Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

Urząd uznał, że wspólnota w Wojtówce jest nielegalna

Urząd uznał, że wspólnota w Wojtówce jest nielegalna

Niepełnosprawni intelektualnie odnajdują swoją normalność w Wojtówce. Po dwudziestu latach urząd wojewódzki uznał, że ich życie tam jest nielegalne
Matka Teresy na łożu śmierci miała tylko jedno życzenie: żeby jej córka nigdy nie trafiła do domu pomocy społecznej. Po śmierci matki bracia nie garnęli się do opieki nad siostrą. Obaj pracują, są samotni, żaden nie założył rodziny. Teresa zamieszkała jednak z jednym z nich. Musiał gotować, sprzątać i niańczyć siostrę. Ona nie robiła nic. Starał się zrozumieć: siostra urodziła się z zespołem Downa. Pewnego dnia zobaczył w telewizji film dokumentalny o małżeństwie, które w maleńkiej wiosce na Dolnym Śląsku opiekuje się grupą niepełnosprawnych intelektualnie. Wszyscy mieszkają pod jednym dachem i prowadzą wspólne gospodarstwo. Pomyślał, że matka chyba nie przewracałaby się w grobie, gdyby dowiedziała się, że Teresa znalazła swoje miejsce wśród takich ludzi. W końcu to nie dom pomocy społecznej.

Przesłuchanie

W lutym 2010 roku do Wójtówki, maleńkiej wioski w Kotlinie Kłodzkiej na Dolnym Śląsku, przyjechało dwóch urzędników. Byli to inspektorzy z Wydziału Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu. Wszędzie leżał wtedy śnieg. Panowie - starszy i młodszy - mieli skontrolować tutejszy środowiskowy dom samopomocy, w którym kilkanaście niepełnosprawnych intelektualnie osób uczy się malować, lepić garnki z gliny, gotować i szyć. Dom prowadzi Stowarzyszenie Wspólnota w Wojtówce. Pieniądze na etaty terapeutów i zajęcia zapewnia wojewoda - tysiąc złotych miesięcznie na jednego uczestnika warsztatów. Inspektorzy przyjechali sprawdzić, czy suma ta jest dobrze spożytkowana.

Małgorzata, Paweł, Zdzisław, Piotr, Teresa, Estera, Dagmara i inni siedzieli właśnie przy wielkim wspólnym stole w kuchni. Ola i Jacek Mossakowscy, którzy założyli Stowarzyszenie, postawili go przy oknie. Można tu siedzieć godzinami i obserwować świerkowy las na zboczu góry, drewniany mostek i wąską drogę, która prowadzi do znanego uzdrowiska - Lądka-Zdroju. Więc siedzieli jak zwykle przy herbacie.

Zdzisław, 46 lat: - Pączki jedliśmy - pamięta wszystko. - Bo to tłusty czwartek chyba był. Małgosia, 47 lat: - Baliśmy się tych panów. Jak nas pytali, to cicho się przy stole naraz zrobiło.

Piotr, 50 lat: - Chcieliśmy powiedzieć, że się tu wszyscy lubimy, ale jakoś nie powiedzieliśmy. Że w święta mamy uroczystą kolację i prezenty... Milknie.

Inspektorzy pytali ich, kim właściwie są i jak się tu znaleźli. To było ważne, bo chwilę wcześniej odkryli, że Stowarzyszenie Wspólnota w Wojtówce prowadzi "całodobową placówkę opiekuńczą". Ustalili, że mieszka tu na stałe 13 niepełnosprawnych osób. Spisali protokół. Po pierwsze stwierdzili, że: "podopieczni są wykorzystywani do ciężkiej pracy na roli". Po drugie: Stowarzyszenie "może prowadzić nielegalnie dom opieki, który wymaga zezwolenia".

Mossakowskim nie udało się przekonać inspektorów, że są wspólnotą. Urzędnicy wyjechali przekonani, że odkryli nielegalny dom pomocy społecznej.

Ucieczka z miasta

W 1981 roku Jacek Mossakowski, nauczyciel szkoły specjalnej z Wrocławia, kupił koło Kłodzka kawałek ziemi ze starym młynem. Wioska Wojtówka liczyła zaledwie kilka domostw położonych na górzystym terenie i otoczonych przepięknym świerkowym lasem. Wtedy podróż do Kłodzka była prawdziwą wyprawą.

Żona Jacka Mossakowskiego, Ola, opowiada, że wyjazd z Wrocławia był dla jej męża "wyrazem buntu na tamten system". Wyjechał z miasta jeszcze z pierwszą żoną, zerwał z dotychczasowym życiem. Ale żonie szybko zaczęło brakować tego wszystkiego, co jest w mieście. Denerwowała ją cisza i prostota Wojtówki. Mossakowski został sam na gospodarstwie.

Ola Mossakowska: - Typ społecznika. Pracował w szkole specjalnej i organizował słynne Drużyny Nieprzetartego Szlaku, bo chciał coś robić dla dzieci niepełnosprawnych intelektualnie. Widział, jak je gnębiono. No i to w nim zostało.

W latach 80. gospodarstwo Mossakowskiego odwiedzali różni ludzie: opozycjoniści, artyści, harcerze. Tak poznał Olę. Przyjechała na wieś z harcerzami. Młodsza, ale zbliżyły ich wspólne pasje, np. rolnictwo ekologiczne.

Norwegia

Kiedyś znajomy opowiedział im o Norwegii i tamtejszych gospodarstwach rolnych, które wspólne prowadzą pełnosprawni i niepełnosprawni umysłowo. Na świecie jest dziś 100 ośrodków Camphill (Camphill Communities), w których starsze i młodsze osoby z niepełnosprawnością intelektualną uczą się jak żyć. Wyjechali do Norwegii, żeby to obejrzeć.

Ola zachwyciła się Norwegią: - Zobaczyłam na własne oczy, że nawet ciężko chorzy ludzie mogą funkcjonować samodzielnie, uprawiać ziemię, zajmować się zwierzętami i cieszyć się życiem, na ile to możliwe.

Idea Camphill jest prosta: zdrowi mieszkają pod jednym dachem z niepełnosprawnymi. Dzielą się obowiązkami, wspólnie pracują na własne utrzymanie. Zdrowi są tylko przewodnikami i mają towarzyszyć chorym. Nie są niańkami ani pielęgniarkami. W niczym ich nie wyręczają, są ich podporą. W Camphill uprawia się ziemię i żyje z tego, co ona daje. Są to przede wszystkim gospodarstwa ekologiczne.

Ola: - To jest taki rodzaj komuny. Wszyscy sobie pomagają. Chorzy nie są traktowani jak pacjenci, którym nic nie wolno. Mają tutaj swój świat.

Jacek wrócił z Norwegii pierwszy, a po 1989 roku dołączyła do niego Aleksandra. Już wiedzieli, co chcą robić w Wójtówce.


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9717262,Urzad_uznal__ze_wspolnota_w_Wojtowce_jest_nielegalna.html
Dodano: 04-06-2011 00:00
Odsłon: 364

Skomentuj: