Wiadomości » Gospodarka »
Admirał z Kaszub i setki jego motorówek w Amsterdamie
Admirał z Kaszub i setki jego motorówek w Amsterdamie
Kaszuby, wieś Bojano kilkanaście kilometrów od Gdyni. Nowe domy, kilka sklepów szkoła i... sylwetki motorówek. Dziesiątki małych kadłubów przed niewielką halą produkcyjną w centrum wsi. Ponad połowa z nich trafi do Holandii, reszta do Niemiec i Norwegii. To właśnie na eksport trafia dziś cała produkcja spółki Admiral Boats.Wiesław Kleba do nazwy Admirał jest bardzo przywiązany. Bo przynosi mu w biznesie szczęście. Zaczynał z dala od motorówek. Zaczynał od handlu, stworzył się sklepów detalicznych właśnie znanych jako sieć Admirał. Sieć się rozrastała i... I w odpowiednim momencie Kleba sprzedał swoje sklepy. Zainwestował w dworek-hotelik w Sopocie, nad samym morzem. Zbudował obiekt, oddał go do użytku, prowadził kilka lat i... znowu sprzedał. Nazwa biznesu? Oczywiście Admirał.
Z kapitałem i pomysłami pojawił się w Bojanie, gdzie jego znajomy, w niewielkiej hali, wytwarzał spojlery do samochodów, głównie ciężarowych.
Na pytanie jak udaje się odnosić sukces kolejno w handlu, gastronomii, a potem inwestuje się w spojlery i motorówki, Kleba odpowiada z uśmiechem.
- To kwestia sposobu prowadzenia biznesu, dla mnie najważniejszy jest zespół otaczających mnie ludzi. Mnie nie interesują szczegóły, od nich są poszczególne osoby, które mają swobodę działania. Każdy wie co ma robić, każdy zna swoje zadania. Natomiast fakt, że mam szczęście do ludzi.
Biznes w Bojanie prowadzi tak samo. Jest "tylko" szefem rady nadzorczej, bieżącą działalnością zajmuje się ktoś inny.
Spojlery, Holender i szczęście
Rok 2007. Biznes ze spojlerami nie rozwija się w Bojanie tak, jak przewidywał ówczesny właściciel. W firmie szukają innych pomysłów na produkcję.
- W planach było m.in. tworzenie małych kadłubów motorówek - mówi Andrzej Bartoszewicz, prezes Admiral Boats. - I wtedy właśnie w firmie pojawił się Holender, Antoon Mayers.
Mayers szukał w Polsce firmy, która wyprodukowałaby kadłuby prostych motorówek dla odbiorcy w Holandii. W Bojanie deklarowali, że są gotowi do przyjęcia takiego zlecenia.
- W Holandii najpierw kupuje się rower, potem motorówkę, a dopiero na końcu samochód - powtarza żartobliwą opinię o mieszkańcach Niderlandów prezes Bartoszewicz. - A na poważnie, to znaleźć się na takim rynku to marzenie każdego producenta.
Pierwsze kadłuby powstają w 2008 r. To małe motorówki, dziś obecne na rynku m.in. pod nazwą Admirał 360, które stają się początkiem nowej ery w Bojanie. Gdy okazuje się, że wejście na rynek udało się, w Admiral Boats powstają szybko kolejne projekty. W 2009 r. do Holandii trafiają nowe modele, już zaprojektowane w Bojanie. Niektóre z nich z ubikacją i prysznicem.
- To specyficzny rynek, handlujemy ze stałą grupą odbiorców, znamy się osobiście, mamy do siebie zaufanie - podkreśla Bartoszewicz.
Pomorska spółka jest w tej szczęśliwej sytuacji, że jej dochody są niezależne od sprzedaży w salonach. Ryzyko ponoszą odbiorcy kadłubów. Admiral Boats produkuje kilkanaście ich podstawowych wzorów. O ostatecznym wyposażeniu, np. o rodzaju silnika, decyduje klient już w salonie w Niemczech, Holandii, czy Norwegii. Całość produkcji trafia bowiem na te rynki. Ponad połowa do Holandii, około 20 proc. do Norwegii, reszta do Niemiec. Ogromne znaczenie ma jednak rynek norweski - tam bowiem sprzedawane są największe, a co za tym idzie najdroższe łodzie.
Klęska urodzaju w stylu retro
- W 2010 roku sprzedaliśmy około 700 kadłubów za 4,8 mln zł, a w 2011 r. było to już około tysiąca motorówek. Ale przychody wyniosły aż 18 mln zł - opowiada prezes Bartoszewicz. - Tak wyraźny wzrost wartości wynika z faktu, że sprzedajemy więcej dużych jednostek. Na 2012 r. zakładamy sprzedaż na poziomie 40 mln złotych. W naszej branży mamy "klęskę urodzaju", portfel zamówień na 2012 r. mamy wypełniony, są już przymiarki do 2013 r. W naszej branży nie mam mowy o kryzysie.
Produkcja jest prowadzona w 5 halach na terenie całego Pomorza oraz w kujawsko-pomorskim. Firma przymierza się do inwestycji w Pomorskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, chce uruchomić produkcję w okolicach Tczewa.
Niezależnie od inwestycji w Polsce w Bojanie zastanawiają się nad... kreowaniem mody na rynku motorówek. W 2011 r. zaproponowano motorówki z zaokrągloną rufą, nawiązujące swoim kształtem do jednostek powstających wiele lat temu. Moda 'retro" chwyciła natychmiast i przyczyniła się do znakomitych wyników spółki w 2011 r. Na rok 2012 przygotowana została inna linia - tzw. motorówki XL, szersze, z wyższymi burtami. W kwietniu, maju będzie wiadomo, czy moda na XL chwyciła.
- To bardzo ważna część naszej działalności, ale też bardzo ryzykowna. Wyprodukowanie modeli, które "nie chwycą" to straty liczone w setkach tysięcy złotych - ocenia Bartoszewicz.
Systematycznie rośnie też zatrudnienie w spółce i firmach kooperujących. Na ostatniej wspólnej Wigilii zjawiło się ponad 100 osób. - Rok wcześniej mieściliśmy się przy jednym, chociaż dużym stole - mówi Bartoszewicz. Sukces mierzą też w uzyskiwanych nagrodach - choćby takich jak medal na targach "Wiatr i woda" organizowanych w Gdyni.
Plusy, minusy
Czy rozwój firmy byłby możliwy bez wstąpienia Polski do Unii Europejskiej?
- Pewnie tak, chociaż byłoby zdecydowanie więcej pracy i barier do pokonania - ocenia Bartoszewicz. Jak przykład podaje wysyłkę transportu do Holandii i Norwegii. Po motorówki dla holenderskich odbiorców przyjeżdża samochód, ładuje się towar i... o sprawie "zapomina". Do Norwegii trzeba przygotować odprawę, a więc formalności jest więcej.
Unijne regulacje biurokratyczne nie budzą w spółce negatywnych emocji. - Zasady są jasne, a przestrzeganie zasad certyfikacji jest korzystne także dla nas. Nasz produkt jest bowiem poddawanych niezależnej, zewnętrznej ocenie. Dzięki temu i klient i my mamy pewność, że motorówka jest bezpieczna, jeśli używa się jej zgodnie z zasadami - mówi Bartoszewicz.
Jako bariery w rozwoju w Bojanie wskazują m.in. postawę niektórych instytucji finansowych. W polskich bankach urzędnicy próbują uzyskać dostęp do dokumentów finansowych spółek współpracujących z polskim producentem. Taka postawa na zachodzie budzi... niedowierzanie. - Mieliśmy też analityka z banku, który "wiedział lepiej" jaka będzie wartość naszej produkcji - wspomina z uśmiechem Bartoszewicz.
Efekt jest taki, że spółka zorganizowała finansowanie swoich przedsięwzięć m.in. przez emisję obligacji i właśnie szykuje kolejną.
Barierą w rozwoju jest też brak wykształconych pracowników. Do zakładów Admiral Boats trafiali m.in. zwalniani stoczniowcy z Gdyni. część z nich została na stałe, ale wielu odeszło szukając innej pracy.
Do tej pory wszystkie motorówki produkowane w spółce trafiały za granicę. W planach na 2012 r. jest uruchomienie sprzedaży w Polsce, najprawdopodobniej w Gdyni. Problem w tym, że nowa motorówka to wydatek podobny do zakupu nowego samochodu średniej klasy. Czy uda się przekonać Polaków, że warto w taki sprzęt inwestować? Admirał pokaże...
Źródło:
http://gospodarka.gazeta.pl/firma/1,31560,10992085,Admiral_z_Kaszub_i_setki_jego_motorowek_w_Amsterdamie.htmlDodano: 19-01-2012 12:00Odsłon: 413
Dodano: 19-01-2012 12:00
Odsłon: 413