htmlDodano: 01-11-2011 12:00Odsłon: 332
Dodano: 01-11-2011 12:00
Odsłon: 332