Wiadomości » Rzeszów »
Tarnobrzeżanin chce medalu z paraolimpiady
Tarnobrzeżanin chce medalu z paraolimpiady
- Najważniejsze jest dobre przygotowanie do igrzysk i przywiezienie medalu. Wszystko podporządkowuję temu celowi - mówi Jacek Czech, niepełnosprawny pływak, który ma w dorobku kilka medali mistrzostw świata i Europy.Jacek Czech od 1994 r., po skoku na główkę do Chańczy koło Staszowa, jeździ na wózku. Jest drugim sportowcem z Tarnobrzega, który może być pewien występu w Londynie. Ten niepełnosprawny pływak Integracji ma już w dorobku krążki z mistrzostw świata i Europy, a teraz wszystkie siły koncentruje na jednym - chce przywieźć medal z igrzysk olimpijskich.
Jakub Pawelec: Niedawno zakończyły się mistrzostwa Europy w Berlinie, ale wicemistrz świata wrócił tym razem bez medalu.
Jacek Czech: Brakowało pieniędzy na przygotowania i do tego doszedł olbrzymi stres. Na dokładkę jeszcze 16-godzinna podróż autokarem, co w moim przypadku musiało się niekorzystnie odbić na dyspozycji. Byłem czwarty i piąty, no i wróciłem z kontuzją barku.
W tym roku mieliśmy tylko jedno dziesięciodniowe zgrupowanie w Ostrowcu na 50-metrowym basenie, a wcześniej przygotowywałem się tam na własny koszt. Przez resztę czasu pływałem głównie w Tarnobrzegu na basenie 25-metrowym, a starty są na dwukrotnie dłuższym. To nic odkrywczego, że jedynym sposobem na osiągnięcie dobrego wyniku są treningi na dużych obiektach.
Kwalifikację olimpijską masz już jednak w kieszeni i spokojnie możesz się przygotowywać do Londynu?
- Prawo startu wywalczyłem rok temu na mistrzostwach świata w Eindhoven, gdzie zdobyłem trzy srebra. Bazę mam w Tarnobrzegu, trenuję pod okiem Krzysztofa Dydo, ale niekoniecznie będą to spokojne przygotowania. Utrzymuję się głównie ze stypendium, a w Polsce pływanie nie jest łatwe dla niepełnosprawnych. Trochę to smutne, że nie mam takich samych warunków jak konkurenci. U nas sport niepełnosprawnych jest niedoceniany i niedofinansowany, a każdy wynik jest osiągany nadludzkim wysiłkiem. Nie mam żadnego sponsora - jestem menedżerem i wszystkim po trochu.
W zasadzie relatywnie krótko wyczynowo trenujesz pływanie, a sukcesy są już ogromne. Debiut w zawodach też miałeś jak marzenie.
- Trenuję od 2002-2003 r. Przypadek sprawił, że zająłem się tym wyczynowo. Byłem akurat na turnusie rehabilitacyjnym w Konstancinie i zwróciłem na siebie uwagę szybkim pływaniem. W Tarnobrzegu Krzysztof Dydo zaproponował mi treningi, ale że nie miał wcześniej do czynienia z niepełnosprawnymi, to tak naprawdę uczył się na mnie. Było to obopólne wyzwanie, ale i zabawa na początku.
Na pierwsze zawody pojechałem w 2005 r. do Gorzowa i od razu zdobyłem złoto na 100 m stylem dowolnym oraz dwa srebra: 50 m grzbietem i dowolnym, a także brąz na 200 m dowolnym. Wtedy pokonałem wicemistrza paraolimpijskiego z Aten Mirosława Piesaka. To mnie niesamowicie zmobilizowało.
Przed wypadkiem nigdy nie uprawiałeś profesjonalnie pływania?
- Nie, w szkole tylko koszykówkę i siatkówkę. Teraz na treningu pływam po półtorej godziny i w tym czasie mogę przepłynąć dwa kilometry, czyli mniej więcej tyle, ile w pełni zdrowi sportowcy. Ważna jest też ogólna kondycja, dlatego dwa razy w tygodniu mam siłownię, jeżdżę też na wózku po lesie, po ścieżkach zdrowia.
Czyli jesteś tym pozytywnym przykładem, że wypadek mobilizuje, a nie załamuje?
- Po wypadku byłem całkowicie sparaliżowany, może gdyby udzielono mi pomocy wcześniej niż po trzech dniach, wożąc kolejno do Otwocka, Międzylesia, STOCER-a w Konstancinie i Bytomia, i tłumacząc rejonizacją, byłbym w lepszej sytuacji. A tak krwiak spowodował częściowe obumarcie nerwu. Jeszcze w szpitalu zacząłem się zastanawiać, co się dzieje. Wydawało mi się, że potrzeba tylko czasu i wierzyłem, że z tego wyjdę. Później się okazało, że jest inaczej. Byłem trochę przygnębiony, ale wiedziałem, że jedyną szansą jest rehabilitacja, więc się zawziąłem i ćwiczyłem po osiem godzin dziennie. W efekcie, przy moim uszkodzeniu kręgosłupa, jestem bardzo sprawny, ale potrzebowałem czterech lat, żeby być samodzielnym. Oprócz pływania próbowałem sił również w szermierce na wózkach. Tam także wywalczyłem dwa medale. Równolegle kontynuowałem również naukę - zdałem maturę i poszedłem na studia.
Do Londynu jedziesz, żeby przeżyć przygodę, o której marzy większość sportowców, czy satysfakcję przyniesie dopiero medal?
- Najważniejsze jest dobre przygotowanie do igrzysk i przywiezienie medalu. Wszystko podporządkowuję temu celowi.
Jacek Czech
Trzykrotny srebrny medalista MŚ Eindhoven (2010), dwukrotny wicemistrz Europy w Reykjav~ku (2009), mistrz Polski 2005-2006, 2009-2011. W szermierce na wózkach - brązowy medalista Pucharu Świata oraz mistrzostw Polski (2008).
Źródło: Gazeta Wyborcza Rzeszów
http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34966,10128336,Tarnobrzezanin_chce_medalu_z_paraolimpiady.htmlDodano: 18-08-2011 12:00Odsłon: 171
Dodano: 18-08-2011 12:00
Odsłon: 171