Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Warszawa »

Warszawa? A po co tam jechać?

Warszawa? A po co tam jechać?

Mieszkańcom Budapesztu nawet nie przychodzi do głowy porównywać się z Warszawą. Miasta, które żywo obchodzą przeciętnego budapeszteńczyka, to Praga i Wiedeń - mówi Iván Tosics, dyrektor Instytut Badań Urbanistycznych w stolicy Węgier.
Jerzy Celichowski: W czym są podobne i czym się różnią Warszawa i Budapeszt?

Iván Tosics: Jest wiele podobieństw między tymi miastami. Oba mają po 1,7 mln mieszkańców, z tym że wielkość Budapesztu maleje. Oba leżą na wschodnich peryferiach Europy i są lokalnymi centrami. Budapeszt to styk Europy i Bałkanów, Warszawa to brama na północny wschód. W porównaniu z nimi sytuacja Pragi jest trochę inna, bo leży ona głębiej w Europie.

Konkurentem Budapesztu w roli bramy Europy jest Wiedeń, Warszawy - Berlin. Jak dotąd zarówno Wiedeń, jak i Berlin lepiej wypadają w tej konkurencji. Warszawa i Budapeszt nie są konkurentami, choć znajdują się w podobnej sytuacji geopolitycznej.

Z punktu widzenia rozwoju miast istnieją też spore różnice. Warszawa została całkowicie zbombardowana w czasie wojny i straciła swój historyczny charakter. Budapeszt, choć też go bombardowano, udało się odbudować w jego pierwotnym kształcie. Tło urbanistyczne obu miast zatem się różni.

Kiedyś porównałem rozwój Budapesztu, Pragi i Warszawy. Wyszło mi na to, że dwiema skrajnościami są Praga i Warszawa. W Pradze cały rozwój oparty jest na bardzo bogatym dziedzictwie historycznym, podczas gdy Warszawa postawiła na bycie ośrodkiem gospodarczym. Budapeszt plasuje się pomiędzy tymi opcjami. Nie ma tak bogatego dziedzictwa kulturalnego jak Praga i nie jest tak dynamiczny gospodarczo jak Warszawa, ale z każdego z tych elementów ma troszeczkę. Jak widać, te trzy miasta, które zwykle wymienia się na świecie jednym tchem, reprezentują jednak bardzo różne strategie rozwoju.

Jak wyglądają szanse rozwojowe Warszawy na tle Budapesztu?

- W początkach lat 90. jednoznacznie prowadził Budapeszt. Tu najwcześniej trafił kapitał zagraniczny, tu najszybciej odbyła się prywatyzacja, tutejsze władze miasta chciały inwestycji zagranicznych. Warszawa nie miała wówczas jasnej koncepcji rozwoju i Budapeszt wygrał. Po roku 2000 sytuacja się odwróciła.

Warto zwrócić uwagę na różnicę między obydwoma krajami. Polska ma niemal 40 mln ludzi, Węgry tylko 10. Wielką wartością Polski jest zdecentralizowana sieć wielkich miast. Warszawę można porównywać z innymi dużymi polskimi miastami. Na Węgrzech natomiast jest tylko jedno centrum - Budapeszt jest prawie dziesięć razy większy niż następny na liście Debreczyn.

Pytanie, na ile Warszawa będzie w stanie odgrywać rolę centrum większego obszaru pomiędzy Berlinem a Moskwą. W Budapeszcie w swoim czasie nasz burmistrz Gábor Demszky marzył o tym, by Budapeszt stał się centrum bankowym. To się w ogóle nie udało. Jeśli dodać aktywa wszystkich budapeszteńskich banków, to wyjdzie średniej wielkości bank francuski.

A jak pana zdaniem wypada Warszawa w porównaniu z Budapesztem z punktu widzenia turysty?

- Jeśli ktoś przyjedzie do Budapesztu, to od razu widzi, że to piękne, nawet jeśli miejscami zapuszczone miasto. W Budapeszcie atrakcyjna jest też kultura alternatywna - puby w ruderach, festiwal Sziget. W Budapeszcie żyje się dobrze.

Warszawa nie urzeka pięknem. Krajobraz zdominowany jest przez wieżowce, niektórym się to podoba, innym nie. Warszawa nie miała innego wyboru, nie da się odbudować historycznego miasta. Niewykorzystana jest rzeka. Dla mnie to dziwne, jest rzeka, a nie można zejść na jej brzeg, nie jest tak wkomponowana w miasto jak Dunaj.

Jakie są zatem pierwsze wrażenia budapeszteńczyka, który przyjeżdża do Warszawy?

- Rzecz jasna widzi drapacze chmur, których nie ma ani w Budapeszcie, ani w Pradze i prawie nie ma w Wiedniu. Drugą rzeczą jest fatalny stan przestrzeni publicznej. Ta masa różnych kiosków, dziurawych chodników, ulic, nieporządek. W Wiedniu nawet poza śródmieściem jasno jest zaznaczone, gdzie można parkować, przestrzeń publiczna jest uporządkowana. W Budapeszcie poczyniono kroki w tym kierunku, w Warszawie proces jeszcze się nie zaczął.

To jak budapeszteńczycy oceniają Warszawę w porównaniu z Budapesztem?

- Tak naprawdę to mieszkańcom Budapesztu nawet nie przychodzi do głowy porównywać się z Warszawą. Miasta, które żywo obchodzą przeciętnego budapeszteńczyka, to Praga i Wiedeń. W latach 70. i 80. jeździło się stopem po Polsce, ale obecnie po co jeździć do Warszawy? Do Pragi jedzie się z powodu zabytków, do Wiednia na zakupy, spacer czy dla odpoczynku. Budapeszteńczycy uważają, że do Warszawy nie ma dziś po co jechać.

Nie ma niczego, czego Budapeszt może pozazdrościć Warszawie?

- Warszawa jest bardziej przedsiębiorcza, dynamiczniejsza. Jeśli Polacy dobrze wykorzystają nadchodzący okres, to kilkaset tysięcy ludzi wróci z Zachodu, przywożąc ze sobą doświadczenie tam zdobyte. Trzeba stworzyć dla nich środowisko przyjazne przedsiębiorczości. Warszawa ma szansę to zrobić. Budapeszt czy Wiedeń starzeją się, szarzeją, wszystko jest bardzo uregulowane, Warszawa natomiast oferuje niemal nieograniczone możliwości. Tuż za nią są rynki wschodnie. Miasto może stać się centrum przedsiębiorczości zwróconym w stronę Wschodu.

Jak wypada ocena transportu miejskiego w obu miastach?

- Wiadomo, że jedna linia metra w Warszawie to zdecydowanie za mało. Tabor komunikacyjny - przynajmniej do zeszłego roku - też był przestarzały. A w Budapeszcie transport publiczny w dalszym ciągu jest stosunkowo dobry.

Kluczową kwestią w obu miastach jest regulacja i ograniczenie ruchu samochodowego. W Budapeszcie coraz więcej robi się w tym kierunku, na przykład niedawno utrudniono wjazd autem do ścisłego śródmieścia. W ramach przebudowy ulic zwężono jezdnie i zreorganizowano ruch tak, by zniechęcić do wjeżdżania kierowców pragnących tylko przejechać przez tę część miasta. Jednocześnie uatrakcyjniono ją dla pieszych przez wyłożenie kamieniem chodników, postawienie nowych ławek czy zbudowanie szeregu małych fontann. Takich małych kroków powinno być więcej. Myślę tu o opłacie za parkowanie czy wjazd do strefy śródmieścia, o rozwoju transportu publicznego.

Które z miast będzie najbardziej dynamiczne za 20-30 lat?

- Za 20-30 lat na całą Europę świat będzie patrzeć jak na jakiś skansen. Kontynent się zestarzeje, rozwój nas ominie. Choć peryferyjne miasta będą miały swoją szansę. Warszawa może stać się najdynamiczniejszym i największym miastem w regionie. Ale nie musi. Przypomnijmy sobie tylko historię Berlina. Gdy w okresie zjednoczenia Niemiec zdecydowano, że tam się przeniesie stolica kraju, snuto plany pięciomilionowej metropolii, trzeciego miasta w Europie. W rzeczywistości miasto zdołało zaledwie utrzymać swoją wielkość - 3,5 mln - jak było, tak jest. Nie jest przy tym pewne, że Polska powinna wszystkie środki rzucić na rozwój Warszawy. Sieć innych dużych miast jest wielką wartością.

Co jest największym sukcesem Budapesztu, największym problemem, jakie miasto ma plany?

- Sukcesem jest zachowanie jednolitego charakteru architektonicznego miasta. Budapeszt uważany jest za jedno z piękniejszych miast Europy. Tu jest równowaga tendencji do zachowania dziedzictwa historii, otwartości na kapitał i utrzymania charakteru kulturalnego.

Największym problemem jest komunikacja. Olbrzymi jest ruch samochodów, zła jest jakość powietrza i wiele osób z tego powodu wyprowadza się z miasta.

W dłuższej perspektywie dużo zależy od tego, w jakim kierunku pójdą Węgry. Jeśli nie stanie się nic nadzwyczajnego, za 20 lat będzie tu 8,5 mln ludzi (obecnie jest 10 mln) w wyniku zmian demograficznych. Nie wiadomo, na ile otwartym na imigrantów krajem będą wówczas Węgry.

Pytanie też, na ile otwarty będzie Budapeszt wobec sąsiadujących z nim miejscowości. Obecnie miasto zamyka się na swoich granicach. Tymczasem inwestorzy myślą w kontekście obszaru o promieniu stu kilometrów. Gdyby ten obszar potrafił współpracować, stworzyć wspólne plany rozwojowe, to powstałby atrakcyjny czteromilionowy region. Węgrzy nie są najlepsi we współpracy, ale pomarzyć można.

Jak widać, co do planów rozwoju Budapesztu trudno coś pewnego powiedzieć. Jest kryzys finansowy, kryzys BKV (zakłady transportowe), kryzys metra, a pieniędzy z Unii będzie coraz mniej. Dynamicznego rozwoju nie widzę, ale wciąż należy się starać, by miasto było lepsze do życia.

Tydzień w Warszawie na zdjęciach. Zobacz najlepsze



Źródło: warszawa.gazeta.pl
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,8995124,Warszawa__A_po_co_tam_jechac_.html
Dodano: 24-01-2011 13:19
Odsłon: 208

Skomentuj: