Wiadomości » Płock »
Co to są te sale?! Handel po angielsku
Co to są te sale?! Handel po angielsku
Sale to są np. w szpitalu. Ale czemu na wywieszkach w sklepach też powszechnie czytamy: "sale"? Albo chcę kupić kosmetyk, a na pudełku napis po angielsku. Czuję się obco w swoim kraju - skarżą się czytelnicyZnajomość języków obcych jest na pewno bogactwem tego, kto ją posiada. Zalew angielskiego nie może jednak pozbawić Polaka rozumienia treści zawartych w ogłoszeniach, reklamach, na sklepowych wywieszkach. Ojczysty język chroni Ustawa o języku polskim. Jest w niej zapis: "Obowiązek używania języka polskiego (...) dotyczy w szczególności nazewnictwa towarów i usług, ofert, warunków gwarancji, faktur, rachunków i pokwitowań, jak również ostrzeżeń i informacji dla konsumentów wymaganych na podstawie innych przepisów, instrukcji obsługi oraz informacji o właściwościach towarów i usług (...). Obowiązek używania języka polskiego w informacjach o właściwościach towarów i usług dotyczy też reklam (...)".
Kiedy ustawa wchodziła w życie, było o niej bardzo głośno i media często podawały informacje o nieprawidłowościach. Z czasem ludzie się przyzwyczaili, że zamiast polskich słów mają jakieś inne. Niektóre nauczyli się rozumieć, choć nie zawsze potrafią wymówić prawidłowo. Jednak nie do końca sprawa ucichła. Angielski nie jest językiem Polaka, a ten po cichu, bo się wstydzi, zżyma się na widok coraz powszechniejszego, zwłaszcza w płockich galeriach handlowych, "sale". Nawet jeśli wie, że chodzi o wyprzedaż.
- Od dawna, a w tym roku na pewno, nie mieliśmy żadnej skargi tego typu - mówi szefowa Państwowej Inspekcji Handlowej w Płocku Agnieszka Magierska. - Sami kontrolujemy, jak przestrzegane są zapisy tej ustawy przy okazji inspekcji dokonywanych w związku z innymi sprawami. I muszę przyznać, że nie jest najgorzej, na etykietach są polskie tłumaczenia, składniki produktów też raczej wszędzie w języku polskim.
A co z "sale"? Otóż może być taka wywieszka, ale pod warunkiem, że obok będzie inna, z napisem "wyprzedaż". - I w wielu sklepach tak jest - zapewnia Agnieszka Magierska. Przyznaje jednak, że inspektorzy PIH, którzy mają masę obowiązków, nie docierają wszędzie. I dlatego zachęca, żeby zgłaszać wszelkie, nie tylko związane z przestrzeganiem ustawy, nieprawidłowości do PIH. - Na każdy sygnał reagujemy, a klient dostaje odpowiedź na piśmie. Nawet jeśli dostajemy skargę anonimową, kontrolujemy wskazaną placówkę - wyjaśnia Magierska.
A z wyprzedażami różnie bywa. Kiedyś ktoś powiadomił, że chciał sobie kupić torbę w sklepie przy Tumskiej. Tyle że torba na kilka dni stała się dziwnie droższa, a potem wróciła do starej ceny - że to niby taka promocja. - Tego sklepu już nie ma, ale wtedy dostaliśmy informację za późno; kiedy poszli tam nasi inspektorzy, nie było już ani promocji, ani tych toreb - mówi szefowa PIH. - W pierwszym kwartale tego roku kontrolowaliśmy sklepy w galerii przy Tysiąclecia. Tam z kolei były wyprzedaże promocyjne. Sprawdzaliśmy, czy rzeczywiście ceny są obniżone w porównaniu z tymi, jakie były 10 dni przed promocjami. To akurat było w porządku. Ale okazało się, że na produktach były naklejki ze starymi cenami, a ogólny napis głosił, że obniżki wynoszą 70 proc. To jest niedozwolona praktyka, klient nie będzie przecież stał i obliczał, jaką kwotę przyjdzie mu naprawdę zapłacić. Wszystko musi być wyraźnie i jasno napisane. Wtedy ukaraliśmy te sklepy takimi "edukacyjnymi" mandatami po 200 zł. Bo dopiero zaczynały działalność.
Agnieszka Magierska mówi, że inspektorzy przyjrzą się teraz wywieszkom w języku angielskim. Tak więc uwaga - lepiej już teraz wymienić "sale" na "wyprzedaż" lub przynajmniej zastosować obie formy. Za samo "sale" grozi mandat do 500 zł lub sprawa w sądzie rejonowym, jeśli właściciel sklepu nie przyjmie takiej kary.
anna.lewandowska@plock.agora.pl
Źródło: Gazeta Wyborcza Płock
http://plock.gazeta.pl/plock/1,95996,9944087,Co_to_sa_te_sale___Handel_po_angielsku.htmlDodano: 10-08-2011 17:13Odsłon: 251
Dodano: 10-08-2011 17:13
Odsłon: 251