Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

Co, jak, kiedy i dlaczego? O drogach do wytrwałości

Co, jak, kiedy i dlaczego? O drogach do wytrwałości

- Pytanie, dlaczego jedni się nie poddają, mimo że się im wszystko wali, a drudzy w podobnych warunkach rezygnują, dręczy mnie od dawna. Ale nie mam na nie prostej odpowiedzi - mówi psycholog prof. Wiesław Łukaszewski.
Dorota Wodecka: Jest pan współautorem książki "Wytrwałość w działaniu". Wiadomo, dlaczego ludzie są wytrwali?

Prof. Wiesław Łukaszewski: Wytrwałość nie jest cechą charakteru. To raczej właściwość zachowania w danej sytuacji. W jednej sytuacji można być wytrwałym, w innej niekoniecznie. Skłonny jestem mówić o "osobowościowym" trzymaniu się obranego kierunku u ludzi nieco zaburzonych. Kompulsywnych, sztywnych, skrajnie upartych, którzy utracili zdolność dopasowywania się do warunków. Uważają, że skoro coś zaczęli, to muszą skończyć. Nawet jeśli zobaczą, że ich wysiłek już nie ma sensu. To ośli upór, którego nie byłbym skłonny nazywać wytrwałością. To troszkę tak jak z człowiekiem, który zgubił klucze do domu. Może w kółko próbować otwierać zamek przypadkowo dobranym kluczem, choć już po pierwszej próbie wiadomo, że klucz nie pasuje. Ale można się pozornie poddać i zawołać ślusarza. Różnicę widzę w sposobie patrzenia na wyniki swojego działania - jako na przymus czy jako jedna z możliwości.

Są tacy, którym idzie jak po grudzie, ale brną do celu. Dlaczego się nie poddają?

- Pytanie, dlaczego jedni się nie poddają, mimo że się im wszystko wali, a drudzy w podobnych warunkach rezygnują, dręczy mnie od dawna. Ale nie mam na nie prostej odpowiedzi.

Sądzę, że niebagatelny wpływ ma na to nabywane we wczesnym dzieciństwie przekonanie o podstawowej kompetencji. Przekonanie, że mogę i potrafię zrobić wszystko, co tylko zechcę. Jest wiele takich dzieciaków i wielu takich dorosłych. Sam do takich należę. W szkole nam nie szło zbyt dobrze, ale wiedzieliśmy, że bez względu na dwóję czy tróję i tak zdobędziemy w życiu to, czego zapragniemy. I robiliśmy swoje.

Skąd się bierze takie przekonanie?

- Przede wszystkim ze sposobu, w jaki ludzie dorośli reagują na próby samodzielności u dzieci. Sądzę, że bardzo wiele objawów słomianego zapału, jakie obserwujemy w życiu społecznym, to rezultat błędnych sposobów wychowywania: wymuszających posłuszeństwo, ochraniających, ograniczających dzieciom możliwość samodzielnego działania. Kiedy przyjeżdżam do Wrocławia, przesiaduję często w ogrodzie botanicznym i słyszę, co najczęściej mówią rodzice do swoich małych dzieci

Uważaj?

- "Nie idź tam, bo się pobrudzisz", "Uważaj, bo sobie zrobisz krzywdę", "Nie dotykaj". Gdziekolwiek dziecko obróci głowę, tam spada ściana. Taka socjalizacja nie może prowadzić do wytrwałości, co najwyżej do zrywów, czasem nawet patriotycznych. Nie prowadzi do prób samodzielnego kształtowania swojego swego losu, ale raczej kształtuje pragnienie przewodnika albo nawet charyzmatycznego wodza, który poprowadzi do jakiegoś celu. Byle nie za daleko, bo nogi rozbolą.

Dobry materiał na studenta zapatrzonego w promotora.

- Wychowywanie pod parasolem ochronnym nie uczy rozwiązywania problemów, bo przecież rzadko dochodzi do spotkania z nimi.

Pamiętam Amerykankę, która była w parku ze swoim z dzieckiem. Czytała książkę, tymczasem kilkulatek wdrapał się na stertę belek i uderzył w płacz, bo nie potrafił zejść. Ona spokojnie oświadczyła, że skoro wszedł, to zapewne będzie umiał zejść, więc nie ma powodu do płaczu. Polska matka zakasałaby kieckę, zniosłaby dzieciaka, potrząsnęłaby nim i przypomniała, że przecież ostrzegała przed wchodzeniem gdziekolwiek. Ta polska metoda jest nie tylko treningiem posłuszeństwa, ale też treningiem w działaniach krótkoterminowych - trzeba zrobić krok i sprawdzić reakcję rodzica. Potem się okazuje, że te dorosłe już dzieci nie potrafią samodzielnie zrobić dwóch kroków. I rezygnują, kiedy pojawiają się jakieś trudności.

To bardzo typowe w naszym życiu społecznym. Obserwuję to u studentów, którzy przez wakacje zabiegają, aby zapisać się na seminarium magisterskie. Dowodzą, że proponowany temat seminarium jest najbardziej interesujący, że nie wyobrażają sobie, by mogli zająć się czymś innym. Podczas pierwszego spotkania dowiadują się, że muszą sami postawić pytanie, które będziemy potem ulepszać i na które wspólnie poszukamy odpowiedzi. Nie masz w głowie tego pytania, to nie zrobisz dalszego kroku. Podczas trzeciego spotkania część magistrantów deklaruje, że chce się przenieść na inne seminarium - tam, gdzie dostanie gotowy temat pracy. Brak samodzielności nie wynika ze złej woli czy defektów intelektu u studentów. Oni prawdopodobnie przez całe dzieciństwo mieli włączoną taką specjalną wersję GPS-u z komunikatem: za 200 metro skręć w prawo.

Zatem dzieci wiejskie powinny być bardziej wytrwałe?

- Dzieci, którym pozwolono na samodzielność w codziennym życiu. Patrząc z tej perspektywy, rzeczywiście dzieci wiejskie są bardziej samodzielne i bardziej wytrwale. Im jest po prostu trudniej. Więcej rzeczy muszą robić same. I potrafią same robić więcej. Kiedyś przejrzałem amerykański periodyk z listą laureatów nagród Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego dla młodych. Aby ją otrzymać, nie tylko nie można przekroczyć trzydziestki, ale w dodatku trzeba mieć oszałamiający dorobek naukowy. Z dziesięciu nagrodzonych dziewiątka to były dzieci nowych imigrantów. Oni musieli nauczyć się więcej, żeby poradzić sobie w nowych warunkach. Wielu wybitnych uczonych pochodzi ze wsi. To pracowici, mądrzy, przebojowi ludzie, którzy nie boją się ciężkiej roboty. Podkreślę - samodzielnej roboty!

Są tacy, co odpuszczają tuż przed metą. Na przykład studenci rzucają studia na ostatnim roku albo tuż przed magisterką.

- Porzucanie działań tuż przed osiągnięciem celu jest bardzo powszechne. Wystarczy się rozejrzeć, żeby zobaczyć setki niedokończonych działań. Można to wytłumaczyć na dwa sposoby. Wracając do studentów, po pierwsze nie kończą studiów z obawy przed następnym krokiem. Nie wiedzą bowiem, jak skonsumować swój sukces, nie mają wizji tego, co robić dalej. Po drugie boją się poddać ocenie o wartości diagnostycznej. Przerywając studia, zapewniają sobie poczucie komfortu. Pozostają z myślą, że gdyby tylko chcieli, toby je skończyli. Zarazem uniemożliwiają sprawdzenie tego praktycznie. Wprawdzie nie osiągają zamierzonego sukcesu, ale pozostaje im sukces potencjalny czy wirtualny.

Miesięcznik "Charaktery" organizował konkurs o indeks, w którym uczestnicy mieli napisać cztery prace na zadane tematy - jedna w każdym miesiącu. Grupa osób, które wysłały trzy prace, ale nie przysłały ostatniej, była najliczniejsza. Nie napisali jej, bo prawdopodobnie bali się oceny diagnostycznej. A takich ocen unikają ludzie niepewni siebie.

Kim są ci, co się jej boją?

- Prawdopodobnie ludźmi, dla których zadanie, którego się podjęli, jest miarą ich wartości.


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9016323,Co__jak__kiedy_i_dlaczego__O_drogach_do_wytrwalosci.html
Dodano: 30-01-2011 11:00
Odsłon: 244

Skomentuj: