Wiadomości » Warszawa »
Polski Amisz: W Warszawie nie da się żyć
Polski Amisz: W Warszawie nie da się żyć
Do Cezarowa, gdzie mieszkają, przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Patrzą, kiwają głowami, uśmiechają się. Potem o nich opowiadają. Że mieszkają w lesie, że mają siedmioro dzieci i czas. Że sami pieką chleb i rzadko bywają w sklepie. On nosi brodę, ona... I tak dalej.- Mieszkasz w Warszawie? Tam nie da się żyć - mówi Jacob Martin. - Warszawiacy nie umieją wykorzystywać czasu. Nie mają go, bo gonią na pieniądzem, który utożsamiają ze szczęściem. Kiedyś ludzie wieczorami przesiadywali na ławkach przed domami i gadali o wszystkim. Teraz mają czas tylko na to, aby siedzieć przed telewizorem. Wpadają w depresję, idą do psychologa. Tam przez godzinę gadają i płacą za to sto złotych. A przecież wystarczy rozmowa z sąsiadem.
Po chwili namysłu dodaje: - Zresztą tu na wsi jest nieco podobnie. Ludzie nie chcą współpracować. Każdy koniecznie musi mieć swój własny ciągnik. Świat jest głupi.
ZIEMIA
Jest najważniejsza, bo na niej człowiek buduje dom, wypasa bydło, sadzi warzywa. Wiele więcej nie potrzeba, aby żyć zgodnie z wolą Bogą. Tylko się z tą ziemią uporać, wyczuć ją. Sprawić, aby rodziła. 1,5 hektara to mało, aby wykarmić dziewięcioosobową rodzinę, ale jeśli wszyscy razem na niej pracują, jest to możliwe. Nie trzeba jej grodzić. Płoty potęgują strach. Samotna amerykańska rodzina musi być odważna.
Fiasko misji pod Mińskiem
Anita i Jacob Martinowie (ona ma 43 lata, on - 41) pochodzą z wielodzietnych rodzin amiszowskich z Pensylwanii. Właśnie w tej części Stanów Zjednoczonych znajdują się największe skupiska tej wspólnoty chrześcijan powstałej z rozłamu Kościoła mennonickiego w XVII w. Szacuje się, że jest ich obecnie ok. 200 tys. Amisze rygorystycznie przestrzegają norm obyczajowych. Ci najbardziej ortodoksyjni nie używają telefonów i sprzętów AGD, a przemieszczają się bryczkami zaprzęgniętymi w parę koni.
17 lat temu kilka amiszowskich rodzin przyjechało do Polski na misję. Byli to przedstawiciele postępowych zborów, które dopuszczają posiadanie w domach elektryczności czy prowadzenie samochodu. Właśnie w Cezarowie pod Mińskiem Mazowieckim miała powstać ich osada. Projekt upadł po trzech latach. Wszyscy prócz Martinów wrócili do Stanów. Oni zostali. Ich rodziny nie zaakceptowały tej decyzji, a wspólnota amiszowska wyrzekła się ich. Są w Polsce sami.
- Ten projekt nie miał szans. Amerykańskie misje nie mogą udać się w Europie, bo tu ludzie mają inną mentalność. Co możemy powiedzieć Polakom? Że nasza religia ma 400 lat tradycji? Przecież odrzekną: a nasza 2 tys.! - peroruje Jacob. - Może gdyby przyjechało tu 20 rodzin amiszowskich, które mieszkałyby razem, coś by z tego wyszło.
DOM
Piętrowy, pokryty zielonkawą blachą. Buty zdejmuje się w ciemnym przedsionku i od razu wchodzi do dużej kuchni, która jest też jadalnią i salonem. Pośrodku - stół i krzesła, pod oknem - kanapa i fotele. Dzieci śpią na piętrze, rodzice na parterze. Drzwi do obu sypialni są w nocy otwarte, bo piec stoi na dole. Z przedsionka można też wejść do niewielkiej obory, w której są krowy, świnie i kilkadziesiąt kur.
Czego może chcieć Bóg
Jacob sam zbudował dom. Nie ma stałej pracy. Z dorywczych zajęć na budowie czy w stolarni ma kilkaset złotych miesięcznie. Ze sprzedaży jajek dochodzi z 400 zł. To im wystarcza. Jacob: - Są trzy rzeczy potrzebne w życiu: jedzenie, ubranie i dom. Jednak ludzie ganiają za tym, czego nie potrzebują. Przez cały rok ciężko pracują, aby mieć dwa tygodnie urlopu i wydać wszystkie oszczędności. Zamiast zastanowić się nad tym, czego chce Bóg, ludzie robią to, co chcą, i myślą, że to da im szczęście.
- Jak się dowiedzieć, czego chce Bóg? - dopytuję.
- Z Pisma Świętego. Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, więc jego wolą jest, żeby każda kobieta miała męża, a każdy mężczyzna żonę. Z takiego związku pojawiają się dzieci. A dziecko to nie kura, która rośnie w ciągu jednego roku. Dziecko przez 20 lat życia potrzebuje opieki rodziców, co oznacza, że małżeństwo musi być trwałe. Młodzi ludzie powinni założyć rodzinę i wychować dzieci. Jeśli to się uda, to za 20 lat Bóg będzie miał dla nich kolejne zadania. Człowiek jest stworzony dla życia dla kogoś, a nie dla siebie.
CHLEB
W sklepie kupują tylko proszek do pieczenia, sodę, sól i cukier. Masło i mąkę robią sami. Sprawami kuchennymi zarządza Anita. Uczy też tego swoje córki. Gdy zagniata ciasto na chleb, one się przypatrują. Potem razem wlewają je do foremek, wkładają do piekarnika. Chłopcy pomagają w trudniejszych pracach w obejściu. Znoszą siano i zboże z pola.
Właśnie tacy z nas amisze
Zbór, który wysłał Martinów do Polski, już nie istnieje. Jacob: - Są wspólnoty, z których Pan Jezus po cichu wychodzi i już nie wraca.
W niedziele Martinowie jeżdżą na nabożeństwa do Warszawy do Kościoła zielonoświątkowców, choć nimi nie są. Amiszami już zresztą też nie. - Jesteśmy chrześcijanami - mówią. - Mamy prąd, samochód, komórkę.
- Zresztą proszę zobaczyć - Anita otwiera szafkę, w której stoi komputer, i wybucha śmiechem. - Właśnie tacy z nas amisze. To wprawdzie w połowie komputer, a na w połowie żółw, ale jednak...
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,8951784,Polski_Amisz__W_Warszawie_nie_da_sie_zyc.htmlDodano: 15-01-2011 19:00Odsłon: 277
Dodano: 15-01-2011 19:00
Odsłon: 277