Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Rzeszów »

Pobicie i kradzież czy nieporozumienie

Pobicie i kradzież czy nieporozumienie

Tego dnia pani Maria, mieszkanka rzeszowskiej Baranówki, nie zapomni nigdy. Najpierw odwiozła do szpitala matkę z zawałem serca, potem została zaatakowana i okradziona przed własnym blokiem, a na koniec, jak twierdzi, została zignorowana przez policję
Pani Maria od kilkunastu lat jest na rencie. Choruje na kręgosłup. - Gdyby nie leki przeciwbólowe nie mogłabym chodzić - mówi. Ostatni piątek okazał się dla niej wielką próbą charakteru. Musiała zawieźć mamę do szpitala z podejrzeniem zawału serca. - Tam wyczekałam się około ośmiu godzin, aż mama zostanie przyjęta. Ledwo wysiedziałam na krześle w korytarzu - opowiada. Wróciła do domu i wzięła kolejną dawkę leków przeciwbólowych. - Musiałam jeszcze wyprowadzić psa - mówi. Wyszła z domu około północy. Po spacerze usiadła na ławce. Obok postawiła torebkę. Psa na chwilę spuściła ze smyczy. Między blokami w najlepsze trwała impreza. - Jak zwykle w naszej okolicy - potwierdzają mieszkańcy Baranówki III. Pijaństwo, krzyki i burdy są tu stałym elementem, szczególnie latem.

Tak o zdarzeniu opowiada pani Maria

Gdy siedziała na ławce, podeszło do niej kilku młodych mężczyzn i starsza kobieta. Mężczyźni mieli na głowach kaptury. Krzyczeli, wyzywali, przeklinali. Byli agresywni. Pani Maria prosiła, by dali jej spokój. Mówiła, że jest niepełnosprawna. Napastnicy nie odpuszczali. Szydzili i wyśmiewali się z niej. Kiedy powiedziała, że ma chory kręgosłup, jeden z agresorów uderzył ją pięścią w plecy. - Straciłam na chwilę oddech. Nawet nie wiem, kiedy zabrali moją torebkę - opowiada. Razem z torebką zniknęły pieniądze, dokumenty i telefon komórkowy. Kiedy odzyskała świadomość, nie było także psa. Przestraszony awanturą uciekł. Poszła do domu, a grupa chuliganów bawiła się w najlepsze w okolicy bloków. - Zadzwoniłam na komisariat na Baranówce. Policjant, który odebrał telefon, poinformował mnie, że nie ma do dyspozycji radiowozu, a na komisariacie jest sam i nie może wyjść. Kazał przyjść rano. Po co w takim razie jest ten komisariat, jeżeli policjanci nie są w stanie pomóc obywatelowi w takiej sytuacji - dziwi się. Wróciła przed blok, by szukać psa. - Znalazłam go o 3.15, a między blokami nadal rozrabiali, zupełnie bezkarni i pewni siebie ludzie, którzy mnie napadli - dodaje. Policji nie było.

Rano poszła ponownie na komisariat. Rozmawiała z jednym z oficerów. - To niemożliwe, by policjant tak pani odpowiedział na nocny telefon - usłyszałam od niego. Oficer przyjął zgłoszenie, odmówił wydania zaświadczenia o zagubieniu dokumentów i poradził, by szybko poinformowała wszystkie odpowiednie instytucje o utracie dokumentów i by dowiadywała się co jakiś czas o postępach w policyjnym dochodzeniu.

Minęło kilka dni, a policja nie kontaktowała się z panią Marią w sprawie pobicia i ewentualnego wskazania sprawców. A jednego z nich, jak twierdzi, jest w stanie rozpoznać. - Spotkałam go na ulicy. Szedł w krótkich spodenkach i koszulce. Śmiał się na mój widok. Za to od dawna nie widziałam w naszej okolicy policji, nawet po moim zgłoszeniu o napadzie. Nie potrafię tego zrozumieć, nie wiem, co mam robić. Do kogo mam się zwrócić o pomoc? - kończy pani Maria.

Policja: to nieporozumienie

Zapytaliśmy policję o to, dlaczego po zgłoszeniu natychmiast nie wysłano patrolu na miejsce pobicia, gdzie można było zatrzymać sprawców jeszcze kilka godzin po zdarzeniu, dlaczego komisariat na Baranówce nie ma do dyspozycji radiowozu, a na miejscu jest tylko jeden policjant.

- Ta sprawa to jedno nieporozumienie - mówi Paweł Międlar, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji. - Poprosiłem szefa komisariatu o szczegółowe zbadanie wszystkiego i okazało się, że mamy ślad zgłoszenia o godzinie 1.15, ale ta pani informowała jedynie o zagubieniu dokumentów i zaginięciu psa. O napaści dowiedzieliśmy się dopiero na drugi dzień rano, kiedy pani odwiedziła komisariat - mówi Międlar.

Zapewnia, że dyżurny poradził pani, by spokojnie się zastanowiła, gdzie mogła zgubić dokumenty, i poinformował dwa patrole o tym, by zwracały uwagę na wałęsające się w tej okolicy psy. - Komisariat na Baranówce ma do dyspozycji dwa radiowozy, które oczywiście nie stoją na miejscu, tylko poruszają się po mieście. Gdyby dyżurny tak odpowiedział, jak utrzymuje ta pani, to musi mieć świadomość, że to byłaby jego ostatnia rozmowa jako dyżurnego - twierdzi rzecznik policji.

Dodaje, że policja natychmiast reaguje na każde zgłoszenie pobicia i nie ma od tej zasady odstępstw. - Zdarza się czasem, że radiowóz jest zaangażowany w innym zdarzeniu i nie jest w stanie przyjechać w ciągu 15 minut, ale w takim przypadku oddzwaniamy do zgłaszającego i uprzedzamy, że policja przyjedzie trochę później - zapewnia Międlar.

Mimo nieporozumienia policjanci pracują nad zgłoszeniem o pobiciu.


Źródło: Gazeta Wyborcza Rzeszów
http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,10098028,Pobicie_i_kradziez_czy_nieporozumienie.html
Dodano: 11-08-2011 12:00
Odsłon: 213

Skomentuj: