Wiadomości » Wrocław »
Pierwsza kosmetyczka, która pomyślała o mężczyznach
Pierwsza kosmetyczka, która pomyślała o mężczyznach
Wozi w torebce testowane na udach mikstury i wręcza je dyskretnie mężczyznom. Podaje mi rękę na powitanie, uśmiecha się i wtedy myślę, że mogłaby być wiedźmąI naraz przechodzi mnie dreszcz podekscytowania, bo ona patrzy w moje oczy i mówi: "Niektórzy uważają, że jestem czarownicą". I wybucha - tak, to dobre słowo - pełnym śmiechem, takim spod przepony, z brzucha, który rezonuje w odrestaurowanym salonie pałacu w Dobroszycach.
Nie jest nuworyszką dodającą sobie pozycji pałacem czy wymyślaną genealogią szlacheckich przodków. Albo ilością mitycznych hektarów i majątków pozostawionych na Wschodzie.
Jednak o tym, skąd się wziął pałac - za chwilę. O tym, co wie, a czego się domyśla, również.
Najpierw - jak wygląda, bo to kluczowe dla dalszej opowieści.
Jadwiga jest piękna. Żałuję, że się nie zgadza, by napisać, ile ma lat. W Polsce wstyd się przyznać do wieku, by nie stawać pod pręgierzem ocen, co wypada, a czego nie. Ale lekarka, patrząc w jej kartę zdrowia, zapytała, czy przyszła po lekarstwa dla swojej mamy. Gdyby tak było, mama Jadwigi musiałaby mieć koło setki. Zastrzeżony wiek nie przeszkadza jej chodzić latem w krótkich spodenkach. Znajome kobiety plotkują na jej temat, o czym donoszą jej mężowie tych kobiet. Wszędzie mówią to samo, bez względu na to, czy siedzą na ławce przed blokiem, czy przed wejściem do sanatorium. Co? Że w tym wieku nie wypada z gołą dupą latać. To mój własny cytat, bo Jadwiga jest damą i nie użyłaby słowa "dupa". Ale tak to sobie wyobrażam.
Jak więc wygląda? Ma kruczoczarne gęste loki do ramion. Zielone oczy. Czarny szal niedbale przerzucony przez głęboki dekolt czerwonej obcisłej sukienki (intensywna szminka i długie paznokcie pod kolor). Buty na obcasie, plecy wyprostowane, głowa w górze.
Walory gładkiej cery pominę, bo w jej przypadku to oczywistość. Jadwiga Użyczyn-Marszewska jest kosmetyczką. Ale nie będzie to poradnikowy tekst o pielęgnacji cery w wieku dojrzałym. Choć może i o tym też.
Uroda nigdy nie minie
Jej historia wcale nie musiałaby się tak potoczyć, gdyż zawód wziął się z niespełnionego marzenia i ze złości na ojca. Latanie i konstruowanie samolotów to pierwszy pomysł Jadwigi na studia i na życie. Ma 17 lat, zaliczyła kursy spadochronowe w Nowym Targu i szybowcowe w Lęborku.
- Jakiś wielbiciel ciągle mówił mi, że chce być pilotem, bo oderwanie się od ziemi daje poczucie wolności. Nigdy tego nie sprawdził, ale ja sprawdziłam, bo dość miałam tego czczego gadania. Chciałam wiedzieć, jak to jest z tą adrenaliną - opowiada.
Skoki? Dla pokonania strachu. I z ciekawości emocji towarzyszących spadaniu z prędkością 50 metrów na sekundę, zanim otworzy się spadochron. - To była dla mnie najważniejsza motywacja, bo tak w ogóle to ja nie znoszę patrzeć w dół - to zdanie jest również jednym z życiowych mott Jadwigi.
Latanie? Dla wolności, oderwania się od ziemi. Też ważne wspomnienie na przyszłość, kiedy czuła, że musi twardo po niej stąpać, bo małżeństwo, bo dzieci, bo obowiązki. I w odwrocie myśl, że kiedy naprawdę zechce (albo będzie miała dość), znów poleci. Spełniło się, kiedy dwie córki dorosły. Rozwód i upragniona niezależność od spowiadania się z każdego kroku mężczyźnie.
Była już wtedy kosmetyczką. Lotnictwo na Politechnice Wrocławskiej (jedyna dziewczyna na roku) okazało się nie dla niej. Silna astma wymusiła dziekankę po pierwszym roku i przeprowadzkę do Szczawna, gdzie powietrze dla astmatyków jest idealne.
W kurorcie kolejni wielbiciele. Na spacerach z odwiedzającym ją tatusiem (w języku Jadwigi obowiązują szczególne formy grzecznościowe: tatuś, mamunia, zdrobniałe imiona córek i wnuków) zaczepiają ich na ulicy i proszą ją o krótką rozmowę.
- Czego ci faceci ode mnie chcą? Nie mam spokoju - przyznała ojcu, który próbował ją uspokoić. - Nie martw się córeczko, to kiedyś minie.
Tyle że nie uspokoił. Bo na tym spacerze Jadwiga postanowiła, że jej uroda nie minie.
Udział w pierwszym organizowanym we Wrocławiu rocznym kursie dla kosmetyczek nie miał nic wspólnego z jej planami zawodowymi. Chciała się tylko dowiedzieć, jak o siebie dbać.
Ale może kryła się za tym nieuświadamiana tęsknota za pięknem? Jako kilkuletnia dziewczynka potrafiła je - tak twierdzi - dostrzec i docenić. Wtedy jego kształt ucieleśniali niemieccy oficerowie. Ci sami, którzy w ulicznej łapance w rodzinnym Kijowcu wywieźli na roboty jej najstarszą siostrę.
- Chodziłam do nich. Karmili mnie i dawali dla rodziców chleb, kawę albo herbatę. Wyglądali pięknie, co zapamiętałam, bo oprócz przyrody nic wtedy takim nie było. A piękno całe życie było dla mnie najważniejsze. Piękno pejzażu i drugiego człowieka.
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,9873338,Pierwsza_kosmetyczka__ktora_pomyslala_o_mezczyznach.htmlDodano: 03-07-2011 08:00Odsłon: 258
Dodano: 03-07-2011 08:00
Odsłon: 258