Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Wrocław »

W Europie okręt trenera Lenczyka to malutka łódeczka

W Europie okręt trenera Lenczyka to malutka łódeczka

Mecz z Rapidem Bukareszt miał pokazać, ile Śląskowi brakuje do poziomu europejskiego, i swoje zadanie spełnił. Po porażce 1:3 wiemy już, że wrocławianom do Europy daleko, a ich dumny okręt na szerokich wodach przypomina malutką łódeczkę.
Analogia żeglarska jest tu użyta nie bez powodu, bo przecież taką trener Orest Lenczyk posłużył się, kiedy do Śląska przychodził. 10 miesięcy temu szkoleniowiec objął statek trafiony, który mógł zatonąć nawet na relatywnie spokojnych polskich wodach. Kapitan Lenczyk dziury jednak załatał i kurs ustabilizował, uczyniwszy ze Śląska okręt prezentujący się na wodach wewnętrznych dość dumnie. W regatach krajowych najpierw zajął drugie miejsce, a i w ich nowej edycji, po trzech kolejkach, wiele statków wciąż wyprzedza. Dopiero jednak w pucharowym meczu z Rapidem Bukareszt Śląsk przekonał się, co znaczy wypłynąć na wody szerokie, gdzie wielki dotąd statek prezentuje się jak skromna łódeczka, a piękne białe żagle w mgnieniu oka maleją do rozmiarów chusteczki.

Stracili bramkę i głowę

W pierwszym meczu IV rundy kwalifikacji Ligi Europejskiej wrocławianie przegrali u siebie z zespołem lepszym, co jednak frustrację po porażce łagodzi tylko odrobinę. Nie sposób bowiem uwolnić się od wrażenia, że z szansy danej od losu do końca nie skorzystali. Śląsk awans do fazy grupowej rozgrywek stracił praktycznie już po pierwszym pojedynku, tyle w skutek siły rywala, co własnej nieporadności. Wrocławianie w meczu z Rapidem przecież prowadzili po golu Sebastiana Mili, ale potem poza bramką stracili też chyba głowę. Po wyrównującym trafieniu dla Rumunów gospodarze tak chcieli znów być od nich lepsi, że poszli na wymianę ciosów, porzucając przy tym rozwagę i niektóre założenia taktyczne. Niestety, piłkarze Lenczyka popełnili też masę błędów indywidualnych, które rywale z zimną krwią wykorzystali. W Śląsku, zamiast koniecznej tego dnia perfekcji, oglądaliśmy dużo strat i problemy z konstruowaniem akcji ofensywnych, zaczynając od obrony. To właśnie one były powodem, dla którego wrocławianie często gubili piłkę w środku pola, a można było odnieść wrażenie, że w pewnych momentach meczu ich pomoc nie istnieje. Podopieczni trenera Lenczyka najgorzej prezentowali się jednak nie w tej formacji, a właśnie w defensywie, która przecież w Polsce uchodzi za jedną z najsolidniejszych. Nie jest jednak przypadkiem, że Śląsk w drugim meczu, kiedy przeciwnik mocno go zaatakował, znów stracił aż trzy gole, co poprzednio zdarzyło mu się w Dundee. Późniejsze boje z Lokomtivem Sofia czy pierwsze starcie ze Szkotami w tym zakresie miarodajne nie były, bo tam rywale pod bramkę Mariana Kelemena zapuszczali się sporadycznie. W pojedynku z Rapidem było już zupełnie inaczej, a wówczas, tak jak w Dundee, słabo wypadli choćby Piotr Celeban, Dariusz Pietrasiak czy Tadeusz Socha. To nie czyni ich absolutnie jedynymi odpowiedzialnymi za porażkę z Rumunami. Każe jednak nieco pokorniej spojrzeć na wyroki selekcjonera Franciszka Smudy, który pierwszemu miejsca na zgrupowaniach reprezentacji notorycznie odmawia, drugiemu powołania wysyłać przestał, a trzecim się nie zainteresował, choć ten występował w kadrze młodzieżowej. Smuda we wspomnianej trójce nie widzi więc "European level" potrzebnego tak w reprezentacji, jak w pucharach i może jednak ma choć odrobinę racji.

Wyciągnąć wnioski

Dla tych piłkarzy, ich kolegów oraz całego Śląska lekcja udzielona przez Rapid może być jednak tak bolesna, jak pożyteczna. Wrocławianie muszą wyciągnąć z niej wnioski, spotkanie we Wrocławiu dokładnie przeanalizować i w rewanżu zaprezentować się tak udanie, jak to tylko możliwe. Teraz zawodnicy nie mają już przecież nic do stracenia, a do zyskania nadal dość dużo. To choćby pozostawienie po sobie dobrego wrażenia, zebranie wspomnień na dalszą karierę czy punktów dla Śląska i polskiej piłki w rankingu UEFA. Po spotkaniach z ekipą z Bukaresztu do swoich notesów muszą też zajrzeć trener Lenczyk i jego współpracownicy, a do portfela właściciele Śląska, czyli miasto Wrocław i grupa Polsat. Jeśli bowiem Rumunów od wrocławian dzieli jedynie szacunkowo pół miliona euro budżetu, to jest to niewątpliwie dystans do zniwelowania. Może dzięki temu zmniejszą się i dysproporcje piłkarskie dzielące obie ekipy. Skoro obecny Śląsk z regat do fazy grupowej Ligi Europejskiej odpadł dopiero na finiszu, to być może po kolejnych trafionych transferach jednak jakoś do mety się dowlecze. Piłkarze trenera Lenczyka robią przecież stałe postępy, teraz bogatsi są o bezcenne doświadczenie, a wielkie europejskie porty na pewno marzyć im się nie przestały. By do nich dopłynąć, Śląsk musi jednak znów być odpowiednio szybki w zawodach krajowych. Na to niewątpliwie go stać, a występy w pucharach w osiągnięciu dobrych wyników powinny tylko wrocławianom pomóc. Na polskich wodach będą oni musieli wyprzedzić choćby Legię Warszawa, z którą w stolicy zmierzą się w niedzielę. Przy Rapidzie nawet ten statek nie powinien jednak zrobić na drużynie Lenczyka większego wrażenia.

michal.karbowiak@wroclaw.agora.pl

dariusz.luciow@wroclaw.agora.pl


Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35760,10142688,W_Europie_okret_trenera_Lenczyka_to_malutka_lodeczka.html
Dodano: 20-08-2011 12:01
Odsłon: 121

Skomentuj: