Wiadomości » Wrocław »
Muzeum w Topaczu. Tu liczy się nie uroda, ale wiek
Muzeum w Topaczu. Tu liczy się nie uroda, ale wiek
Kochają się wprawdzie w "Białej Księżniczce", ale do sokoła też mają słabość. Uwodzi kobiety, a poza tym jest weteranem wojennym. Trzymają go w stajni, lecz 22 lipca wyprowadzą na wrocławski Rynek"Białą Księżniczkę" zresztą też. To rolls-royce, lśniący białym lakierem i chromowaną statuetką Ducha Ekstazy na masce. Ale uroda nie jest ważna, tylko wiek. W roku, w którym go wyprodukowano, Polacy oglądali pogrzeb marszałka Piłsudskiego, budowę kolejki linowej na Kasprowy Wierch i rekord świata Walasiewiczówny w biegu na 200 m. Ma 76 lat. To wystarczy, żeby zakwalifikować się do pierwszego na Dolnym Śląsku Zlotu Pojazdów II Rzeczypospolitej. Miejsce zbiórki: zamek Topacz w Ślęzie. Czas: 22-24 lipca.
Kończysz trzydziestkę, jesteś zabytkiem
W średniowieczu stała tu tylko wieża mieszkalna - dwa piętra z kamienia i cegły nad rzeką Ślęzą. Skromny początek, ale kolejni właściciele posiadłość rozbudowywali. Nie tyle dla własnej wygody, co dla sprawnego prowadzenia interesów. Porządne stajnie z kolebkowymi sklepieniami i granitowymi kolumnami, ogromny spichlerz, powozownia wykorzystywana w przeszłości jako magazyn cukru (posiadłość należała od XIX wieku do właścicieli cukrowni w Klecinie), rządcówka i dom ogrodnika wyszły cało z pożogi ostatniej wojny, a nawet przetrzymały PRL. Kończy się ich remont oraz przekształcanie w kompleks hotelowo-rekreacyjny. Właściwie już tylko pola ryżowe zakładane w latach 60. nad rzeką Ślęzą (z wiarą, że towarzysze radzieccy nawet roślinom nakażą słuchać partii) przypominają o dawnych czasach. Oraz stare samochody i motocykle.
Maszyny są zresztą ponad podziałami politycznymi, to zarówno pamiątki po II RP, jak i po PRL. Za kilka lat III RP też już może mieć tu swoje przedstawicielstwo. - 30 lat i samochód zyskuje status zabytku. Ale polski przemysł motoryzacyjny po transformacji padł, więc wielu eksponatów z nowej epoki raczej nie będzie - mówi Tomasz Kurzewski, twórca i szef produkującej programy dla telewizji, seriale i filmy firmy ATM, właściciel zamku Topacz i pomysłodawca stworzenia tu Muzeum Motoryzacji.
Na razie ma: wspaniałą kolekcję motocykli, warsztat do renowacji zabytkowych pojazdów, sale wystawiennicze w dawnej stajni oraz wsparcie Towarzystwa Automobilowego "Topacz". I pomysł, jak zdobywać następne eksponaty, pomagając przy okazji właścicielom starych pojazdów. Będą mogli swoje cuda garażować w zamku Topacz, oczywiście za pewną opłatą, a tutejsi mechanicy zadbają, żeby były w znakomitej kondycji.
Omijajcie góry, lasy, doły
Kurzewski polskie motocykle zbiera ponad 20 lat. Ma ich prawie setkę. Wie o nich wszystko, więc żal mu, że inni nie wiedzą i nie widzą. Bo to i duma narodowa mogłaby się tą wiedzą nakarmić, i oczy nacieszyłyby się pięknymi przedmiotami. Dlatego Kurzewski ma misję edukacyjną. Pokazać, zainteresować, nauczyć się chwalić tym, że Polak potrafi.
Taki sokół 1000. Dopuszczany na pełnych prawach na zloty indianów i harleyów. - Bo jest lepszy od harleya! - zachwala Kurzewski.
Ale początki były trudne. Błędy konstrukcyjne i trudności technologiczne spowodowały, że pierwsza seria motocykli wyprodukowanych w 1932 roku przez Centralne Warsztaty Samochodowe okazała się kompletnym niewypałem. Notabene, niezadowoleni użytkownicy, czyli pracownicy poczty warszawskiej, zorganizowali nawet demonstrację polegającą na publicznym holowaniu ulicami miasta ośmiu uszkodzonych maszyn z CWS-u przez jednego harleya. Miało to zmusić kierownictwo zakładów do energicznej reakcji. Zmusiło i powstało motocyklowe cudo.
Owszem, sokół 1000 bywa narwany. Ci, którzy próbowali nim jeździć, wiedzą, o co chodzi. Zanim motocyklista przyzwyczai się do leworęcznego gazu, praworęcznej zmiany biegów w połączeniu z nożnym sprzęgłem, musi się liczyć z parkowaniem na płocie lub lądowaniem w rowie. Poza tym manewrowanie w miejskim tłoku na tym kolosie - 230 kg, a z wózkiem aż 375 - kiedy każde gwałtowne zatrzymanie wymaga wysprzęglenia i podparcia się nogami jednocześnie, to wyzwanie dla prawdziwego mężczyzny.
Za to solidna konstrukcja pozwala na poruszanie się sokołem nawet w najgorszych warunkach drogowych, a odpalanie pojazdu nie sprawia trudności nawet przy 40-stopniowych mrozach.
- Produkowano je do 1939 roku, wykorzystując przede wszystkim polskie części. Pod koniec produkcji importowano jedynie łańcuchy i łożyska. Sokół był bardzo drogi, po obniżce w 1935 roku kosztował 4,2 tys. zł, czyli tyle co mały samochód. Prywatni klienci w kolejce po sokoła nie stali, ale wojsko płaciło bez zmrużenia oka - opowiada Krzysztof Sikorski, wiceprezes Towarzystwa Automobilowego i członek grupy wsparcia dla Muzeum Motoryzacji w Ślęzie.
Sokołów 1000 wyprodukowano 3,5 tys. Walczyły dzielnie w kampanii wrześniowej, a po klęsce rozpierzchły się po całej Europie. - Zostało ich około 80. Dlatego wielką atrakcją lipcowego zlotu będzie grupa rekonstrukcyjna Pancerni 1939 na sokołach 1000 i sokołach 600. W mundurach i ze szpitalem polowym. Te maszyny trzeba zobaczyć - zachęca Sikorski.
Świat zza szyb automobilu
II RP dróg nie miała - co zresztą nie powinno dziwić, bo tego problemu nie rozwiązaliśmy do dziś - ale samochody i owszem. - Do połowy lat 20. głównym użytkownikiem i właścicielem pojazdów motorowych była armia. Wojskowe samochody i motocykle to zdobycz wojenna albo zakupy z amerykańskiego i francuskiego demobilu. Ale w końcu za kierownicą usiedli też cywile - mówi Marek Drewniak, także członek Towarzystwa Automobilowego.
Ba, zapanowała nawet moda na sport automobilowy, i to wśród pań, choć kobieta za kierownicą narażała się na opinię latawicy uchylającej się od obowiązków domowych. W 1926 roku na zorganizowany po raz pierwszy w Polsce Rajd Pań przybyło 16 zawodniczek. 300-kilometrowa trasa biegła z Warszawy przez Łomżę, Ostrołękę, Pułtusk z powrotem do miejsca startu. Zwyciężczyni Ludmiła Bogusławska uzyskała lancią lambda średnią prędkość 60 km na godzinę.
Jazda samochodem była oczywiście sportem dla najbogatszych. Przy czym kosztowny był nie tylko pojazd, ale i strój. "Auto" z 1925 roku informowało panie, że w nadchodzącym sezonie sportowym "obowiązujący jest kostium prosty, angielski, z gabardyny lub wełnianego trykotu lamowanego tasiemką, bluzka z surowego jedwabiu w naturalnym kolorze. Płaszcz najlepiej ze skóry, ciemny, miękki i długi, a na dalsze tury ogromna dacha, daj Boże, z białych lisów. Na głowie maleńki kapelusz, ściśle przylegający do włosów, okulary lub modna dziś ombrelka z miki, która chroni oczy i twarz od kurzu. Rękawiczki ciemniejsze lub jaśniejsze od płaszcza, modne bardzo z surowej skóry, zakończone ogromnym mankietem, który chowa w dyskretnej kieszonce puder, pomadkę do ust i szereg innych drobiazgów potrzebnych do dobrego samopoczucia kobiety".
Księżniczka dobrze się trzyma
Marek Drewniak przygotowuje na zlot przewodnik historyczny po firmach motoryzacyjnych II RP i wystawę fotograficzną. Stanie w Rynku 23 lipca. Będzie uzupełnieniem pokazu starych samochodów. Nie wszystkich, bo wszystkie się nie zmieszczą. W zlocie może wziąć udział maksymalnie 40 samochodów i tyleż motocykli, bo tyle przyjmie zamek Topacz. I tam będzie je można oglądać 23 i 24 lipca. Na Rynek przyjedzie 20. Najładniejsze lub najsłynniejsze.
Sławny jest niewątpliwie fiat 508, który stoi skromnie w kącie ogromnego spichrza. - Kontrakt z koncernem Fiata Polska podpisała w 1931 roku. Włosi zobowiązali się zaprojektować i wyposażyć fabrykę samochodów osobowych i ciężarowych o zdolności produkcyjnej do 3 tys. pojazdów rocznie oraz dokonać transferu niezbędnych technologii - opowiada Drewniak.
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9838640,Muzeum_w_Topaczu__Tu_liczy_sie_nie_uroda__ale_wiek.htmlDodano: 26-06-2011 09:00Odsłon: 341
Dodano: 26-06-2011 09:00
Odsłon: 341