Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

Dlaczego w XXI wieku wrocławianki muszą rodzić w bólu?

Dlaczego w XXI wieku wrocławianki muszą rodzić w bólu?

W 1971 roku wrocławski anestezjolog prof. Antoni Aroński jako jeden z pierwszych w Polsce zastosował znieczulenie zewnątrzoponowe u rodzącej kobiety. Lekarze z kraju i zagranicy przyjeżdżali do Wrocławia po nauki. Dziś znieczulenia nie zapewnia kobietom żadna wrocławska porodówka
"Jednoosobowa sala z własną łazienką, co dla kobiety po porodzie jest po prostu bezcenne. Pielęgniarka do mojej dyspozycji przez całą dobę. Poród się przedłużał, bardzo się męczyłam, więc lekarz zaproponował uśmierzenie bólu. Znieczulenie? Dostałam je bez problemu. Następnego dnia fizjoterapeutka postawiła mnie na nogi i obiecała, że w razie potrzeby wymasuje mi potem piersi - wiadomo - ich ból zna każda karmiąca matka. Położna cierpliwie instruowała, jak przewinąć i nakarmić dziecko. Wizyta pediatry co najmniej dwa razy dziennie. Mogłam nawet porozmawiać z psychologiem, gdybym odczuwała taką potrzebę. Lekarz podał mi numer komórki i zapewnił, że mogę zawsze zadzwonić, gdybym chciała o coś pilnie zapytać, a nie byłoby go akurat w szpitalu".

Bajka to czy sen? Nie. To relacja z porodu w jednej z prywatnych klinik w Polsce.

Poród: rzeźnia, koszmar, trauma

Realia wrocławskich porodówek znają doskonale kobiety, które tu rodziły i opisały potem swoje przeżycia na forach internetowych i w listach do "Gazety". O swoich porodach pisały najczęściej: rzeźnia, koszmar, trauma. Zresztą nie chodzi tylko o Wrocław, fatalnie bywa też na innych oddziałach ginekologiczno-położniczych w kraju. Nie oczekuję, że w publicznych szpitalach od razu uda się stworzyć warunki, które oferują swoim pacjentkom prywatne kliniki. Ale można krok po kroku wprowadzać zmiany, które choć trochę przybliżą nas do standardów cywilizowanych krajów europejskich. Ważne jest, żeby chcieć coś zmienić.

Nie zbudujemy w jeden dzień pięknych sal porodowych, ani nie zapewnimy każdej rodzącej osobnej łazienki i opieki położnej na wyłączność, ale możemy - i jestem o tym przekonana - pomóc kobietom godnie przeżyć sam akt porodu.

Godnie to dla bardzo wielu kobiet znaczy - bez panicznego strachu przed bólem i bez bólu, który odczuwają na granicy wytrzymałości.

Wrocław jest nadal jednym z nielicznych, jeśli nie jedynym dużym miastem w Polsce, w którym rodzące nie mają dostępu do znieczulenia przy porodzie. Jest to niemożliwe, nawet gdyby sama pacjentka zdecydowała się za to zapłacić.

Znieczulenia zewnątrzoponowego podawanego przy porodzie, które od lat jest normą w większości krajów europejskich, nie oferuje żadna z wrocławskich porodówek.

Gdzie indziej w Europie każda rodząca ma do niego prawo, jeśli tylko nie istnieją poważne przeciwwskazania medyczne. Moja przyjaciółka rodziła w ten sposób w szpitalu w małej miejscowości w Niemczech już 13 lat temu! I to nie była żadna prywatna klinika położnicza. Znieczulenie zaproponował jej sam lekarz, bo widział, że bardzo cierpi i uznał, że trzeba jej pomóc.

Widziałam, co się dzieje we wrocławskich szpitalach. Pamiętam przepełnione sale, boksy porodowe, ciągłe zniecierpliwienie położnych, które nie chcą pomóc, nawet kiedy się je o to poprosi. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że u nas rodząca kobieta zostawiona jest sama sobie. Jeszcze przed kilkoma laty kobiety nawet nie śmiały pytać o znieczulenie. Wiedziały, że nie ma na to szans. Marzyły, żeby to wszystko się już skończyło i żeby jak najszybciej uciec z dzieckiem do domu.

Mamy prawo do uniknięcia cierpienia

Odnoszę wrażenie, że u nas wciąż wielu lekarzy i wiele położnych uważa, że rodząca kobieta musi cierpieć. Taki już jej los. Nie zapomnę pewnego ginekologa, który podczas obchodu zajrzał do mnie i przez uchylone drzwi zapytał: - Wszystko w porządku? Zapisać, że tutaj bez zmian - zwrócił się do położnej, nie czekając na odpowiedź. - Tylko mi nie mówić o żadnych boleściach. Piersi każdą bolą, brzuchy każdą bolą. Zacisnąć zęby i karmić. Ma boleć.

I boli. We Wrocławiu szczególnie.

Przeciwnicy porodów ze znieczuleniem argumentują, że "tak to stworzyła natura, a wszystko, co naturalne, jest dla kobiety rodzącej najlepsze". Mówi się też o "pięknie porodu siłami natury". Filozofię tę głoszą najczęściej ci, którzy nie mają zielonego pojęcia, o jakie doznania chodzi.

A przecież dziś każdy człowiek ma prawo do uniknięcia cierpienia. Wiele razy słyszałam to z ust lekarzy (a także pielęgniarek i wolontariuszy), którzy opiekują się ludźmi nieuleczalnie chorymi w hospicjach. Mówili, że jednym z ich podstawowych zadań jest uśmierzanie bólu, kiedy tylko jest to możliwe. Osiągnięcia współczesnej medycyny na to pozwalają. Powstają wciąż nowe przychodnie i kliniki leczenia bólu. Dziś nawet wizyta u dentysty nikomu już nie kojarzy się z bólem. W Polsce cierpieć najwyraźniej muszą jedynie rodzące kobiety.

Cztery tysiące podpisów na nic

Zainspirowani doświadczeniami i oczekiwaniami tysięcy wrocławianek (i nie tylko) dwa lata temu zorganizowaliśmy akcję "Chcę godnie rodzić we Wrocławiu". Jednym z naszych najważniejszych postulatów był właśnie dostęp rodzących kobiet do znieczulenia. Próbowaliśmy przekonać lekarzy, ordynatorów, dyrektorów szpitali i urzędników zarządzających służbą zdrowia, że wrocławianki (i Dolnoślązaczki) powinny mieć prawo wyboru, czy rodzić ze znieczuleniem, czy bez. Odzew był ogromny. Dostaliśmy wiele listów od kobiet, odebraliśmy mnóstwo telefonów, a pod petycją do wojewody dolnośląskiego w sprawie znieczulenia przy porodzie podpisało się cztery tysiące osób.

Poparli nas też niektórzy politycy. Na czele zespołu koordynującego sprawę znieczuleń stanął ówczesny wojewoda Rafał Jurkowlaniec. Obiecywał, że wkrótce będą one dostępne przynajmniej w niektórych wrocławskich porodówkach.

Wtedy rzeczywiście wydawało się, że tak będzie. Wszyscy mówili jednym głosem: znieczulenia powinny być standardem. Efektem naszej akcji miał być m.in. pilotażowy program "Możliwość porodu ze znieczuleniem", który wprowadził Specjalistyczny Szpital im. Falkiewicza na Brochowie. Wrocławianki miały też rodzić bez bólu w Akademickim Szpitalu Klinicznym. Dziś okazuje się, że były to deklaracje bez pokrycia. Nieliczne kobiety mogły skorzystać z programu na Brochowie, bo szpital znieczulał tylko w określonych godzinach, a trudno "wstrzelić się" z porodem między godz. 8 a 14. Jak wyjaśniał dyrektor placówki - potem nie ma anestezjologów.

Ostatnio zapytałam go, ile kobiet udało się znieczulić przy porodzie w szpitalu na Brochowie. Usłyszałam, że chyba trzy, cztery miesięcznie.


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9203867,Dlaczego_w_XXI_wieku_wroclawianki_musza_rodzic_w_bolu_.html
Dodano: 05-03-2011 11:00
Odsłon: 1246

Skomentuj: