Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

Złota Statuetka Lidera dla poradni psychoonkologicznej

Złota Statuetka Lidera dla poradni psychoonkologicznej

Bardziej niż nagroda cieszą mnie chorzy, którzy po raz pierwszy od miesięcy zaczynają się śmiać - mówi Inka Weksler. Prowadzona przez nią jedyna na Dolnym Śląsku poradnia psychoonkologiczna w Kamiennej Górze zdobyła Złotą Statuetkę Lidera
Konkurs Liderów Ogólnopolskiego Systemu Ochrony Zdrowia, w którym nagradza się najlepsze placówki, organizacje i osoby w służbie zdrowia, rozstrzygają m.in. Beata Małecka-Libera, wiceprzewodnicząca sejmowej komisji zdrowia, i dr n. med. Krzysztof Kordel, rzecznik praw lekarzy. Jedyna na Dolnym Śląsku i jedna z niewielu w Polsce poradnia, którą nagrodzono pierwszym miejscem za profesjonalną pomoc psychoonkologiczną, działa w kamiennogórskim szpitalu od trzech lat. Wymyśliła ją i kieruje nią pedagog i psychoterapeutka Inka Weksler. Oprócz bezpłatnej terapii na miejscu prowadzi dla chorych także bezpłatne wyjazdowe sesje terapeutyczne.

Rozmowa z Inką Weksler

Aneta Augustyn: Ważna jest dla pani ta nagroda?

Inka Weksler: Nie przywiązuję się do niej, chociaż jest prestiżowa. Bardziej cieszy mnie, że pacjent przyjeżdża na sesję wyjazdową z woskową twarzą, a po tygodniu wraca do domu z zaróżowioną skórą.

Jak wygląda taki tydzień?

- Zaszywamy się w gospodarstwie Podkówka w Świdniku, którego gospodarze nigdy nie biorą od nas pieniędzy za noclegi. Właśnie byliśmy na takim wyjeździe w czerwcu - 10 osób. Rano gimnastyka, potem śniadanie, które sama ustalam - żadnych wędlin, słodyczy, smażonych dań, tylko warzywa, twaróg, zioła, potem przez cały dzień zajęcia z przerwą na spacery, rower, jazdę konną. Mamy sporo pomysłów, ale chyba najbardziej uwielbiają warsztaty śmiechoterapii.

Ludzie, którzy dowiedzieli się o kolejnych przerzutach, śmieją się na zawołanie?

- To nie jest żadna nerwowa głupawka. Oni śmieją się pełnym, swobodnym, ozdrowieńczym śmiechem. Niektórzy po raz pierwszy od wielu miesięcy; proces odblokowywania jest długi. Zależy mi na tym głośnym śmiechu, bo odsuwa lęk, dotlenia organizm, stymuluje układ immunologiczny. Minimalizujemy strach, a zwiększamy energię do życia. Bardzo pomaga nam Zdzisław Smektała, który bawi ludzi niekończącymi się anegdotami, opowieściami z życia Himilsbacha, dowcipem sytuacyjnym. To jeden ze sposobów na oswojenie choroby. Ostatnio wymyśliłam im też pisanie listów pożegnalnych do raka.

Potrafili pożegnać się z nim?

- Nie jest łatwo, bo niektórzy do tego stopnia wypierają chorobę ze świadomości, że nawet nie nazywają jej po imieniu. Mówią: "to", "ta choroba". Byle nie użyć słowa "rak". Oswajamy raka, rysując go, także satyrycznie, rozmawiając o nim, pisząc listy. Przeczytam pani list Gizeli do raka: "Witaj, mój srogi nauczycielu, przewróciłeś moje życie do góry nogami. Wszystko legło w gruzach - moje zdrowie, stosunki z bliskimi, mój cały świat. Nienawidziłam Cię za to, a lęk przed Tobą ściskał mi serce. To wyobrażenie, że jest we mnie jeszcze ktoś, z kim muszę dzielić moje ciało, było jak opętanie przez diabła. Krzyczałam, płakałam... Wszystko na nic. Wbiłeś we mnie głęboko swe szczypce, głębiej, niż się spodziewałam (...). Piszę do Ciebie, bo zrozumiałam, że Pan Bóg Cię do mnie wysłał, abyś mnie uszczypnął, bym się przebudziła. Nie czuję już do Ciebie nienawiści, lecz ogromny szacunek. Skłamałabym, mówiąc, że się już Ciebie nie boję. Jestem Ci wdzięczna za to, że zrozumiałam, iż idę w złą stronę, przepuszczając życie między palcami".

Trzeba pożegnać się z rakiem?

- Trzeba rozstać się z fatalnymi wyobrażeniami, które przeszkadzają w zdrowieniu. Negatywne emocje obniżają poziom odporności. Zamartwiając się przyszłością, zapominamy o tym, co najważniejsze - o tu i teraz. Zadbajmy o to, żeby dobrze przeżyć każdą godzinę, która jest nam teraz darowana. Chwytamy te momenty, fotografując, rozmawiając, pisząc haiku, tańcząc. Rak jest okazją do wprowadzenia korzystnych zmian, do wyrzucenia tego, co w życiu zbędne.

Przeszłość też straszy?

- O tak, klasyką jest obwinianie się o to, co było: "zachorowałem na raka, bo byłem zły dla żony", "bo nie dbałem", "bo zapomniałem o badaniach...". Była wina, więc musi być kara - rak. Staram się oduczyć tych niezdrowych przekonań. Jednym z nich jest bardzo silne wśród kobiet przeświadczenie, że muszą cały świat dźwigać na swoich barkach. Tutaj uczą się, że zdrowe myślenie to takie, które chroni nasze zdrowie, pomaga osiągać cele i czuć się tak, jak chcemy się czuć. Reszta to balast.

Ilu osobom udało się pomóc?

- 80 chorym i ich rodzinom. Nie tylko podczas sesji wyjazdowych, ale także w poradni, która działa przy kamiennogórskim szpitalu. Bywa, że rozmawiamy w domu, na ławce w parku, na spacerze. Mój telefon jest cały czas włączony. Kiedy chory na raka ma gwałtowne obniżenie nastroju, z myślami samobójczymi włącznie, nie może zostać sam. Więc potrafimy rozmawiać w nocy godzinami. Zwiastunami kryzysu są: "wszystko na nic", "nie daję już rady", "mój mąż ma już dosyć mojego chorowania". Przekonuję, że z pomocą własnego umysłu można radzić sobie z chorobą nowotworową i poprawić jakość życia. Poczucie bezradności może stać się samospełniającym się proroctwem.


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9867008,Zlota_Statuetka_Lidera_dla_poradni_psychoonkologicznej.html
Dodano: 30-06-2011 00:00
Odsłon: 276

Skomentuj: