Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

Zbigniew Maćków: Dobry architekt jest jak chirurg

Zbigniew Maćków: Dobry architekt jest jak chirurg

Jak trafić na czerwony dywan, ile wart jest Wrocław w Barcelonie, czy opłaca się inwestować w historię, jak się szybko nie zestarzeć - mówi architekt Zbigniew Maćków
Beata Maciejewska: Właśnie ogłoszono termin końca świata, a przynajmniej pewnej epoki. Jesienią 2012 roku ma być wyburzony Solpol. Kiedy go budowano na początku lat 90. zwiastował początek nowej epoki. I politycznej, i architektonicznej. Po latach peerelowskiej szarzyzny pojawił się kolorowy jak papuga budynek. Zwiastun postmodernizmu, supernowoczesny. Już nie jest supernowoczesny, na elewacji pojawiła się rdza, kolorowe płytki odpadają, szpeci pryncypalną ulicę Wrocławia. Po zaledwie osiemnastu latach zniknie z centrum miasta duży, reprezentacyjny (w zamyśle) dom handlowy! Nie dziwi to pana?

Zbigniew Maćków*: Nie jestem fanem tej architektury, ale Solpol jest świadectwem historii. Dobrze byłoby go zostawić, żeby nasi potomkowie widzieli, jak rozwijało się miasto. Niestety, tak jak szybko go wybudowano, tak szybko zapadła decyzja o wyburzeniu budynku.

Ale dodajmy, że budynku zamieniającego się w ruinę. Dom Wertheima (czyli dziś Renoma) lepiej wyglądał po kapitulacji Festung Breslau niż Solpol po osiągnięciu pełnoletności. Nie pomogło mu to w zdobyciu obrońców.

- To prawda. Taki dom handlowy, stojący w centrum miasta, powinien mieć to, co Anglicy nazywają "durability", czyli trwałość, żywotność, odporność na czas. Solpol nie miał.

Dom braci Barasch, czyli Feniks, zdobi Rynek od ponad stu lat, Wertheimowi stuknęła osiemdziesiątka, dawny Petersdorff (Kameleon) Ericha Mendelsohna jest równie wiekowy. Wszystkie mają wielką klasę architektoniczną i "durability". Są po prostu piękne. W odróżnieniu od większości współczesnych centrów handlowych. Dzisiaj uroda już w sprzedaży nie pomaga?

- Uważam, że pomaga. Proszę sobie wyobrazić Harrodsa w budynku klasy Solpolu, a nie w wiktoriańskim pałacu. Przecież tam już od wejścia czujemy 150 lat historii firmy. Tradycja, jakość, ekskluzywność musi mieć swoją oprawę.

Ale ma też i swoją cenę. Może trzeba rezygnować z urody na rzecz użyteczności i mniejszych kosztów?

- Nie w centrum miasta! Pół biedy jeśli na obrzeżach miasta buduje się kompleks handlowy, który przypomina skrzyżowanie baraku z namiotem. Jednak w centrum musi stanąć piękna bryła, bo zniszczy całą przestrzeń. A to jest przestrzeń publiczna. Wytrzyma pani oglądanie na Świdnickiej blaszaka, nawet z najwygodniejszym dla klientów sklepem i wspaniałą sceną na artystyczne chałtury? Zresztą w Polsce już widać początki zmian w architekturze projektowanej na potrzeby handlu. Poznański Browar czy łódzka Manufaktura są nie tylko funkcjonalne, ale i ładne.

We Wrocławiu też się pojawiła taka jaskółka. To pan ją wypuścił. Rozbudowa legendarnego domu towarowego Wertheima autorstwa Pracowni Projektowej Maćków została doceniona w listopadzie przez jurorów bardzo prestiżowego World Architecture Festival w Barcelonie. Zgłoszono ponad tysiąc projektów z całego świata, ale przebiliście się do ścisłego finału w kategorii "New and Old". Zresztą jako jedyni Polacy. Nikomu wcześniej nie udała się ta sztuka. Jak sędziowie - notabene najbardziej gorące nazwiska światowej architektury - zareagowali na fakt, że przyjechaliście z projektem centrum handlowego?

- Dużym zdziwieniem. Spodziewali się, że przyjedziemy z czymś małym, na przykładem domem jednorodzinnym. A tu taki kosztowny obiekt. Nie spodziewali się, że w Polsce jakiś inwestor pozwoli nam poszaleć przy projektowaniu centrum handlowego. To zwykle nie są wizytówki architektoniczne.

Ale inwestor wam pozwolił. Nie liczył się z pieniędzmi?

- Oczywiście, że się liczył. Na szczęście zależało mu także na jakości projektu. Był z zagranicy, pracował już z wybitnymi architektami, a poza tym projekt wrocławski otwierał całą serię rewitalizacji należących do niego polskich domów towarowych, w tym tak znanych obiektów jak warszawski Cedet i Smyk.

Spolegliwy inwestor z pieniędzmi plus ambitne zadanie... Chyba każdy architekt o tym marzy?

- Zadanie wydawało nam się na początku banalne i mało ambitne: ot, nałożyć na sklep jakąś skórę.

Zaraz, nie na sklep, tylko na ikonę luksusowej modernistycznej architektury. Sześciopiętrowy gmach według projektu berlińskiego architekta Hermanna Dernburga był dumą przedwojennego Wrocławia. Wzniesiony na stalowej konstrukcji, a na zewnątrz wyłożony różnobarwnymi ceramicznymi cegiełkami pokrytymi częściowo płatkowym złotem, co dawało efekt migotania kolorów. Wrażenie na klientach robiły duże sale sprzedaży, nowoczesne windy, pierwsze na Śląsku ruchome schody i dwa czterokondygnacyjne dziedzińce nakryte szklanymi świetlikami i wyłożone afrykańskim drewnem. Rozumiem, że mieliście przywrócić ten przepych i dołożyć równie luksusową nową część.

- Ale Wertheim to dzieło skończone, którego nie powinno się dotykać. Dlatego pojawiło się kilkadziesiąt pomysłów, których jądrem był kontrast z bryłą Wertheima, np. na zasadzie monumentalnego głazu. Do ostatniego momentu nie wiedzieliśmy, jak on będzie wyglądał. Architekt miejski prosił, żebyśmy pokazali wizualizację, a my jak studenci na zajęciach: że kot zjadł, komputer się popsuł... Główną inspiracją była tak naprawdę dynamika, która w tych modernistycznych budynkach jest niesamowita - one niemal odjeżdżają z kartki. Postanowiliśmy, że potraktujemy swoją bryłę tak, jak Dernburg potraktował swoją, czyli oblekamy ją w długie horyzontalne podziały, tworzymy przekładaniec. Postawiliśmy na minimalizm. Główną cechą fasady jest jej wachlarzowato odgięta forma i złote żaluzje.

To jest zewnątrz. Ale wy także zmieniliście wnętrze. To jest dopiero nowość, jeszcze ważniejsza dla inwestora, bo mająca być źródłem zysku. Jak przerobić 80-letni dom towarowy, żeby był wygodny dla klientów, skoro Solpol po 18 latach już okazał się przestarzały dla potrzeb współczesnego handlu?

- Architekt jest jak chirurg. Najpierw sprawdza, gdzie się pacjent połamał, a dopiero potem wyciąga maści i bandaże. Przywrócenie budynku do życia nie polega na jego wyczyszczeniu i odmalowaniu, tylko zdiagnozowaniu archaiczności funkcji. W ciągu 80 lat zdążyliśmy dolecieć na księżyc, zrobiliśmy się wygodniejsi, mamy mniej czasu i inaczej robimy zakupy. Czasy domów towarowych, należących do jednej firmy handlowej, z otwartą przestrzenią już się skończyły. Żeby reanimować taki obiekt, trzeba go przerobić na galerię handlową. Zrobić pasaże, zaprojektować ciąg zamkniętych sklepów należących do różnych firm. I zamiast ośmiu kondygnacji handlowych urządzić najwyżej trzy, bo na wyższe wygodny klient już nie wjedzie. Górę powinny zajmować biura.

Startowaliście w Barcelonie w kategorii "Old and New" i mieliście w finale 16 konkurentów. Wszyscy musieli poradzić sobie z adaptacją starych obiektów. Który się panu najbardziej podobał?

- Butikowy hotel, który chińscy architekci zrobili w Szanghaju z dwóch zabytkowych kamienic. Ale wygrała turecka adaptacja starych term na agencję reklamową. Przyznam jednak, że bardzo trudno było porównywać te projekty. Wszystkie były bardzo dobre, ale bardzo różne. Jak ocenić, czy lepsze tiramisu, czy szarlotka? Wnętrze hotelu w Szanghaju (bo tam projekt polegał głównie na przebudowie wnętrz) czy opakowanie łaźni? Ale warunki konkursu wymagają, że w końcu zagrały fanfary i jeden wyszedł na czerwony chodnik.


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8981364,Zbigniew_Mackow__Dobry_architekt_jest_jak_chirurg.html
Dodano: 22-01-2011 10:00
Odsłon: 298

Skomentuj: