Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

Akademia Medyczna. Spadek po rektorze Andrzejaku

Akademia Medyczna. Spadek po rektorze Andrzejaku

Ministerstwo Zdrowia dało się wykiwać prof. Ryszardowi Andrzejakowi. Rektor Akademii Medycznej tak podyktował warunki dymisji, że zabezpieczył stanowiska dla swoich stronników na uczelni, a z gry o władzę wyciął największego krytyka.
Od oskarżenia prof. Andrzejaka o popełnienie plagiatu minęło dwa i pół roku. Przez ten czas rektor AM z determinacją trzymał się fotela. Nie ustąpił, kiedy zespół ds. etyki przy Ministerstwie Nauki orzekł, że nie jest godzien pełnić funkcji rektora, ani kiedy Wydział Lekarski z jego powodu utracił uprawnienia do nadawania habilitacji.

Nie reagował, kiedy większość elektorów dwukrotnie opowiedziała się za jego odejściem, ani kiedy prof. Leszek Pacholski z Uniwersytetu Wrocławskiego stwierdził, że prof. Andrzejak utracił zdolność honorową.

Wprawdzie w marcu rektor Andrzejak zapowiedział, że idzie na urlop do czasu rozstrzygnięcia w Krakowie jego sprawy plagiatowej, ale w rzeczywistości nie dopuścił, aby jego pierwszy zastępca prof. Marek Ziętek, prorektor ds. nauki AM, mógł formalnie przejąć obowiązki rektora. Już wtedy było jasne, że prof. Andrzejak chce ograniczenia władzy prof. Ziętka. Ten ostatni nie krył, że sprawa plagiatowa rektora szkodzi reputacji uczelni i dla jej dobra prof. Andrzejak powinien ostatecznie zrezygnować ze stanowiska. Blokowanie prof. Ziętka paraliżowało działania uczelni, m.in. przez nieczytelny podział kompetencji między prorektorów. To także potęgowało krytyczne opinie o wrocławskiej medycynie akademickiej.

Miesiąc temu fatalna atmosfera w Akademii Medycznej osiągnęła punkt krytyczny. W ciągu kilkunastu dni trzy największe wydziały zaapelowały o dymisję całego Kolegium Rektorskiego, choć oczywiste było, że uczonym przede wszystkim szło o rezygnację prof. Andrzejaka.

Ministerstwo Zdrowia musiało zareagować, ale przyjęło zaskakującą taktykę. Z jednej strony naciskało, aby prof. Andrzejak ustąpił, ale jednocześnie wsłuchiwało się w jego warunki. A temu zależało na pozbawieniu stanowiska prof. Ziętka i wyeliminowaniu go z udziału w ewentualnych wyborach nowego rektora. Urzędnicy zamiast odrzucić żądanie prof. Andrzejaka, zaczęli naciskać prof. Ziętka. Wymusili na nim deklarację, że odejdzie ze stanowiska prorektora, a także, że nie wystartuje w nowych wyborach rektora uczelni. Nie mieli do tego prawa. Przecież kryzys w Akademii Medycznej zaczął się od sprawy plagiatowej jej rektora, a nie od konfliktu dotychczasowych współpracowników. Wynika z tego, że największe konsekwencje potencjalnych nadużyć w habilitacji prof. Andrzejaka ponosi prof. Ziętek. Ministerstwo dopięło swego, bo Andrzejak podał się do dymisji i sytuacja we Wrocławiu ma się ustabilizować, ale koszty za ten sukces zapłacił przypadkowy bohater tych wydarzeń.

Kolejną osobą, która poniesie konsekwencje negocjacji prof. Andrzejaka z urzędnikami resortu zdrowia, będzie nowy rektor Akademii Medycznej. Wybory muszą się odbyć w ciągu miesiąca. Ale - jak zapowiada ministerstwo - na nowo wybrani zostaną tylko rektor i prorektor do spraw nauki. Zatem w swoich gabinetach zostanie troje dotychczasowych prorektorów: prof. Jerzy Rudnicki, prorektor ds. klinicznych, prof. Mariusz Zimmer, prorektor ds. dydaktycznych oraz prof. Halina Milnerowicz, prorektor ds. rozwoju i promocji uczelni. To jedni z najbardziej zagorzałych obrońców prof. Andrzejaka.

Tymczasem pewne jest, że wybory wygra osoba, która będzie chciała odbudować wizerunek uczelni, ktoś spoza kręgu współpracowników dotychczasowego rektora. Zdobędzie zaufanie profesury, pracowników i studentów, ale bez mocnego, lojalnego wsparcia wśród najbliższych współpracowników nowy rektor niczego nie ugra. Trudno sobie wyobrazić, aby trójka prorektorów zostawionych w spadku po Andrzejaku z takim samym zapałem walczyła o uzdrowienie uczelni, jak do tej pory broniła rektora.

Winne tej sytuacji jest Ministerstwo Zdrowia, które od początku sprawy rektora wrocławskiej AM działa wyjątkowo nieudolnie. Pierwszym tego przykładem, było przyjęcie opinii prof. Czesława Stankiewicza, który na zlecenie resortu weryfikował oskarżenia wobec prof. Andrzejaka. Nie stwierdził jednoznacznie, czy doszło czy nie do nadużycia, ale na wszelki wypadek resort utajnił jego ocenę. Dopiero skrajnie krytyczna opinia zespołu ds. etyki przy ministrze nauki zmusiła resort zdrowia do ponownego zajęcia się habilitacją Andrzejaka. Teraz ministerstwo wdało się z rektorem w kuriozalne negocjacje, pozwalając mu na narzucenie warunków dymisji. Ministerstwo może uznać sprawę za zamkniętą. Ma z wrocławską Akademią Medyczną wreszcie święty spokój, ale jednocześnie zafundowało uczelni sytuację, w której wprowadzanie na niej zmian, będzie już od samego początku niezwykle trudne.


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9553560,Akademia_Medyczna__Spadek_po_rektorze_Andrzejaku.html
Dodano: 07-05-2011 10:00
Odsłon: 229

Skomentuj: