Wiadomości » Kraków »
Płatne parkowanie. Nie trzeba wymyślać prochu od nowa
Płatne parkowanie. Nie trzeba wymyślać prochu od nowa
O błędach, które popełniono przy wprowadzaniu strefy płatnego parkowania na Kazimierzu, mówi Jacek Balcewicz, radny Rady Dzielnicy I, przewodniczący komisji do spraw Kazimierza.Ada Chojnowska: Czy wprowadzenie strefy płatnego parkowania na Kazimierzu było dobrym pomysłem? I co ważniejsze, czy dobrze zrealizowanym?
Jacek Balcewicz: Ujmę to tak - gdy rada naszej dzielnicy została w tej sprawie poproszona o opinię, zagłosowałem tak, jak chcieli moi wyborcy, sąsiedzi i żona. Czyli za. Jednak intuicja mówiła mi "wiedziałem, że tak będzie".
Co pan ma na myśli?
W nowej uchwale rady miasta dotyczącej strefy płatnego parkowania znalazło się kilka kiksów. Sposób reglamentacji tego rzadkiego dobra, jakim jest miejsce parkingowe, zmienił się z demokratycznego, czyli kto pierwszy, ten lepszy, na promujący ludzi najbogatszych. Za 850 złotych można sobie wykupić kopertę. Z kolei jednostki budżetowe, organizacje polityczne i społeczne, jeśli mają biura w obrębie strefy, za abonament dla pierwszego pojazdu płacą 100 złotych, a za drugi 120. Największe straty ponoszą na tym mieszkańcy, którzy mają mniejsze prawa, a za miesięczny abonament muszą płacić więcej. Posiadanie drugiego samochodu kosztuje ich 250 złotych, a rodzina może być przecież duża, żyjąca aktywnie i kolejny samochód jest jej niezbędny. Dodatkowo w centrum jest dużo mieszkań, których powierzchnia może sięgać nawet 200 metrów. Często zamieszkuje je kilka rodzin czy kompletnie obcych sobie osób, z których każda może być właścicielem samochodu. Nie pojmuję też uprzywilejowania motocykli, które wyłączone są z obowiązku posiadania identyfikatorów.
Może to ze względu na ich wielkość?
Motocykl, jak to często bywa, parkując z fantazją, jest w stanie zająć praktycznie całe miejsce parkingowe, więc nie jest to dla mnie wytłumaczeniem. Ogółem trzeba powiedzieć o jednej rzeczy. Nowe przepisy nie rozwiązują problemu, jakim jest deficyt miejsc parkingowych. Przede wszystkim znacznie zmniejszono ich liczba. Do południa faktycznie widać wolne miejsca, jednak Kazimierz żyje wieczorami. Mieszkańcy mają gorsze prawa, a komunikacja miejska nie jest na tyle sprawna, by ludzie się w nią przesiadali. Przykładowo, jadąc z Kazimierza do siedziby ZIKIT-u, pieszo będziemy zmuszeni przejść około kilometra. Jeśli chcemy udać się do siedziby Enionu przy ulicy Zawiłej musimy dojechać do ronda Grunwaldzkiego i przesiąść się na autobus, który kursuje co 40 minut. Nie są to zbyt dogodne połączenia, nic dziwnego więc, że lepiej wybrać samochód. Zresztą samochód stał się dla nas narzędziem pracy, przedłużeniem butów i już dawno przestał być symbolem zamożności.
Czy realizacja wprowadzonych zmian też jest problematyczna?
Przy ulicy Kupa fundament pod przyszły parkomat zlokalizowano tuż obok wjazdu do podziemia budynku. Mogę się założyć, że dość szybko zostanie uszkodzony. W innych miejscach, np. w okolicach skrzyżowania Miodowej i Starowiślnej, kolejny parkomat będzie stał tak, że będzie utrudniał i tak skomplikowane przejście pieszym. Więcej miejsc przeznaczono też dla taksówek, m.in. przy ulicy Warszauera. Zupełnie niesłusznie, bo wcześniej można było obserwować, jak notorycznie łamią przepisy, parkując na skrzyżowaniach i gdzie popadnie. Z kolei gdy montowano nowe znaki, zniszczono wiele płyt chodnikowych. Firma Zebra z Bytomia postawiła ich w sumie około tysiąca. Poza tym w wielu miejscach można nadal i zgodnie z przepisami parkować na Kazimierzu za darmo.
Na czym to polega?
Przepisy mówią, że płatne parkowanie odbywa się w oznaczonych miejscach. Jeśli jednak takie miejsce nie jest wyznaczone, a staniemy na chodniku tak, by koła nie wychodziły na jezdnię, i zostawiamy 1,5 metra odstępu do budynku, to możemy tam spokojnie zostawić samochód, nic za to nie płacąc.
Jak rozwiązać problemy z parkowaniem w centrum?
Przede wszystkim w pół roku nie pokonamy dwudziestoletnich zaniedbań. Trzeba pamiętać, że miasto to system naczyń połączonych. Teraz większość samochodów parkuje w Podgórzu, ale strefy nie można przecież rozszerzać w nieskończoność. Za chwilę będzie tak, że w Krakowie trzeba będzie płacić za parkowanie więcej niż w Budapeszcie czy Frankfurcie nad Menem. Jeśli tak ma wyglądać miasto rzekomo przyjazne inwestorom, to przedsiębiorcy raczej tu przyjeżdżać nie będą. Dobrym pomysłem jest tworzenie dużych parkingów przy pętlach komunikacji miejskiej, gdzie mieszkańcy Myślenic czy Wieliczki mogliby zostawiać auta i przesiadając się, na jednym bilecie dotrzeć do centrum. Pomysły były, a efektów nie widać. Poza tym w Krakowie tylko od dobrej woli inwestora zależy, czy stawiając budynek, pomyśli też o parkingu. Nie wiedzieć czemu, nawet te już istniejące się likwiduje. Przykładowo przy ulicy Kupa garaże pod budynkiem zmieniono na zaplecze knajpy, a w hotelu przy Paulińskiej miejsca postojowe na salę konferencyjną. Najbardziej jednak dziwi mnie, że Kraków, mając blisko 40 miast partnerskich, których te problemy dotknęły wcześniej, nie korzysta z ich doświadczeń. Można skorzystać z już sprawdzonych rozwiązań, przecież nie ma potrzeby wymyślania prochu od nowa.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,89111,10111400,Platne_parkowanie__Nie_trzeba_wymyslac_prochu_od_nowa.htmlDodano: 16-08-2011 13:00Odsłon: 295
Dodano: 16-08-2011 13:00
Odsłon: 295