Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

Ambasador Wrocławia: Jestem Wojciech z Wojciechowa

Ambasador Wrocławia: Jestem Wojciech z Wojciechowa

O orce przy księżycu, łososiach płynących pod prąd, pieniądzach w medycynie i marzeniach chirurga rozmawiamy z prof. Wojciechem Witkiewiczem, laureatem nagrody "Gazety Wyborczej" Ambasador Wrocławia
Beata Maciejewska: Dzień dobry, panie ambasadorze. Podobno lepiej panu ręki nie podawać, bo można ją stracić.

Ambasador Wojciech Witkiewicz: (śmiech ) Bez obawy, kontroluję nacisk. Odkąd złamałem na „dzień dobry” rękę prof. Stanisławowi Kossowskiemu, dziekanowi Akademii Medycznej, zacząłem uważać.

A złożył pan chociaż tę delikatną rękę laryngologa?

- Nie mogłem, żałuję, ale byłem wtedy jeszcze studentem.

To skąd ta umiejętność kruszenia kości?

- Z kamieniołomów wapieni w Radomicach. Pracowałem tam, żeby zarobić na studia.

To chyba dobry start dla chirurga. Kondycja i siła są ważne w pana specjalności!

- Warszawski chirurg onkolog prof. Edward Stanowski pytany, dlaczego został chirurgiem, stwierdził, że tak mu poradził jego szef: "Jest pan chudy i nie sapiesz pan, co przy stole operacyjnym jest bardzo cenne". Żart, ale bardzo celny. Kondycja jest ważna, bo czasem stoi się przy stole kilkanaście godzin.

A co z tą siłą? Kładzie pan na rękę współpracowników?

- Siła już nie jest warunkiem sine qua non specjalizacji chirurgicznej. Teraz triumfy święcą techniki małoinwazyjne, coraz więcej przeprowadzamy zabiegów laparoskopowych czy endoskopowych. Operacje są coraz mniej rozległe i krwawe, a narzędzia lepsze. Rozwija się chirurgia z dostępem przez naturalne otwory ciała i chirurgia na odległość. Nikt nie wymaga od operatora takiej siły fizycznej jak w XIX wieku. Wtedy to była bardzo ciężka i bardzo brutalna praca.

A dzisiaj siada pan do sterów robota da Vinci i

- i mogę się skupić na strategii. Operacja jest jak bitwa: już jesteśmy na pozycji wroga, a chwilę później pędzimy do swoich okopów. Nigdy nie wiadomo, co zobaczymy we wnętrzu ciała pacjenta. Czasem w ciągu kilku sekund trzeba opracować nowy plan działania.

Plan związania życia z medycyną też pan opracował tak szybko?

- Nie mam pojęcia, kiedy zapadła ta decyzja, ale na pewno w dzieciństwie. Wydaje mi się, że to było nieuniknione. Od początku patrzyłem na ludzkie cierpienie. Moja mama była ciężko chora na astmę i całymi nocami dusiła się, a młodsza siostra cierpiała na bardzo poważne schorzenie reumatyczne i ciągle leżała w szpitalu. Umarła w wieku 18 lat z powodu powikłań po leczeniu złotem. Mieszkaliśmy na wsi, do najbliższego lekarza jechało się furmanką 16 km. Mogliśmy liczyć tylko na pomoc pielęgniarki, wspaniałej siostry zakonnej elżbietanki, która na rowerze objeżdżała okoliczne miejscowości.

To była dolnośląska czy rzeszowska wieś, bo pan przecież pochodzi z Rzeszowszczyzny?

- Ja jestem Wojciech z Wojciechowa! Tego koło Lubomierza. Dolnoślązak, choć nie z krwi i kości, bo rzeczywiście urodziłem się w Zarzeczu na Rzeszowszczyźnie. Ojciec był tam nauczycielem i organistą, mieszkaliśmy w małym domku pod lasem.

Czyli szybko pan zaznał emigranckiej przygody. W poszukiwaniu lepszego życia na Dzikim Zachodzie?

- To była ucieczka przed UB. Ojciec współpracował z AK, po wojnie już "bandytami, usiłującymi obalić jedyny, sprawiedliwy ustrój". Organistówka na uboczu, pod lasem, była dla nich dobrym punktem kontaktowym i zaopatrzeniowym zapleczem. Ale władza ludowa w końcu ojca namierzyła. Myślał, że się na Dzikim Zachodzie rozpłynie. Wybrał Wojciechów, domek obok kościoła i szkoły. Uczył dzieci osadników wojskowych.

Czyli plan się powiódł?

- Na rok. Przyszli w 1949, zastrzelili psa, zabrali ojca. Dostał karę śmierci. Osadnicy napisali list do Bieruta z prośbą o ułaskawienie. O dziwo, została uwzględniona i śmierć zamieniono na dożywocie. Ojciec wyszedł z aresztu po amnestii w 1956, ale był już wtedy wrakiem człowieka, zmarł w 1966 roku. Po 30 latach został zrehabilitowany.


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9632150,Ambasador_Wroclawia__Jestem_Wojciech_z_Wojciechowa.html
Dodano: 22-05-2011 07:00
Odsłon: 233

Skomentuj: