Wiadomości » Warszawa »
Lekarze rzucają pracę w szpitalu w geście rozpaczy
Lekarze rzucają pracę w szpitalu w geście rozpaczy
Wszyscy pediatrzy z jednego oddziału szpitala przy Niekłańskiej odchodzą z pracy. To ich akt rozpaczy - twierdzą, że nie są w stanie zajmować się aż tyloma chorymi. Niestety, apeli o poprawę warunków leczenia dzieci w stolicy od lat nikt nie słyszy.- Sytuacja jest dramatyczna - mówi na łamach "Gazety" w 2007 r. Paweł Chęciński, ówczesny szef lecznicy przy Niekłańskiej. - Żeby zwolnić łóżko dla nowych pacjentów, lekarze szybciej wypisują dzieci. To niebezpieczne, ale nie mamy wyjścia.
Luty 2010 r. Szpital ma nowego dyrektora. Pięciu pediatrów łącznie z ordynatorką (mają od kilkunastu do ponad 20 lat stażu) składa wypowiedzenia z pracy. Na oddziale są 42 łóżka, leży nawet 52 dzieci. Są z nimi rodzice, więc w salach tłoczy się codziennie blisko sto osób. W nocy jest jeden lekarz, który przyjmuje też nowych pacjentów. Średnio kilkunastu w ciągu dyżuru. Zdarza się, że nie ma kiedy zrobić obchodu. Ma do pomocy trzy pielęgniarki. Gdy dziecko wymiotuje lub ma biegunkę, biegają ze ścierkami (w dzień w szpitalu sprząta firma zewnętrzna).
W grudniu lekarze napisali list do dyrekcji z prośbą o dodatkowego lekarza dyżurnego, pielęgniarkę, salową i wyższe pensje. Teraz mają ok. 4,5 tys. brutto, z dyżurami ponad 7 tys. - Przekraczamy granice bezpieczeństwa. Ostatnio, gdy nie było wolnych łóżek na oddziale intensywnej terapii, dziecko z ostrym zapaleniem płuc, które samodzielnie nie oddycha, musieliśmy położyć na dostawianym łóżku - mówią.
W piątek minął ostateczny termin na to, by dogadali się z dyrekcją. Za trzy miesiące cały zespół odejdzie z pracy. Małgorzata Stachurska-Turos, dyrektorka szpitala, twierdzi, że nie jest w stanie spełnić tych żądań. Uważa, że warunki pracy nie są złe. - Tłok na oddziale jest od lat - podkreśla. A na podwyżki nie ma pieniędzy. Uważa, że lekarze, żądając wyższych pensji w okresie szczytu zachorowań, stawiają ją pod ścianą. Jej zdaniem to szantaż.
Uzupełnienie kadry nie będzie łatwe, bo pediatrów w Warszawie brakuje. I nie pchają się do szpitali. Wolą pracować w przychodniach, gdzie nie muszą dyżurować. Do tego - według danych Naczelnej Izby Lekarskiej z 2007 r. - prawie 45 proc. naszych pediatrów jest na emeryturze lub w wieku przedemerytalnym. Stachurska-Turos zapewnia jednak, że mimo kłopotów kadrowych szpital będzie przyjmował pacjentów. Na oddział, z którego odejdą lekarze, mają przenieść się specjaliści z innych. Jest ich w lecznicy jeszcze prawie 30.
To nie koniec kłopotów z udzielaniem pomocy dzieciom w Warszawie. Za dwa tygodnie ma rozpocząć się remont Warszawskiego Szpitala dla Dzieci. Oznacza to, że na dwa tygodnie ubędzie ponad 30 łóżek. Zgodę na to musi jeszcze wydać wojewoda. Na razie analizuje, gdzie mógłby przenieść dzieci. Sęk w tym, że na oddziałach pediatrycznych w stolicy nie ma miejsc. Być może chore maluchy trzeba będzie wysyłać do Międzylesia i Grodziska Maz. Szpital przy Kopernika na remont i informatyzację dostał pieniądze z Unii i musi je wydać w terminie, bo inaczej przepadną.
Obecna dramatyczna sytuacja w warszawskiej pediatrii to efekt wieloletnich zaniedbań. Tłok na oddziałach pediatrycznych ma rozwiązać remont szpitala przy Kopernika oraz rozbudowa lecznicy przy Madalińskiego. W placówce na Mokotowie powstanie 60 łóżek pediatrycznych i chirurgicznych. Oddział ma być gotowy w drugiej połowie tego roku.
Przeczytaj także: Karetki pogotowia szybciej dotrą do rannych
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,9057676,Lekarze_rzucaja_prace_w_szpitalu_w_gescie_rozpaczy.htmlDodano: 06-02-2011 10:00Odsłon: 263
Dodano: 06-02-2011 10:00
Odsłon: 263