Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

Witajcie Pod Beszamelem, gdzie kuchnia zbliża ludzi

Witajcie Pod Beszamelem, gdzie kuchnia zbliża ludzi

Obcy ludzie spotykają się w prywatnym mieszkaniu, żeby przy suto zastawionym stole rozmawiać o wyrafinowanym jedzeniu.
Wiosenny wieczór, poniemiecka willa na wrocławskim Biskupinie. W pokoju migoczą świece, sączy się jazz, żyrandol opleciony bluszczem, na obrusie świeże kwiaty, masywne sztućce, szkło i porcelana. Przy stole osiem osób - żadna z nich, oprócz obu gospodyń, się nie zna. Kolacja w domowym klubie Pod Beszamelem właśnie się zaczyna.

Godz. 19 - tarta oraz ciekawość

Na początek wino i tarta ze szparagami. Na cieście siedzi motyl z musu pomidorowego. Motyl jest motywem przewodnim kolacji - będą grzanki w kształcie motyla, kruche ciastka, ozdoby.

Bożena i Mirosław przyjechali ze Żmigrodu. Oboje w średnim wieku, bywają w restauracjach, ale na takiej kolacji są po raz pierwszy.

- Sama gotuję, może tu znajdę inspirację? - śmieje się Bożena.

- Ja też stale gotuję dla rodziny i raz chciałam, żeby wreszcie ktoś ugotował dla mnie - stąd moja obecność. Mąż wybierał się ze mną, ale stchórzył w ostatniej chwili i kazał mi pierwszej sprawdzić, o co chodzi - dorzuca Renata, czterdziestokilkulatka.

- Mnie nigdy nie ciągnęło do gotowania, ale chyba następuje ewolucja. Kiedyś rodzice podrzucali mi pierogi, a teraz kupują garnki - dodaje Renata nr 2, drobna trzydziestolatka. Przyznaje, że stale jest w biegu i taki wieczór to dla niej zupełna odmiana. - Poza tym w restauracji samotna kobieta nie przysiądzie się do innych, a tu czuję się swobodnie, mimo że wśród obcych - dodaje.

Wszyscy o klubie dowiedzieli się z internetu. Przyjechali z trzech powodów: bo to coś zupełnie nowego, okazja do poznania ludzi i niespiesznego delektowania przysmaków, jakich w restauracji się nie uświadczy.

Supper clubs, czyli kluby kolacyjne, zwane restauracjami undergroundowymi lub antyrestauracjami, na świecie mnożą się od kilkunastu lat. Ponoć zaczęło się od Włochów, którzy mieli dość rosnących cen w knajpach i przenieśli się z biesiadami do domów.

Jak to się je? Zasady są proste: gospodarze ogłaszają w internecie, co podadzą, kiedy, pod jakim adresem i ile wynosi składkowe. Sami kupują, gotują i sprzątają. Ustala się też maksymalną liczbę osób. O wyznaczonej godzinie w prywatnym mieszkaniu spotykają się zupełnie obcy ludzie, żeby spędzić kilka godzin na rozmowach przy jedzeniu.

We Wrocławiu od niedawna są dopiero dwa kluby kolacyjne: Pod Beszamelem na Biskupinie i No to jemy na Sępolnie.

Godz. 20 - melony i gusta odmienne

Sałatkę z melona, truskawek i szynki parmeńskiej goście popijają wytrawnym chardonnay.

Gospodynie uwijają się w kuchni. Przyjaciółki od lat, etnograf i farmaceutka, pracują w jednej firmie. Szczupłe, energiczne, o odmiennych usposobieniach. Agnieszka gotuje codziennie dla całej rodziny i trzyma się tradycji. Hanna bawi się gotowaniem, kiedy ma na to ochotę, i woli eksperymentować. Agnieszka precyzyjna, wedle harmonogramu, Hanna improwizuje.

Hanna: - Odkryłyśmy, że gotowanie na cztery ręce dobrze nam wychodzi, choć gusta kulinarne mamy różne. U mnie na Boże Narodzenie jest szczupak, owoce morza i sałatka z cytrusów. Agnieszka obchodzi święta tradycyjnie: kutia, barszcz, grzybowa.

Raz w miesiącu umawiały się, żeby wspólnie coś ugotować i zaprosić przyjaciół. Kiedy przed rokiem natknęły się w "Wysokich Obcasach" na artykuł o klubach kolacyjnych, od razu podjęły pomysł.

Agnieszka: - Idea nadzwyczaj nam się spodobała. Grono naszych znajomych jest ograniczone, dlatego tak bardzo przypadło nam do gustu zapraszanie zupełnie obcych nam i sobie osób. Daje to wszystkim szansę na zawarcie nowych znajomości, zwłaszcza że takie spotkanie ma całkowicie nieformalną, domową atmosferę.

Pod Beszamelem ruszył w listopadzie: na św. Marcina gospodynie podały gęś nadziewaną kapustą i grzybami i zupę dyniową z orzechami.

Hanna: - Klub to nasze hobby, które wzięło się z ciekawości nowych smaków. Nie sposób zarobkowania, a raczej twórczej realizacji.

Najdłużej trwa wymyślanie. Za każdym razem ustalają motyw przewodni, starają się zgodnie z nim ułożyć menu, udekorować potrawy i stół, dobrać oprawę muzyczną. - Nie ma dwóch podobnych spotkań - mówią. - Mamy z tego trochę sprzeczek i wiele zabawy. Po pełnej dyskusji fazie przygotowawczej, czyli ustaleniu menu, faza realizacji przebiega w nadzwyczajnej harmonii. Efekty tej współpracy przetestowałyśmy wielokrotnie na naszych znajomych, przyjaciołach i rodzinie. Wszyscy przetrwali nasze eksperymenty i mają się dobrze.


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9796314,Witajcie_Pod_Beszamelem__gdzie_kuchnia_zbliza_ludzi.html
Dodano: 18-06-2011 10:00
Odsłon: 222

Skomentuj: