Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

Jazda po wrocławsku, czyli żółw i zając w jednym

Jazda po wrocławsku, czyli żółw i zając w jednym

Kierowcy we Wrocławiu spod świateł ruszają flegmatycznie. Ale jak już ruszą to pędzą nie zważając na ograniczenia prędkości, ignorują znaki, światła i pieszych - to wnioski z eksperymentu, jaki przeprowadziliśmy na ulicach Wrocławia
Kierowcy często narzekają na stan dróg w mieście, wściekają się na dziury, przeklinają remonty. Mają pretensje o korki i brak zielonej fali. Mówią: - Nigdzie nie jeździ się tak źle, jak we Wrocławiu. Rzadko jednak upatrują winę w sobie. Tymczasem, jak mogliśmy się przekonać, sami też mają wiele za uszami.

Przeprowadziliśmy kilka eksperymentów, by przekonać się, jak wrocławianie zachowują się za kółkiem. Znaki ustawiane są przy drogach nie dla dekoracji, lecz w trosce o bezpieczeństwo. To oczywistość. Jednak nie dla naszych kierowców. Obserwując ich sposób jazdy, można odnieść wrażenie, że przepisy są według nich tylko po to, by je łamać. Dlatego wszędzie, jak tylko widzą taką możliwość, jeżdżą, jak im pasuje, a nie jak wskazują znaki. By zaoszczędzić kilka minut, wybierają na przykład drogę pod prąd lub przez deptak, jak to miało ostatnio miejsce na pl. Solnym i okolicznych ulicach. Zmieniła się tam organizacja ruchu, stanęły nowe znaki, ale kierowcy zachowywali się jakby wszyscy ulegli zbiorowej ślepocie. Wzrok odzyskali dopiero, jak na miejscu pojawili się strażnicy miejscy. Nasze eksperymenty wykazały też, że remonty remontami, ale sami kierowcy też przyczyniają się do tego, że w mieście są korki.

Wystarczy przejechać się ul. Legnicką, by przekonać się, że kierowcy we Wrocławiu mają ciężką nogę. Gdy jechaliśmy z przepisową prędkością, wszyscy nas wyprzedzali. Ci za nami z niecierpliwością zmieniali pas, uznając, że strasznie się wleczemy. Jeszcze gorzej było na nowym odcinku obwodnicy śródmiejskiej. Ze skrzyżowania przed mostem Milenijnym ruszyliśmy pierwsi, a już na wysokości cmentarza Osobowickiego było za nami pusto. Wyprzedziły nas wszystkie auta, z którymi ruszyliśmy spod świateł. Z nieprzepisową prędkością pędziły ciężarówki, karetka, choć nie jechała na sygnale, a kierowca dostawczaka, wyprzedzając nas, rozmawiał przez telefon.

Jak to więc jest z nami, kierowcami? Stosujemy się do przepisów czy je ignorujemy? Jak zachowujemy się względem innych uczestników ruchu? Sprawdziliśmy to, przeprowadzając cztery eksperymenty na ulicach Wrocławia.

Eksperyment I: Ruszanie spod świateł

U zbiegu ul. Opolskiej i Karwińskiej sprawdziliśmy, ile czasu od włączenia zielonego światła potrzebuje kierowca, by pokonać skrzyżowanie. Pomiar wykonywaliśmy przez 10 cykli w godzinach szczytu, gdy przed światłami stał długi sznur aut. Okazało się, że przez 15 sekund, bo taki obraliśmy czas, przez skrzyżowanie przejeżdżają średnio cztery samochody. Wynika z tego, że kierowcy marnowali ponad trzy sekundy, nim wrzucili bieg i ruszyli. Najlepszy wynik to sześć samochodów, które przejechały przez skrzyżowanie, najgorszy - jeden. Ale w tym przypadku trwało to tak długo, bo pierwsza przed światłami stała ciężarówka. Jej kierowca potrzebował aż ośmiu sekund, by zareagować na zielone i tylko on zdążył przejechać przez skrzyżowanie.

Ulica Opolska jest bardzo ruchliwa. Bywa, że korki są tam nawet w weekend. Nasz eksperyment wykazał, że dzieje się tak nie tylko dlatego, że dwupasmowa ulica nie może pomieścić dużej liczby aut. Gdyby kierowcy płynniej ruszali spod świateł, więcej samochodów mogłoby pokonać skrzyżowanie i nie tworzyłyby się tam aż takie zatory.

Cechą wspólną wrocławskich kierowców jest brak koncentracji podczas jazdy. Zatrzymują się przed skrzyżowaniem, ale myślami są zupełnie gdzie indziej. Nie pomaga nawet zegar odliczający czas do zmiany świateł. Przekonaliśmy się, że na al. Karkonoskiej mimo licznika kierowcy i tak ruszają w żółwim tempie. Zamiast z wyprzedzeniem wrzucić jedynkę, gdy zapala się zielone, dopiero szukają dźwigni zmiany biegów.

Eksperyment II: Jazda na czerwonym

Na miejsce kolejnego eksperymentu szukaliśmy ulicy, gdzie długo pali się żółte światło, zanim włączy się czerwone. Zamierzaliśmy zbadać, jak na to reagują kierowcy. Wybraliśmy skrzyżowanie al. Karkonoskiej i ul. Zwycięskiej. Z naszych pomiarów w tym miejscu wynika, że podczas 10 cykli średnio dwóch kierowców wjeżdżało na skrzyżowanie, mimo że nie paliło się zielone światło. Maksymalnie było ich trzech. Tylko raz zdarzyło się, że wszyscy karnie stali i czekali na zielone. Na żółtym przejeżdżały nie tylko auta osobowe, ale również ciężarówki. Niektórzy kierowcy nie reagowali nawet, gdy zapalało się czerwone światło. Z impetem wpadali na skrzyżowanie, choć z poprzecznej ulicy już wyjeżdżały auta. Nie chodzi tylko o to, że stwarzali niebezpieczeństwo. Taki styl jazdy to kolejna przyczyna tworzenia się korków. Gdy w ostatniej chwili wjeżdżamy na skrzyżowanie, w szczycie często nie mamy już gdzie zjechać. Przy wylocie ze skrzyżowania jest tyle aut, że nie możemy go opuścić. Blokujemy w ten sposób pas, uniemożliwiając przejazd innym kierowcom. Mimo że mają zielone, muszą stać i czekać, bo nam wydawało się, że zdążymy przemknąć na żółtym.

Eksperyment III: Kultura jazdy

Na pl. Jana Pawła II przeprowadziliśmy eksperyment, by przekonać się, czy wrocławski kierowca jest uprzejmy. Przy zjeździe w stronę mostu Sikorskiego ulica zwęża się z dwóch do jednego pasa. W tej sytuacji najlepiej sprawdza się jazda na tzw. suwak, czyli każdy z kierowców wpuszcza po jednym aucie z pasa, który się kończy. Dzięki temu nie tworzy się zator i wszyscy mogą płynnie opuścić skrzyżowanie. Podczas testu okazało się, że większość kierowców zna i bez problemu stosuje się do tej zasady. Podczas 10 prób tylko dwa razy musieliśmy się zatrzymać, bo kierowcy nie chcieli nas wpuścić. W pierwszym przypadku musieliśmy poczekać, aż miną nas dwa auta. W drugim - jedno. Statystycznie więc samolubem okazał się co trzeci kierowca. Pozostali mieli na uwadze, że na drodze nie są sami, i zwalniali, by umożliwić nam zmianę pasa.

Eksperyment IV: Postawa wobec pieszych

O ile kierowcy wobec siebie są raczej uprzejmi, to pieszych ignorują i rzadko zatrzymują się, by mogli przejść przez jezdnię. Przekonaliśmy się o tym podczas eksperymentu na ul. Borowskiej. Przejście dla pieszych w pobliżu skrzyżowania z ul. Wieczystą nie ma świateł. Dlatego gdy jest duży ruch, trudno przedostać się tam na drugą stronę ulicy. Nasz test wykazał, że średnio co ósmy kierowca zatrzymuje się, by przepuścić pieszego. Część reagowała jednak dopiero, gdy niemal wtargnęliśmy na jezdnię. Gdy spokojnie czekaliśmy na chodniku, większość udawała, że nas nie widzi. Zignorowała nas nawet nauka jazdy. Gdybyśmy nie wymusili kilku zatrzymań, wynik byłby więc znacznie gorszy. Zdarzyło się, że minęła nas kolumna 14 samochodów i żaden nawet nie zwolnił. Najkrócej musieliśmy czekać, gdy zatrzymał się "już" czwarty kierowca.

Kierowcy pędzą po mieście, jeśli tylko mogą


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9410093,Jazda_po_wroclawsku__czyli_zolw_i_zajac_w_jednym.html
Dodano: 11-04-2011 07:00
Odsłon: 226

Skomentuj: