Wiadomości » Szczecin »
Największa tajemnica Festiwalu Młodych Talentów to...
Największa tajemnica Festiwalu Młodych Talentów to...
- We Włoszech wtedy 13-letni Robertino Loretti śpiewał "Mammę" po włosku. Z płyty pocztówkowej, nie znając włoskiego, spisałem ten tekst, jak słyszałam i zaśpiewałam - wspomina Grażyna Rudecka, honorowy gość niedzielnych koncertów upamiętniających słynne Festiwale Młodych Talentów w SzczecinieW niedzielę odbędą się dwa koncerty nawiązujące do bigbitu z lat 60.: w Różance o godz. 12 (wstęp wolny) i w Kafe Jerzy o godz. 18 (bilety 20 zł). Gościem honorowym obu będzie Grażyna Rudecka, która w 1962 r. zakwalifikowała się do Złotej Dziesiątki, dostając najwięcej punktów od jurorów I Festiwalu Młodych Talentów, pokonując Helenę Majdaniec, Karin Stanek, Czesława Niemena... Mieszka z rodziną pod Szczecinem. Nie dała się namówić na występ. Ale jej wyjątkowy śpiew usłyszymy z nagrania archiwalnego.
Mówi Grażyna Rudecka
Ewa Podgajna: Jak trafiła pani na Festiwal Młodych Talentów?
Grażyna Rudecka: Chodziłam do Podstawowej Szkoły Muzycznej przy al. Wojska Polskiego, grałam na pianinie, miałam lekcje umuzykalnienia, chóru. Żeby zdać z klasy do klasy, trzeba było na prezentacji zagrać utwór, wyjść na scenę. Byłam z tym obyta.
W Zamku organizowane były "Spotkania z piosenką". Na pianinie grał profesor Technikum Gastronomicznego Jan Janikowski, który później stworzył Filipinki. Włodzimierz Matuszyński pisał teksty piosenek, które drukował sobotni "Kurier Szczeciński". W niedzielę, kto chciał, mógł przyjść z tekstem i wziąć udział w uczeniu się tej piosenki, potem też wyjść na scenę i zaśpiewać.
Na dziesiąte "Spotkanie z piosenką" przyszedł dyrektor Estrady Szczecińskiej - Jacek Nieżychowski z Helenką Majdaniec. We Włoszech wtedy 13-letni Robertino Loretti śpiewał "Mammę" po włosku. Z płyty pocztówkowej, nie znając włoskiego, bo kto nas wtedy uczył zachodnich języków, spisałam ten tekst jak słyszałam i zaśpiewałam. Pan Jacek z Helenką byli urzeczeni. I zaprosił mnie do udziału w Festiwalu Młodych Talentów.
Tu rodził się bigbit, a pani z taką sentymentalną piosenką.
- Byłam najmłodsza, najmniejsza. Miałam 13-14 lat. Jak śpiewałam, statyw mikrofonu musiał być oparty o krzesło, na skos, bo jak stał opuszczony do najniższego poziomu, to nie mogłam dosięgnąć. Zaśpiewałam ową "Mammę" i "Ave Maria" Gounoda, do której napisano mi specjalnie polski tekst, taki bogobojny, kościelny. Śpiewałam, a oni cichli. Miałam cztery oktawy i umiałam tym głosem operować. Zdobyłam nagrodę ministra kultury i sztuki. Dostałam 3 tys. zł, a to były niesamowite pieniądze. Mój ojciec jako kolejarz zarabiał 900 zł. Kupiłam sobie wtedy pierwszy w życiu zegarek.
W wakacje pojechaliśmy "Złotą dziesiątką" z Czerwono-Czarnymi w trasę koncertową po Polsce. Na koncercie w Łodzi na widowni było 3 tys. ludzi. Na początku gwizdali. Zaczęłam śpiewać, dalej gwizdali. To śpiewam i płaczę. Aż wreszcie zeszłam. Konferansjer mówi: "Zrobiliście przykrość naszej Grażynce..." Wtedy zaczęli rytmicznie klaskać i skandować "Prosimy Grażynkę, prosimy Grażynkę". I wiara nie pozwoliła nikomu wystąpić. Musiałam jeszcze raz wyjść i zaśpiewać. Dostałam ogromne brawa, bisowałam.
A jak było za kulisami?
- Pianista mówił: "Grażynka, tam w pierwszym rzędzie siedzi taka blondynka. Idź zapytaj, czy ona nie jest moją siostrą cioteczną? Niech przyjdzie za kulisy". Ja w to święcie wierzyłam, szłam i mówiłam do tych dziewczyn: "Proszę ze mną za kulisy". Raz zapytałam: "Panie Józku, pan w każdym mieście ma siostrę". Na co on: "W każdym".
Po koncercie można było zjeść tylko w restauracji w hotelu. Dla dzieci wstęp był wzbroniony, bo był dancing. Jedliśmy kolację. Wiesław Katana, kontrabasista, mówił: "A teraz proszę na górę i nie zapomnij umyć zębów i pacierza. Oni byli wszyscy dorośli. Ja byłam traktowana jak dziecko.
Ktoś napisał, że największą tajemnicą Festiwalu Młodych Talentów była Grażyna Rudecka, która znikła.
- Dostałam się do LO nr 5. Niestety, w trzeciej klasie przerwałam naukę. Nie mogłam się pogodzić z tym, że to się kończy. Że ja już nie jestem tak rozpoznawana jak na początku, kiedy szłam ulicą, a ludzie mówili: "o, to ta Grażynka".
Brakowało mi tych zarabianych wcześniej pieniędzy. Za koncert dostawałam 150 zł. A przecież ze "Złotą Dziesiątką" przyjeżdżaliśmy do wojewódzkiego miasta i przez dwa tygodnie były po dwa koncerty. Były pełne sale. Mogliśmy grać dłużej. Byłam świetnie ubrana, mogłam sobie kupować w komisie najpiękniejsze ciuchy zagraniczne, jakie wtedy były.
Poszłam do pracy do Fabryki Motocykli Junak. Jako goniec. Zaczęłam chodzić na wieczorówkę, ale poznałam przyszłego męża. Jak to 17-latce, serducho zaczęło mocniej bić. Wyszłam za mąż. W drodze był syn. Moja wielka miłość nie przetrwała czasu. Potem zostałam fakturzystką w Danie. Urodziłam syna. I przestałam myśleć o śpiewaniu. Trafnie to wszystko ujął wtedy jeden z recenzentów, pisząc: "Grażynka Rudecka ma szczery talent, ale czy ktoś wie, że dziewczynka zdana jest na własne siły, że nikt się nią na dobre nie opiekuje i z łatwością może się zmarnować?". O takie małe dziecko, które jest talentem, należy dbać, chwalić, ale i sprowadzać je na ziemię, nie pozwolić mu się zachłysnąć.
Jedna z artystek ze Złotej Dziesiątki, która potem zrobiła karierę w polskim bigbicie, opowiadała mi kilka lat temu, że lepi pierogi na sprzedaż, żeby przetrwać do pierwszego.
- Przecież taka Karin Stanek, z takim temperamentem, wyjechała do Niemiec, bo tu już nikt nie chciał pisać dla niej piosenek. Z Helenką Majdaniec widziałam się jakieś dziesięć lat temu w klubie Imperium. Śpiewała fajnie, ale już się źle czuła. Siedział mój drugi mąż, syn, wnuki, synowa. A ona mówi: "jak ja ci zazdroszczę". Osiągnęła wiele, śpiewała w paryskiej Olimpii, ale to się kiedyś kończy. Trzeba też myśleć o normalności. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że kariera przemija. I jakie to przykre, jak przestają się interesować twoją muzyką.
Źródło: Gazeta Wyborcza Szczecin
http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34959,10143323,Najwieksza_tajemnica_Festiwalu_Mlodych_Talentow_to___.htmlDodano: 21-08-2011 12:00Odsłon: 183
Dodano: 21-08-2011 12:00
Odsłon: 183