Wiadomości » Wrocław »
Woda zalewa pola, bo w rowach rosną drzewa i chaszcze
Woda zalewa pola, bo w rowach rosną drzewa i chaszcze
Setki kilometrów rowów melioracyjnych na Dolnym Śląsku nadal porastają chaszcze. Gminom brakuje pieniędzy na ich udrażnianie, a pomoc władz województwa to tylko kropla w morzu potrzeb. Problem mogą rozwiązać spółki wodne, chociaż i ich możliwości są ograniczone.Na Dolnym Śląsku jest ponad 20 tys. kilometrów rowów melioracyjnych. Według prawa za ich oczyszczanie odpowiedzialny jest właściciel lub podmiot czerpiący korzyści z ich użytkowania. W praktyce obowiązek ten najczęściej spada na gminy, a te na ogół nie mają pieniędzy na tego typu prace.
- Udrożnienie 2,5 kilometra rowów to koszt rzędu 40 tys. zł, dlatego prace musimy rozłożyć na lata - tłumaczy Janusz Łucki, rzecznik Urzędu Miejskiego w Lubinie. - Jesteśmy mocno ograniczeni finansowo, ponieważ opieramy się głównie na składkach rolników, a ci nie zawsze chcą płacić.
Problem jest poważny, ponieważ niedrożne rowy melioracyjne mogą być przyczyną nieurodzaju, a nawet podtopień. Nadmiar wody zamiast odpływać do rowów gromadzi się na polach, powodując gnicie zboża. Przy obfitych opadach deszczu może to grozić nawet zalaniem znajdujących się w pobliżu gospodarstw. Tak też się stało podczas ubiegłorocznej sierpniowej powodzi. Dlatego dolnośląski urząd marszałkowski postanowił pomóc gminom w sfinansowaniu oczyszczania rowów. W sumie przeznaczył na ten cel około 2,5 mln zł.
- Za te pieniądze można oczyścić około 160 kilometrów rowów - mówi Anna Zajączkowska, dyrektorka wydziału gospodarki wodnej w dolnośląskim urzędzie marszałkowskim. - Zdajemy sobie sprawę, że to nie rozwiąże problemu, ale mamy nadzieję, że w ten sposób zachęcimy gminy do podejmowania aktywnych działań na własną rękę. Więcej na razie nie możemy zrobić. Dopóki nie zmieni się prawo, gminy będą musiały sobie same radzić z tym problemem. My możemy jedynie od czasu do czasu wspomóc je finansowo.
Część gmin sama zarządza czyszczeniem rowów w oparciu o składki rolników oraz fundusze z własnego budżetu. - Od trzech lat przy oczyszczaniu rowów zatrudniamy bezrobotnych. Wynagrodzenie wypłacamy im z własnych pieniędzy - mówi Janusz Łucki. - Udało nam się również uzyskać dodatkową pomoc od Dolnośląskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych, który dostarcza nam narzędzia.
Takie rozwiązanie mogą jednak stosować z powodzeniem tylko te gminy, w których długość rowów nie przekracza 30 kilometrów. Gdy sieć melioracyjna jest większa, koszt jej regularnego udrażniania najczęściej przekracza możliwości gminy. Dlatego coraz więcej samorządów zakłada spółki wodne, w których uczestniczy większość wsi należących do danej gminy. Spółki są odpowiedzialne za ściąganie składek od rolników i zarządzanie rowami. Oprócz mieszkańców składki często wnoszą również władze poszczególnych wsi oraz całej gminy.
- Nasza spółka działa od 2006 roku. Gmina wnosi do niej rocznie 100 tys. zł wkładu, a drugie tyle pochodzi ze składek rolników - mówi Jan Żukowski, wójt gminy Żórawina. - Na szczęście nie mamy problemu ze ściąganiem składek. Płaci je obecnie około 90 procent rolników.
Zaletą spółek są też demokratyczne procedury zarządzania: każde sołectwo wybiera jednego przedstawiciela, który reprezentuje je w zarządzie spółki. Zarząd wspólnie decyduje o wysokości składek rolników, a także o tym, które rowy będą oczyszczane w pierwszej kolejności. Najczęściej bowiem brakuje funduszy na udrożnienie wszystkich rowów w jednym okresie składkowym.
- Pieniędzy zawsze jest za mało - mówi Wiesław Kras, kierownik Referatu Rolnictwa i Ochrony Środowiska w Urzędzie Miejskim w Żmigrodzie. - Na terenie naszej gminy znajduje się około 150 kilometrów rowów melioracyjnych. Na ich udrożnienie mamy rocznie około 60 tys. zł. To stanowczo za mało, jak na nasze potrzeby.
Dla uzyskania lepszych efektów działania gminne spółki wodne łączą się też niekiedy w większe grupy. Tak postąpił również Żmigród, który razem z Miliczem, Cieszkowem i Krośnicami utworzył Rejonowy Związek Spółek Wodnych.
- Co roku każda gmina wnosi do nas składkę, której wysokość jest zależna od wielkości budżetu gminy - mówi Zbigniew Michalak, kierownik Rejonowego Związku Spółek Wodnych w Miliczu. - Nie starcza to co prawda na pokrycie kosztów wszystkich prac, i żeby się utrzymać przy życiu musimy często wykonywać prace zlecone, ale sama idea funkcjonowania podobnych organizacji jest przyszłościowa. Tylko w ten sposób możemy sobie poradzić z problemem niedrożnych rowów.
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9172758,Woda_zalewa_pola__bo_w_rowach_rosna_drzewa_i_chaszcze.htmlDodano: 27-02-2011 13:00Odsłon: 257
Dodano: 27-02-2011 13:00
Odsłon: 257