Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Łódź »

W ŁKS-ie bez zmian. Kolejna porażka do zera beniaminka

W ŁKS-ie bez zmian. Kolejna porażka do zera beniaminka

Po trzech meczach nowego sezonu drużyna z al. Unii ma na koncie zero punktów, zero goli zdobytych i aż 11 straconych
Budowana za ogromne jak na polskie warunki pieniądze i walcząca o mistrzostwo Polonia Warszawa była zdecydowanym faworytem meczu z biednym beniaminkiem z Łodzi. Zresztą nie ma chyba dziś drużyny w ekstraklasie, która w takiej roli nie zaczynałaby pojedynku z ŁKS-em. Drużyna z al. Unii w dwóch pierwszym meczach sezonu nie zdobyła gola, a straciła ich aż dziewięć. To mówi samo za siebie.

Chociaż częściowo ełkaesiacy mieli nadzieję zrehabilitować się w Warszawie, ale też zdawali sobie sprawę, że łatwo nie będzie, tym bardziej, że Polonia dobrze zaczęła ligę - wygrała z Lechią Gdańsk i zremisowała z mistrzem Polski Wisłą Kraków.

Punkty w tym sezonie "Czarne koszule" zawdzięczają głównie Bruno i jego golom. I właśnie na Brazylijczyka ełkaesiacy mieli uważać najbardziej. Uważali do 34. min... Wcześniej z gwiazdą Polonii nieźle radził sobie Cezary Stefańczyk, chociaż tak naprawdę Bruno nie sprawiał mu wielkich problemów, po boisku poruszał się dostojnie, nie forsował tempa, jakby czekał na odpowiedni moment, by zadać rywalom bolesny cios. Zresztą jego koledzy też nie rzucili się na rywali, jakby nie pamiętali, że przed nimi zawodnicy Lecha Poznań wbili im pięć, a Śląska Wrocław cztery gole.

Jedyna bramka przed przerwą padła we wspomnianej 34. min. Bruno przebiegł z piłką kilka metrów i mimo asysty Dariusza Kłusa (dlaczego nie próbował zablokować tego strzału?!) w swoim stylu uderzył z dystansu na bramkę Bogusława Wyparły. To nie był najlepszy strzał w karierze Brazylijczyka, ale bramkarz ŁKS-u i tak musiał wyjmować piłkę z siatki, bo ta po drodze odbiła się od Marcina Adamskiego i go zmyliła.

Wcześniej na boisku nie działo się zbyt wiele ciekawego. Goście zaczęli nieźle, już w 2. min jak z armaty na bramkę Polonii huknął Marek Saganowski, ale piłka przeleciała nad bramką. To była trochę przypadkowa i zarazem najgroźniejsza próba ŁKS-u w pierwszej połowie. Strzał Macieja Bykowskiego z 22. min nie sprawił problemów Sebastianowi Przyrowskiemu. To trochę mało, na więcej drużyny trenera Dariusza Bratkowskiego nie było jednak stać.

Po przerwie ełkaesiacy też nie rzucili się do szaleńczych ataków. Gospodarze też nie przyśpieszali, ale oni panowali nad sytuacją na boisku. Na ożywienie gości czekaliśmy do 75. min, kiedy na bramkę gospodarzy strzelał Mięciel, ale piłka poleciała wysoko nad bramką. Niecelny był też strzał Saganowskiego chwilę później. Trzeba jednak przyznać, że ci dwaj piłkarze starali się coś pożytecznego w ataku zrobić.

W 81. min ełkaesiacy byli najbliżej zdobycia gola. Z ostrego kąta uderzał Mięciel, ale Przyrowski odbił piłkę przed siebie, niestety nie pod nogi Kłus, albo Sebastiana Szałachowskiego, którzy byli w polu karnym.

Nadzieja na remis umarła kilka minut później. W pole karne ŁKS-u dośrodkował Robert Jeż, a pięknym strzałem głową popisał się... Adamski. To największy z serii błędów, jakie stoper łódzkiej drużyny popełnił w tym jakże krótkim na razie sezonie. To już czas, by usiadł na ławce rezerwowych.

ŁKS zgodnie z przewidywaniami przegrał w Warszawie z faworyzowana Polonią, ale po raz pierwszy w tym sezonie nie został przez rywala zdeklasowany. W oceanie minusów, to jednak jakiś plus...

Polonia Warszawa - ŁKS 2:0 (1:0)

Gole: Bruno (34.), Adamski (84., samobójcza)

Polonia: Przyrowski - Baszczyński, Jodłowiec, Kokoszka, Brzyski - Bonin Ż (68. Wszołek), Piątek, Trałka, Bruno Ż (87. Sultes) - Jeż - Cani (59. Sikorski).

ŁKS: Wyparło - Stefańczyk, Łabędzki, Adamski, Klepczarek Ż, Smoliński (72. Nowak Ż), Kłus, Saganowski, Romańczuk (88. Papikyan), Bykowski (61. Szałachowski) - Mięciel.

Sędziował: Paweł Gil z Lublina

Widzów: 3,5 tys.


Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź
http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35137,10112127,W_LKS_ie_bez_zmian__Kolejna_porazka_do_zera_beniaminka.html
Dodano: 14-08-2011 14:00
Odsłon: 239

Skomentuj: