Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Opole »

Seks w Zaginionym Mieście

Seks w Zaginionym Mieście

Gdy Polska przyjmowała chrystianizm, w środkowych Indiach powstawał kompleks świątynny, który subtelnym erotyzmem, bezpruderyjnością i niepohamowaną witalnością zaklętą w kamiennych rzeźbach, silnie rozpalał ludzką wyobraźnię i równie mocno pobudza ją po dziś dzień- piszą opolanie, którzy wybrali się do Indii.
Świątynie w Khadźuraho, bo o nich mowa, odkryte po niemal tysiącu latach od ich opuszczenia, szokują i zachwycają jednocześnie. Śmiałe przedstawienia seksu oralnego, masturbacji i kopulacji ze zwierzętami zdumiewają co prawda łatwością ujęcia tematu, ale subtelność, różnorodność i finezja erotycznych pozycji, gra światła błądzącego między kamiennymi ciałami, wywołują tak silne odczucia estetyczne, że ich erotyka zdecydowanie schodzi na plan dalszy ustępując miejsca rozmyślaniom o ludzkiej kondycji, naturze i pragnieniach.



Dostanie się do Khadźuharo wymaga nie lada wysiłku. Niby tyko 400 km od Waranasi i mniej więcej tyle samo dalej do Agry, ale na takim uboczu, że nie byliśmy w stanie uciec przed wielogodzinna podróżą, najpierw pociągiem do Satny, a potem taksówką, gdy okazało się, że nie uda nam się złapać żadnego autobusu. Trudności byliśmy świadomi jeszcze przed wyruszeniem w dalszą podróż z Waranasi, dlatego pojawiła się propozycja, by pominąć ten punkt na naszej trasie. "Przecież to tylko gołe dupy" - argumentował Łukasz. Skończyło się na głosowaniu z wynikiem 3:1 dla Khadźuraho. Taksówkarz próbował naciągnąć nas na dodatkową opłatę za klimatyzację, ale zdecydowanie odmówiliśmy. Po tylu dniach w podróży, niekiedy w skrajnie trudnych warunkach, okazaliśmy się twardsi od tubylca. Co jakiś czas włączał "klimę" dla siebie, z czego nie bez satysfakcji korzystaliśmy. Droga, jak na warunki indyjskie, była naprawdę niezła i gdyby nie stada krów śpiące na drodze, dotarlibyśmy na miejsce znacznie wcześniej.

Następny dzień upłynął pod znakiem zwiedzania małej, ale wcale niesennej wioski, która z populacją 12 tyś. mieszkańców, w Polsce mogłaby być małym miasteczkiem. Świątynie podzielono na kompleksy, do których obowiązuje jeden bilet. Zaczęliśmy od najbardziej popularnej Grupy Zachodniej, w skład których wchodzą najpiękniejsze obiekty: świątynia Warahany, Lakszmany, szczególnie popularna wśród zwiedzających świątynia Kandariji Mahadeo oraz nieco mniejsze Dewi Dżagadamby, Ćitragupty, Wiśwanathy, Matangeśwary, i Ćausath Jogini. Gdy nieco oswoiliśmy się z tematyką misternie wykutych w kamieniu świątyń, baczniejszą wagę zaczęliśmy przywiązywać do tego, jak pięknie zostały odnowione i ile uwagi poświęcono ich otoczeniu. Po raz pierwszy w Indiach, mieliśmy poczucie, że w pełni wykorzystano potencjał miejsca. Mimo, że kompleks już dawno stracił swój religijny charakter, ze zdumieniem zauważyliśmy, że niektóre świątynie nadal spełniają ważną rolę w kulcie Śiwy, a ich silnie erotyczny charakter wpisuje się w obrządki mające na celu uczczenie wesela Śiwy i Parwati. Bez pośpiechu, siadając co jakiś czas na kamiennych schodach zastanawialiśmy, czy podobne arcydzieła architektoniczne miałyby szanse powstać u nas, nawet teraz w XXI wieku i z jakim spotkałyby się odbiorem.

Tego samego dnia, pojechaliśmy motorikszą do odległego o kilkanaście kilometrów od wioski parku narodowego, w którym znajdują się ogromne, malowniczo położone wodospady powstałe w wyniku erupcji wulkanu. Nie można się było oprzeć wrażeniu, że szczytowe osiągnięcie cywilizacji Ćandelów i usytuowane w jej pobliżu dzieło natury, będące przejawem jej niszczycielskiej i zarazem twórczej siły, zlały się w jedno, tworząc różnorodną, ale jednoznacznie witalną charakterystykę tego miejsca.

W półmroku, by nie ściągać nadmiernej ilości uciążliwych owadów, w klimatycznej restauracji na dachu, rozmawialiśmy o wrażeniach dnia. W taki sam sposób podsumowywaliśmy każde nowe miejsce na mapie naszej podróży. Khadźuraho wypadło na niej zdecydowanie na plus. W mroku, ale wyraźnie zarysowane, majaczyły kopuły Grupy Zachodniej. Zbłąkana pamięć sunęła po omacku wzdłuż zimnych, kamiennych ścian, pod zewnętrzną powłoką których zaklęto niegasnący, zdumiewająco intensywny żar. Wyłącznie gołe d .? A może między płonącymi stosami Waranasi z jednej i wyidealizowanym, obrosłym legendą symbolem wiecznej miłości - Tadź Mahalem z drugiej strony, koniecznie należy zatrzymać się właśnie tutaj, by zanurzając się w zmysłowym erotyzmie tego miejsca pojąć w pełni, czym w całej rozciągłości jest ludzkie życie...

W wyprawie biorą udział: Renata Płużek - impresario Teatru Kochanowskiego w Opolu, Anisa Raik - studentka wrocławskiej PWST (opolanka), Łukasz Kustrzyński - szef działu promocji Teatru Kochanowskiego, Łukasz Schmidt - aktor Teatru Kochanowskiego, Piotr Siczek - bankier, Radosław Święs - medioznawca z Uniwersytetu Opolskiego


Źródło: Gazeta Wyborcza Opole
http://opole.gazeta.pl/opole/1,35114,10108742,Seks_w_Zaginionym_Miescie.html
Dodano: 13-08-2011 14:00
Odsłon: 301

Skomentuj: