Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Warszawa »

Jeździli z chorym dzieckiem całą noc po szpitalach

Jeździli z chorym dzieckiem całą noc po szpitalach

Matka dwuletniego chłopca jeździła z nim całą noc po mieście, szukając szpitala. W Warszawie jest za mało łóżek pediatrycznych, ale problemem jest też brak jakiejkolwiek koordynacji i informacji o wolnych miejscach.
Chłopiec kolejny dzień miał temperaturę powyżej 38 stopni. - Był bardzo osłabiony. Nic nie jadł od pięciu dni - opowiada jego matka.

Lekarz wezwany do domu w czwartek powiedział, że potrzebna jest kroplówka na wzmocnienie i dał skierowanie do szpitala.

Rodzice pojechali do lecznicy przy Wołoskiej. Tu było najbliżej. - Pielęgniarka w izbie przyjęć stwierdziła, że jak lekarze z oddziału się zgodzą, to go zarejestruje. A oni nawet nie chcieli spojrzeć na dziecko, bo nie mieli miejsc. Odesłali nas na Działdowską, bo tam jest dyżur - mówi kobieta.

Dojechali tam przed północą. W izbie przyjęć czekało jeszcze kilkoro chorych dzieci. - Przyjmował jeden lekarz i wcale się nie śpieszył - opowiada kobieta. - Gdy w końcu zbadał małego, stwierdził, że jest w złym stanie, ale kroplówki nie ma jak mu podać, bo nie ma gdzie go położyć.

Pani Ewa opowiada, że nasłuchała się, jak bardzo jest nieodpowiedzialna, bo nie zaszczepiła syna przeciwko grypie. - To było ponad moje siły. Przyjechałam szukać pomocy. Był środek nocy, a pan doktor zakładał maskę i za chwilę ją ściągał i pouczał wszystkich rodziców. Tratował nas jak idiotów.

Gdy matka poprosiła, żeby lekarz poszukał wolnego miejsca w innej lecznicy, wskazał jej szpital na Wolskiej. - Miałam jechać do szpitala zakaźnego z osłabionym dzieckiem? - mówi kobieta. - To jakiś absurd.

Rodzice zabrali dziecko do domu. - Karmimy go po kropelce, żeby się jeszcze bardziej nie odwodnił. Czuję bezradność i złość. Nie pojechałam do szpitala kłócić się o wolne łóżko, ale szukałam pomocy. Wszędzie czuliśmy się jak intruzi.

Robert Krawczyk, dyrektor szpitala przy Działdowskiej i Litewskiej, tłumaczy, że jest wysyp infekcji i mimo że na oddziałach stoją dostawki, to i tak brakuje miejsc. - Szpital nie jest z gumy. Staramy się przyjąć jak najwięcej dzieci, ale są granice naszej wydolności - mówi i dodaje, że w Warszawie brakuje ok. 100 łóżek dla dzieci i dlatego co roku w okresie największej zachorowalności są takie problemy z ich hospitalizacją.

Jarosław Buczek, rzecznik szpitala MSWiA przy Wołoskiej, wyjaśnia, że mają 15 miejsc i ciągle są wszystkie zajęte. Wstawiali już dodatkowe łóżka, ale to wciąż za mało. - Moglibyśmy w ciągu pół roku uruchomić dodatkowych 25 miejsc, ale potrzebujemy na to 13 mln zł, a tych pieniędzy nie mamy. Staramy się o ich przyznanie w Ministerstwie Zdrowia - mówi Buczek.

W Warszawie jest pięć szpitali dziecięcych, ale niektóre lecznice mają też oddziały pediatryczne. Lekarze, wystawiając skierowanie, nie kierują jednak do konkretnego miejsca. Rodzice muszą szukać w ciemno. Nie ma telefonu, pod którym by dowiedzieli się o wolne miejsca. A one jednak są. - My od kilku dni mamy wolnych dziewięć łóżek - mówi Izabela Marcewicz-Jendrysik, dyrektorka szpitala przy Kopernika. - Codziennie przyjmujemy dzieci, bo mamy całodobowy dyżur.

Przeczytaj także: Czy warszawianki zaczną jeździć rodzić do Piaseczna?
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,9022753,Jezdzili_z_chorym_dzieckiem_cala_noc_po_szpitalach.html
Dodano: 30-01-2011 09:00
Odsłon: 167

Skomentuj: