Wiadomości » Warszawa »
Kolejny proces przeciw policjantom nie może się zacząć
Kolejny proces przeciw policjantom nie może się zacząć
Po raz trzeci nie udało się sądowi rozpocząć procesu trojga policjantów i strażnika miejskiego oskarżanych o pobicie.- Jeżeli człowiek jest niewinny, to przychodzi i z podniesionym czołem to mówi - komentuje Dominik Nowalski, jeden z pokrzywdzonych i oskarżycieli posiłkowych w procesie, który nie może się zacząć. Wczoraj przepychanki z sądem trwały dwie godziny i gdy już wydawało się, że akt oskarżenia zostanie odczytany, okazało się, że jest kolejna przeszkoda (o tym dalej).
Sprawa dotyczy jednej z wielu policyjnych interwencji. Ta zakończyła się nietypowo, bo połamaniem nóg - ojca i syna, czyli Wiesława i Dominika Nowalskich. Jak przebiegała, szczegółowo opisze sąd, a właściwie dwa sądy.
Bezsporne jest na razie, że w Boże Narodzenie 2007 r., zanim na Górny Mokotów przyjechał patrol policji (potem drugi), obaj panowie Nowalscy swobodnie mogli chodzić. Gdy kilkanaście godzin później policja zwalniała ich z komendy do domu, obaj mieli połamane nogi, ślady pobicia, a starszy mężczyzna rozciętą głowę.
Policja, jak zwykle, stwierdziła, że wszystko było fair, nikt nie nadużywał siły. No, może nie wszystko. Bo gdy Nowalscy poszli z obdukcją do prokuratury, by się poskarżyć, policjanci zaczęli opowiadać, jak byli szarpani, lżeni, a któryś dostał nawet po twarzy. Ich koledzy z mokotowskiej komendy szybko sporządzili akt oskarżenia o naruszenie nietykalności funkcjonariuszy, zmuszanie ich do "odstąpienia od czynności" itd. Sprawa - w tzw. trybie uproszczonym - rozegrała się bez wiedzy i udziału Nowalskich. Zostali ukarani. Dopiero po ich sprzeciwie od wyroku nakazowego sąd zaczął zwykły proces. Nowalscy się na niego stawiają, policjanci też, ale tu występują w roli pokrzywdzonych.
Prokuratura przypadkiem pobicia (na ulicy, w komisariacie?), czyli sprawą przeciwko policjantom, zająć się nie chciała. Szybko ją umorzyła raz, potem drugi. To daje możliwość pokrzywdzonym wystąpienia do sądu z prywatnym (tzw. subsydiarnym) aktem oskarżenia. W ubiegłym roku procesu nie udało się rozpocząć, bo na ławie oskarżonych (troje policjantów plus strażnik) ciągle kogoś brakowało. Wczoraj cała czwórka przyszła.
Ale obrona najpierw wniosła o zawieszenie sprawy do czasu wyroku sądu w procesie Nowalskich o szarpanie. Sąd się nie zgodził. Gdy sędzia Agnieszka Jaźwińska nie zgodziła się także na odroczenie rozprawy do czasu rozpatrzenia zażalenia na wcześniejszą decyzję, pani adwokat zarzuciła jej brak bezstronności. Wniosła o wyłączenie sędzi. Nie było podstaw - w przerwie stwierdziło trzech innych sędziów.
Do odczytania aktu oskarżenia było tuż-tuż. Gdy nagle jedyna w gronie kobieta oskarżonych - Inez W. (zdaniem pokrzywdzonych to ona kopała po łydkach) przypomniała sobie, że latem 2007 r. rozbolała ją głowa. Tak mocno, że przeszła badania w oddziale neurologicznym pewnego szpitala. Na takie dictum recepty nie ma. Policjantkę - co sąd zrobił - skierować trzeba na badanie psychiatryczne, by lekarze wypowiedzieli się, czy "tempore criminis", czyli w Boże Narodzenie, mogła "rozpoznać znaczenie swojego czynu i pokierować swoim postępowaniem". Inaczej - czy kopiąc, jeśli kopała - mogła przewidzieć, że piszczel chroni tylko cienka warstwa skóry i łatwo ją złamać. Rozpoczęcie procesu sąd odroczył, nie ustalając nowego terminu.
Przeczytaj także: Kto połamał nogi taksówkarzom? Mężczyźni skarżą policję
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,9033530,Kolejny_proces_przeciw_policjantom_nie_moze_sie_zaczac.htmlDodano: 01-02-2011 11:00Odsłon: 357
Dodano: 01-02-2011 11:00
Odsłon: 357