Wiadomości » Wrocław »
Prof. Witkiewicz: Chcę operować, ale ręce mam związane
Prof. Witkiewicz: Chcę operować, ale ręce mam związane
- Dzwonią do mnie zdesperowani chorzy z różnych stron. Chcą płacić za operacje 15-20 tysięcy złotych, byle tylko być operowanym przy użyciu robota da Vinci. Mam najnowocześniejszy światowy sprzęt, ale muszę odsyłać ich z kwitkiem - mówi prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala SpecjalistycznegoOd dwóch miesięcy operuje pan z pomocą da Vinci, pierwszego robota chirurgicznego w Polsce. Jaka różnica?
Prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu: Kolosalna. To jest chirurgia, która znosi ograniczenia klasycznych operacji. Kiedyś musiałem godzinami stać przy stole w przymusowej pozycji, a teraz siedzę wygodnie przed monitorem. Mogę pić kawę i operować. Wcześniej używałem sztywnych narzędzi, a teraz mam manetki, które są przedłużeniem moich rąk: poruszają się w siedmiu płaszczyznach i jak dłoń chirurga mogą wszędzie dotrzeć. Widzę obraz trójwymiarowo, w dziesięciokrotnym powiększeniu, jakbym siedział w brzuchu chorego. Widzę najdrobniejsze naczynia, które mogę od razu zamykać, więc pacjent nie traci krwi. Ma mniej powikłań, lepiej się czuje, szybciej wraca do zdrowia. Może wyjść ze szpitala już po upływie 24 godzin od operacji, co nie byłoby możliwe w przypadku tradycyjnej operacji „otwartej”. Nic dziwnego, że dzwonią do mnie chorzy z różnych stron. Tylko dziś odebrałem dziesięć telefonów, tak jest codziennie. To najczęściej pacjenci z nowotworami, zdesperowani. Chcą sami płacić za operacje 15-20 tysięcy złotych. Byle tylko być operowanym przy użyciu robota da Vinci.
Co im pan odpowiada?
- Że nie mogę. Osoby prywatne, mimo chęci, nie mogą płacić za operacje w naszym szpitalu, bo to jest szpital publiczny. Właśnie zadzwonił mężczyzna z rakiem prostaty, usilnie prosząc, żeby go operować robotem i że on za wszystko zapłaci. Kiedy odmówiłem, odparł, że w takim razie pojedzie do Berlina, gdzie będzie to możliwe. No, ale co ja mam zrobić, skoro NFZ nie płaci za operacje przy użyciu robota? Nie płaci, bo to pierwszy taki robot w Polsce i urzędnicy nie mają dla niego odpowiednich paragrafów. Mam związane ręce.
Skąd pan bierze pieniądze?
- Serwisowanie samego robota wynegocjowaliśmy na dwa lata, w ramach gwarancji. A pieniądze na operacje wypraszam u sponsorów, staram się też o granty naukowe. Zamiast spokojnie leczyć, muszę kombinować, jak zapewnić ciągłość operacji i szkoleń. Borykam się z brakiem wyspecjalizowanej kadry. Żeby chirurg sprawnie posługiwał się robotem, musi z jego pomocą dużo operować. Powinien zrobić sto operacji, żeby mógł kształcić następnych. Szkolenie z da Vinci jest intensywne, żmudne i wieloetapowe.
Kiedy sam zaczynałem, najpierw uczyłem się poprzez internet, potem w Strasburgu na świniach, potem w asyście mistrzów, a teraz robię to sam. Szkolenie wymaga ciągłej pracy, nabierania wprawy i doświadczenia. Każda przerwa grozi utratą nabytych już umiejętności. To wiąże się z kolejnymi kosztami, bo żeby chirurg mógł operować, muszą być pieniądze na operacje. A pieniędzy nie ma. Słowem, moi współpracownicy chcą operować, pacjenci chcą być operowani, tylko urzędnicy nie mogą refundować tych operacji. Błędne koło.
Co dalej?
- W marcu jadę do Ministerstwa Zdrowia w tej sprawie. Będę mówił o zaletach chirurgii małoinwazyjnej i o konieczności stworzenia możliwości finansowania tych procedur przez NFZ lub przez ministerstwo. Dopóki tak nie będzie, nie będziemy mogli w pełni wdrożyć systemu da Vinci.
Polskie Towarzystwo Chirurgii Robotowej, które niedawno powstało w szpitalu i któremu pan szefuje, ma służyć pozyskiwaniu pieniędzy na zabiegi?
- Do towarzystwa na razie należy ponad setka chirurgów, onkologów, ginekologów, urologów i kardiochirurgów. Na razie przygotowujemy wyceny operacji z da Vinci, żeby móc przedstawić je ministerialnej komisji opiniującej wniosek o dopisanie na listę procedur refundowanych przez NFZ. Będziemy również wydawać czasopismo "Chirurgia Robotowa". Przede wszystkim jednak będziemy szkolić, tak żeby stworzyć krajowy zespół chirurgów ekspertów.
Zgłaszają się lekarze z innych miast, którzy chcą się uczyć we Wrocławiu obsługi da Vinci?
- Tak, jest wielu chętnych. Niestety, nie mamy na razie warunków, aby takie szkolenia przeprowadzać dla większego grona.
Na razie uczą się lekarze wrocławscy, ale w przyszłości planujemy utworzenie centrum szkolenia, gdzie inni też mogliby nabywać umiejętności w dziedzinie operacji minimalnie inwazyjnych, z zastosowaniem robota da Vinci. Planujemy też zakup symulatora, który jest kompatybilny z naszymi konsolami da Vinci, a z pomocą którego moglibyśmy szlifować nasze umiejętności i szkolić innych lekarzy.
Ilu chorych było już operowanych z da Vinci?
- Od grudnia, kiedy robot został zainstalowany, mój zespół chirurgów przeprowadził 22 operacje. Początkowo wykonywaliśmy operacje w asyście ekspertów z zagranicy, prof. Giuseppe Spinoglio z Włoch, prof. Alexa Motrrie z Belgii i prof. Jana Perssona ze Szwecji. Od prawie miesiąca operujemy już samodzielnie. W tym roku chcielibyśmy przeprowadzić około stu operacji.
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9133070,Prof__Witkiewicz__Chce_operowac__ale_rece_mam_zwiazane.htmlDodano: 19-02-2011 09:00Odsłon: 259
Dodano: 19-02-2011 09:00
Odsłon: 259