Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

Gienek Loska dziś zaśpiewa w finale telewizyjnego show

Gienek Loska dziś zaśpiewa w finale telewizyjnego show

- Ja jestem homo postsovieticus, co oznacza, że nie można mi odmówić konsekwencji w zarabianiu pieniędzy - mówi Gienek Loska, finalista programu "X-Factor"
36-letni Gienek Loska, znany wrocławianom z głośnych ulicznych występów, zyskał niedawno ogólnopolską sławę dzięki udziałowi w muzycznym talent show "X-Factor". Dostał się do ścisłego finału i ma szansę na 100 tys. zł nagrody oraz kontrakt płytowy. Jutro, w finałowym odcinku TVN-owskiej produkcji, zmierzy się z 21-letnią Adą Szulc i 20-letnim Michałem Szpakiem. Oprócz solowych występów na żywo finaliści zaprezentują się w duetach z gwiazdami. O zwycięstwie przesądzą głosy widzów.

Rozmowa z Gienkiem Loską

Dorota Wodecka: Czy ulica czyni wolnym?

Gienek Loska*: Tak. Mogę mówić i śpiewać, co chcę. Wierzę, że można osiągnąć wolność, dostosowując swoje wymagania od życia do stanu kieszeni.

To po co pan tam poszedł?

- Do TVN-u? Sto tysięcy by się przydało. Poza tym mam pełną skrzynkę e-mailową i co najmniej na rok z góry zamówione koncerty. Traktuję to marketingowo. Moja żona się śmieje, że ja jestem homo postsovieticus, co oznacza, że nie można mi odmówić konsekwencji w zarabianiu pieniędzy. Kiedyś je przepijałem.

Jest w tej konsekwencji miejsce na romantyzm?

- Romantyzm to mi odjęło wraz z alkoholem (śmiech ). Nienawidzę przerostu formy nad treścią. I za to nie znoszę Mickiewicza. Wolę Fredrę. We Wrocławiu często gram pod Fredrą, a na koncertach parafrazuję go: „Nie lubię młodych dziewcząt, bo są głupie i piszczą”.

To dość łagodna parafraza fragmentu obscenicznego tekstu "Piczomira, królowa Branlomanii".

- Ale dobrego! Imponuje mi, że ten facet nigdy nie chodził do żadnej szkoły, wszystkiego nauczył się w domu.

Że niby podobnie jak pan?

- Ja skończyłem osiem klas i poszedłem do studium kulturalno-oświatowego. Grałem na gitarze, ale obowiązkowo dołożyli mi fortepian, altówkę i taniec rytmiczny. Wytrzymałem rok i uciekłem do Polski, kiedy naszą kapelę Seven B zaprosili na pierwszą edycję Basowiszcz - Festiwalu Muzyki Młodej Białorusi. Postanowiliśmy zostać gwiazdami. Miałem 18 lat.

A potem jedna wielka degrengolada, o czym można przeczytać w portalach plotkarskich lub obejrzeć w TVN. Dlaczego nie wrócił pan na Białoruś, do rodziców?

- Przez sześć lat nawet do nich nie pisałem. Miałem wrócić z niczym? Kiedy mieszkałem w Augustowie, tato chciał mnie zabrać, ale czułbym się jak syn marnotrawny. Wyjechałem do Krakowa i straciłem z rodzicami kontakt. Z rzeczywistością również.

Stracił pan też część czaszki, słuch i głos. Nie myślał pan wtedy, by się zabić?

- Zabić to się mogłem, spadając po pijaku ze schodów. Skoro się tak nie stało, trzeba było powalczyć o siebie. Głos mnie nie słuchał, nie mogłem śpiewać przeponowo, bo skóra głowy dotykała mózgu. Ale kiedy wszczepili mi płytkę tytanową do czaszki, to wrócił. A jak wrócił głos, to znowu zaczął się rock and roll i udowadnianie chłopakom, że wciąż jestem tym samym silnym facetem, a nie kaleką. Dostałem ataku epilepsji, a wraz z nim przyszło otrzeźwienie. Lekarz podał mi dożylnie relanium. To był ostatni raz, kiedy brałem prochy. Ale czy ja wciąż muszę o tym opowiadać dziennikarzom?

A solidarność z lumpami pan czuje?

- Wspomagam wybranych. Nie cierpię, kiedy proszą mnie o fajkę. Bo jak kogoś nie stać, to niech nie pali. Są tacy, którzy nadal uważają mnie za swojego. I to jest dramat, bo ja jestem zupełnie inny niż oni. Wkurzam się, jak gram na patelni, wokół stoi kilkaset osób, a oni idą między ludzi i zbierają kasę. Ja nie jestem przeciętnym grajkiem, żebym zbierał kasę. Albo żeby u mnie klient zamawiał piosenkę. Ja gram koncert i to ja decyduję o tym, co zagram! Wkurzam się, jak ktoś traktuje mnie jak lumpa, bo ja nie jestem żebrakiem!

To po co pan gra?

- Na początku to była konieczność. Przeprowadziłem się do Wrocławia, za jakiś czas odszedłem z zespołu, a potem urodziła nam się córka. Szedłem zarobić na mleko. Wiem, że ckliwie brzmi, ale tak było. A teraz to gram z próżności. Sprawdzam siebie, jak działam na ludzi. Zastanawiam się, czy stanie przy mnie dziesięć czy pięćset osób. Ale pewnie taka pycha bierze się z niedowartościowania. We Wrocławiu o niedowartościowanie nie jest trudno. Wydział kultury nie chce mi dać zgody na granie w Rynku. Podobno przeszkadzam ludziom. Skarżą się, że jestem głośny.

Zastanawiam się, dlaczego miasto nie chce mnie promocyjnie wykorzystać, tylko mnie przegania z Rynku albo ze Świdnickiej. Nie wykluczam, że się przeniosę z powrotem do Krakowa.

Więcej o Gienku Losce w piątkowej "Wieży Ciśnień"


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9723550,Gienek_Loska_dzis_zaspiewa_w_finale_telewizyjnego.html
Dodano: 05-06-2011 08:00
Odsłon: 229

Skomentuj: