Wiadomości » Warszawa »
Wyrzucili ich z domu, nazwali zdrajcami
Wyrzucili ich z domu, nazwali zdrajcami
- Nie tylko z Łukaszenką musimy wygrać, ale i z obojętnością ludzką - mówi białoruski działacz opozycyjny i student Uniwersytetu Warszawskiego Franak WiaczorkaGrzegorz Szymanik: Co się dzieje na Białorusi miesiąc po stłumieniu manifestacji?
Franak Wiaczorka: Nasza Białoruś się podzieliła: część za Łukaszenką, część przeciwko niemu. Podziały są nawet w rodzinach. Mam przyjaciół, których rodzice wyrzucili z domu i nazwali zdrajcami, za to że poszli na manifestację. A przecież większość z tych, którzy wyszli na ulice, nie miało nic wspólnego z polityką, zareagowali pierwszy raz.
Za to w opozycji, która nie zawsze się ze sobą zgadza, przestały istnieć podziały. Wszyscy są zajęci pomocą represjonowanym, ich rodzinom, rozpowszechnianiem informacji o tym, co naprawdę działo się 19 grudnia. Informujemy o tym wszędzie. Hasła "Precz z Łukaszenką" są wypisywane nawet na pieniądzach - pieniądz to dobra ulotka, nikt nie wyrzuci, sam krąży między ludźmi. Co się jeszcze zmieniło? Mam nadzieję, że Europa po kilku latach łagodzenia kursu wobec Łukaszenki też w końcu zrozumiała, że on się nie zmieni. Represje, aresztowania, prześladowania ciągle trwają. Pomóc mogą tylko sankcje. Ja, wszyscy moi znajomi czekamy na sankcje Europy. Wtedy Łukaszenka będzie miał związane ręce.
Połowę tego miesiąca spędziłeś w areszcie.
- Podczas manifestacji 19 grudnia dostałem pałką po głowie, potem paralizatorem. Ale przeniesiono mnie za ręce w bezpieczne miejsce i udało mi się uchronić przed aresztowaniem. Pięć dni nie nocowałem w domu. Dopiero 29 grudnia złapali mnie na ulicy, gdy włączyłem telefon. Wrzucili do samochodu, najpierw na KGB, potem na milicję.
Jesteś synem jednego z najbardziej znanych białoruskich opozycjonistów Wincuka Wiaczorki, więc kontestacja była w twoim domu obecna pewnie zawsze. Ale czy nigdy nie przeszła ci przez głowę myśl: "A dam sobie spokój, ktoś inny się tym zajmie"?
- A na kogo mam to zrzucać? Jak nie ja, to kto? Już się nie boję, że coś mi zrobią. A nawet jeśli, pojawią się nowi. Długo to nie może potrwać.
Nie wszyscy twoi rówieśnicy tak myślą.
- Jak wzięli mnie za karę do wojska na 15 miesięcy, tam zauważyłem, że bardzo wiele osób w moim wieku zamyka oczy na niesprawiedliwość i dba tylko o siebie. Byłem też świadkiem, jak na ulicy OMON złapał moją przyjaciółkę. Wieczór, ulica pełna. Oni zaczęli bić, ciągnąć ją, a ludzie nie to nie reagowali, ale zamykali oczy. Nie patrzyli w tym kierunku. Nie chcieli. Dlatego nie tylko z Łukaszenką musimy wygrać, ale i z obojętnością ludzką.
Wzięli cię do wojska mimo chorego serca i kategorii "niezdolny do służby". Gdy próbowałeś decyzję zaskarżyć, zadziałała prasa: Wiaczorka niedobry, w armii nie chce służyć.
- W żołnierskim dzienniku co numer mi poświęcano mi pierwszą stronę. Ale patrz, to broń obosieczna. Pokazali w telewizji w prime timie film 30-minutowy, że nie chcę służyć w wojsku. Następnego dnia wszyscy na ulicy mnie poznawali. Już nie pamiętali, o czym był ten film, ale twarz zapamiętali: pan był w telewizji! Propaganda mnie rozreklamowała. Teraz jak jeżdżę po kraju, to ludzie poznają.
Masz zakaz wyjazdu z Białorusi?
- Dostałem taką pieczątkę w 2008 roku.
Ale studiujesz dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim w programie stypendialnym. Jak docierasz do Warszawy?
- Mam dwa szlaki, którymi potrafię wyjechać. Jeden przez Rosję i Ukrainę, a o drugim nie powiem. Całe życie jestem w drodze, przyzwyczaiłem się. Nauczyłem się przeszkody obchodzić. Na każdą kłodę, którą nam władza podkłada, jest jakieś rozwiązanie. My jesteśmy młodzi, mamy mnóstwo pomysłów. Dlatego z ekipą Łukaszenki wygramy.
Z polskimi kolegami i koleżankami na studiach o Białorusi rozmawiasz?
- Tak, i wiele osób chodzi na debaty, białoruskie koncerty. Ale większość sytuacją na Białorusi się nie interesuje. Bardzo chętnie rozmawiają o aborcji, eutanazji, ślubach homoseksualnych. Dla mnie to są sprawy drugorzędne i trochę abstrakcyjne. Na razie to muszę myśleć o tym, co robić, żeby wybory były wolne i uczciwe, żeby można było mówić prawdę i nie martwić się, że wrzucą cię za to do więzienia.
Franak Wiaczorka - białoruski działacz polityczny młodego pokolenia, były przewodniczący młodzieżówki Białoruskiego Frontu Ludowego, współpracownik telewizji Biełsat, student dziennikarstwa na UW. Jest synem znanego działacza opozycyjnego Wincuka Wiaczorki
Zobacz także: Tydzień w Warszawie na zdjęciach
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,8981846,Wyrzucili_ich_z_domu__nazwali_zdrajcami.htmlDodano: 21-01-2011 00:00Odsłon: 268
Dodano: 21-01-2011 00:00
Odsłon: 268