Wiadomości » Warszawa »
Nie mogę stać, więc krzesło przyniosłam z domu
Nie mogę stać, więc krzesło przyniosłam z domu
Od lat pracuję na umowy zlecenia i umowy o dzieło. Teraz prawdopodobnie nie będę miała przez jakiś czas jakiegokolwiek zatrudnienia, więc postanowiłam zarejestrować się jako bezrobotna. Zależało mi na ubezpieczeniu zdrowotnymPodejście pierwsze - poniedziałek
Na stronie internetowej urzędu pracy przy ul. Ciołka 10 A trudno było znaleźć wiadomości o rejestracji bezrobotnych. Wpisując hasła w przeglądarkę, trafiłam na "zapisy przez internet", ale pierwszy wolny termin był za dwa tygodnie, więc podjęłam karkołomną decyzję wybrania się rankiem "po numerek".
Urząd jest czynny od 8 do 16, a właściwie do 15 , bo do tej godziny przyjmowani są interesanci, albo w sumie do 14, bo do tej godziny wydawane są zbawienne numerki. Nie można prościej? Ktoś mi polecił, że mam być równo o 8. Byłam za dziesięć ósma, jak się okazało, za późno, przed zamkniętymi drzwiami na zimnie tłoczyło się już ok. 60 osób. Kto wejdzie pierwszy?! Przecież trzeba bronić kolejności pełną piersią. Ktoś w kolejce powiedział mi, że trzeba się kierować do automatu wydającego numerki. Dobrze, przynajmniej miałam już strategię.
Gdy drzwi się otworzyły, tłum przepchnął mnie do środka jak na rockowym koncercie. "Bydło!", "Co za chamstwo!" - kolejka wrzała z podirytowania.
To, że dostałam numerek 114, czyli tak naprawdę jakiś 20 w kolejce, to chyba jakaś gwiazdka z nieba. Trzęsącą ręką schowałam go do portfela jak wygrany los w totolotka, zastanawiając się, czy mi go zaraz ktoś nie wyrwie. Potem pozostało już tylko wgapiać się w monitor, który teoretycznie miał wyświetlać, który numer w kolejce jest teraz obsługiwany, a który będzie następny. Niestety przez cały czas wyświetlał się napis "Proszę czekać na wywołanie", a numerki pojawiały się tylko na parę sekund. Niezły sposób, żeby sprawdzić, czy zestresowany bezrobotny jest spostrzegawczy.
Stoi się w korytarzu, w kurtkach, w ścisku i za nic nie można odejść, żeby numerek nie przeleciał. Stoi się, bo nie ma ani jednego krzesła czy ławki. A formularz zgłoszeniowy wypełnia się na ścianie, podłodze lub kolanie, ponieważ najbliższy stół jest za daleko, żeby móc monitorować pojawiające się i znikające numerki.
Przed samym wejściem było jedno krzesełko, a na nim siedziała kobieta. Uśmiechnęłam się do niej i zażartowałam: "Przynajmniej mamy jedno krzesło udostępnione przez urząd". "Nie, proszę pani, jestem w ciąży i nie mogę stać, krzesło przyniosłam z domu" - odpowiedziała. Popatrzyłam na innych: starszy pan chyba z chorobą Parkinsona, pani po czterdziestce, inna kobieta koło pięćdziesiątki niepewnym głosem pyta kogoś, czy jeśli nie odpowie na niektóre pytania w formularzu, to urzędniczka ją i tak przyjmie. Ludzie, ratunku! Jak tak można! W kolejce same nerwy, ludzie przerażeni, zmartwieni, załamani, a co ważniejsze, czujący się pewnie jeszcze gorzej niż ja.
Pani urzędniczka zmierzyła mnie surowym wzrokiem. Nic nie mówiąc, zabrała mi kartę z ręki, mówiąc: "Dowód", "Dyplom ukończenia studiów", "Zaświadczenie od ostatniego pracodawcy". "Nie mam..." odpowiedziałam. Tego było za wiele, Pani spojrzała na mnie jak na nie do końca normalną i prawie przewracając oczami, powiedziała, że w takim razie nie mam na co liczyć i proszę przyjść, jak już będzie miała pani komplet dokumentów.
Co też uczyniłam następnego dnia.
Podejście drugie - wtorek
Znowu pobudka, o 6:30 rano, autobus, przed ósmą na miejscu. Znowu ponad 60 osób, znowu wszyscy pchają się do przodu. Znowu, ponieważ jestem mała, przepchnięto mnie do przodu i znowu gwiazdka z nieba - pierwsza piętnastka oczekujących. Myślę sobie: mam co najmniej godzinę zanim mnie obsłużą, zadzwonię do kogoś, żeby podzielić się dobrą nowiną, sukcesem i wykazaną wytrwałością charakteru. W urzędzie oczywiście zabronione jest korzystanie z telefonów komórkowych, więc muszę schować się gdzieś za rogiem. Kończę rozmowę, wracam, a tu na monitorze numerek 171! Pędem rzucam się do drzwi, biegnę do pani urzędniczki i przepraszam, że prawie przegapiłam swój numerek. Pani na to bardzo ostro: "To co pani robiła przez ten czas? W takim razie przepadła kolejka, ja pani teraz nie obsłużę, proszę iść wziąć kolejny numerek" (i odczekać 6 godzin - w domyśle). To taka kara, że nie byłam wystarczająco pokorna, cierpliwa i wytrwała. Nie miałam wyboru - mogłam tylko podkulić ogon jak pies i błagać o wybaczenie.
Kazano mi czekać, aż zostanie obsłużony pan przede mną (30 min), potem urzędniczka z silnym poczuciem władzy wysłała mnie do swojej koleżanki, u której byłam wczoraj, bo to tylko ta pani może dokończyć rejestrację, mimo że nie ma śladu po tym, że byłam tu wczoraj. Dalej średnio pamiętam co się działo, bo w myślach prosiłam, aby tylko tym razem się udało. Miałam zaświadczenie od ostatniego pracodawcy, więc byłam na dobrej drodze. Musiałam podać nawet konto bankowe, mimo że nie będę dostawać zasiłku. Dlaczego? "Do wpisania w komputer", taka była odpowiedź.
Zapytałam młodą kobietę, o której musiała przyjść, żeby być trzecia w kolejce. "Punkt szósta, nie mogę długo czekać, bo po południu odbieram dziecko ze szkoły".
Szkoda, że to wszystko dotyka ludzi, którym naprawdę nie jest łatwo, którzy nie mają pracy, tracą dobre samopoczucie i samoocenę, którzy walczą o 300-500 zł na miesiąc, żeby móc cokolwiek zjeść i się ogrzać. Ukończyłam studia psychologiczne, wiem, jak procesy poniżania ludzi działają, i teoretycznie wiem, jak im się oprzeć, ale niestety kiedy wyszłam z urzędu pracy, czułam się jakbym była rozjechaną glistą a nie człowiekiem, który czuje, że ktoś się nim zaopiekował i go wsparł.
Czy można godnie zostać bezrobotnym?
Urząd Pracy na Ciołka, w którym była pani Marta, to jeden z dwóch działających w Warszawie, gdzie bezrobotni mają otrzymać pomoc. Zapytaliśmy przedstawicieli urzędu pracy i urzędu miasta, dlaczego bezrobotny musi w urzędzie pracy przeżyć kolejne upokorzenie.
Numerek.
- Osoby, które przyszły do urzędu o 8 rano mają szansę zarejestrować się jeszcze przed południem. Reszta będzie czekać przygotowani na spędzenie w urzędzie więcej niż 3 godziny.
- Kolejka to standardowa sprawa w urzędach. Zwykle osoby, które danego dnia przyjdą do urzędu, tego samego dnia zostają zarejestrowane - tłumaczy Urszula Murawska z Urzędu Pracy na ul. Ciołka. Pytam, czy osoby chore, matki z dziećmi lub kobiety w ciąży mogą liczyć na obsługę bez kolejki? - A czy matka przyjdzie z tym dzieckiem też do pracy? - pyta Murawska. Ale jeśli inne osoby w kolejce ją przepuszczą, to może wejść wcześniej - stwierdza.
Korytarz
- Ludzie tłoczą się w wąskim korytarzu, kucają, większość wpatruje się w ekran monitora. Pani Murawska nie rozumie, czemu czekają właśnie w korytarzu - bo obok jest poczekalnia. Poczekalnia owszem jest, ale wyświetlają się tam tylko numerki dla osób załatwiających w urzędzie dodatkowe zaświadczenia i odbierających zasiłek. Numerki do rejestracji pojawiają się tylko na kilka sekund i łatwo je przegapić.
- Nawet nie wiedziałem, że jest poczekalnia, a gdzie to jest? Ja wolę tu, nie chce przegapić swojej kolejki - opowiada starszy pan stojący w tłumie na korytarzu. Poza tym poczekalnia nie pomieści wszystkich czekających na rejestrację
Zapisy do rejestracji przez internet
Znajduję je w pod hasłem "Internetowy system rezerwacji terminu rejestracji" w dziale "aktualności" - Czy nie byłoby prościej i czytelniej napisać "zapisy do rejestracji dla bezrobotnych"? Pani Murawska jest zaskoczona - wydawało nam się, że będzie to jasne. Jasne dla kogo? Nasza bohaterka ma dostęp do internetu i często z niego korzysta, ja również. Ale czy wszyscy bezrobotni mają dostęp do internetu?
(Nie)przyjazny urząd
Budynek, w którym mieści się urząd, nie jest naszą własnością, nie możemy stworzyć otwartej przestrzeni - mówi Urszula Murawska. Katarzyna Pieńkowska z biura stołecznego ratusza potwierdza - Od dwóch lat staramy się o nowy lokal dla tego urzędu pracy. Szukamy z burmistrzami nowej lokalizacji.
Adopcje zwierząt
Źródło: Dziennik Metro
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,9038966,Nie_moge_stac__wiec_krzeslo_przynioslam_z_domu.htmlDodano: 02-02-2011 10:27Odsłon: 250
Dodano: 02-02-2011 10:27
Odsłon: 250