Wiadomości » Płock »
Daj się skusić na niesamowity spływ Skrwą
Daj się skusić na niesamowity spływ Skrwą
Osławione są Czarna Hańcza, Rospuda - a na Mazowszu mamy swoją Skrwę, dziką i piękną, nizinną i górską zarazem. Idealną do spływów kajakowych, choć nie do końca odkrytą. Meandrującą po wspaniałych terenach Brudzeńskiego Parku Krajobrazowego, który sam dostarcza niesamowitych wrażeń.Oczywiście nie odkrywamy Ameryki informacją o Skrwie Prawej, ale co innego wiedzieć, a co innego widzieć i przeżyć. Dlatego ekipa "Gazety" postanowiła sama przepłynąć kawałek rzeki w kajakach. Trzeba przyznać, że poznaliśmy dzięki temu smak niezwykłej przygody. Dla wytrawnych wodniaków może ten opis wyda się naiwnym, ale startowaliśmy z pozycji kogoś, kto na spływ wybrał się pierwszy raz. I namawiamy kolejnych - koniecznie spróbujcie, zasmakujcie!
Sikórz od Sikorek
Z naszymi przewodnikami umawiamy się przy kościele w Sikorzu. To niewielka wieś w gm. Brudzeń Duży, skąpana w zieleni. Zanim ruszymy dalej, wójt gminy Andrzej Dwojnych pokazuje nam to, co naprawdę zobaczyć warto. Stary ceglany mur z bardzo ciekawie zwieńczoną bramą prowadzi na niewielki cmentarzyk. Właściwie niedawno było tam tylko kłębowisko różnych krzaków i roślin, gmina oczyściła teren. Odkryła ziemię i dwie, trzy zrujnowane mogiły. Reszta się nie zachowała. Tym bardziej uderza i wzrusza doskonale zachowany grobowiec. Czytamy: "Jadwiga Piwnicka, żyła lat 22, zakończyła życie doczesne 25 grudnia 1874 r." Grobowiec wieńczy piękna rzeźba anioła, w ogóle niezniszczona.
- Niesamowite, że tak się to wszystko zachowało - mówią wójt Dwojnych i Witold Rogowiecki, który w urzędzie gminy zajmuje się promocją. Wójt to zapalony miłośnik swoich rodzinnych stron, zna ich historię jak mało kto. Opowiada: - Piwniccy byli właścicielami Sikorza, tu mieli swój pałacyk. Byli mecenasami sztuki, zapraszali artystów. Bywali w Sikorzu Antoni Słonimski, Julian Tuwim, który tu właśnie napisał "Bal w operze", a w jego "Kwiatach polskich" uważny czytelnik znajdzie fragment poświęcony właśnie Sikorzowi. Przyjeżdżali malarze, bracia Stanisław i Józef Czajkowscy, profesorowie ASP w Krakowie. I oczywiście pisarz Tadeusz Dołęga-Mostowicz, ten, który napisał "Doktora Wilczura".
Kto wie, może właśnie tu narodził się pomysł tej słynnej książki. Przedwojenny film na podstawie powieści kręcony był... właśnie w Sikorzu! Piwniccy użyczyli swojego pałacyku do scen, inne były kręcone w pobliskim młynie; już go nie ma, ale w głowie wójta rodzi się marzenie, żeby go zrekonstruować.
Na cmentarzu jest też zniszczony, ale rozpoznawalny nagrobek Emmy Jeanprost, guwernantki Piwnickich. Była chyba Francuzką, fragmenty zachowanej transkrypcji nagrobnej są po francusku, choć imię wskazywałoby na Niemkę.
Od kościoła i cmentarza prowadzi wspaniała XIX-wieczna aleja kasztanowo-lipowa. Wspólnymi siłami Parku i gminy została niedawno oczyszczona, drzewa przycięto i wygląda prawie jak dawniej. Tyle że na starym zdjęciu widać wzdłuż alei szpaler 14 kapliczek, które niestety nie zachowały się do dziś. Aleją dochodzimy do pałacyku, to teraz własność gminy, mieszkają w nim lokatorzy. Budynek wygląda porządnie, dwie potężne kolumny przy wejściu budzą nostalgię za dawnymi czasami. A co się stało z Piwnickimi?
- Na pewno byli tu jeszcze w 1939 roku, chyba także podczas wojny - mówi Dwojnych. Potem podzielili los polskiego ziemiaństwa, nie wolno było im zachować ani majątku, ani domu. Wyjechali. Może do innych miast, może za granicę. Nie słyszałem, żeby kiedykolwiek pojawili się ponownie w naszych stronach.
Szef Brudzeńskiego Parku Krajobrazowego Ludwik Ryncarz powie już na spływie, że nazwa miejscowości wzięła się od wielkiego siedliska sikorek, które tu występowały.
Zaczynamy od Parzenia
Choć historia Sikorza mocno nas zainteresowała, już przebieramy nogami, żeby ruszyć na trasę spływu. Mamy zacząć w pobliskim Parzeniu i zakończyć szlak wodny znów w Sikorzu. Ale nie tak od razu! Komendant miejscowej OSP Włodzimierz Sulkowski przypomina (nie tyle nam, co naszym czytelnikom) o tym, by nie śmiecić! To bardzo ważne, bo rzeka i park po sezonie po prostu toną w śmieciach. - W tym roku wiosną sprzątaliśmy rzekę i jej brzegi - mówi komendant. - Wywieźliśmy aż półtorej tony śmieci! Żeby dać wyobrażenie, jaki to ogrom, dość powiedzieć, że w większości były to lekkie, plastikowe butelki po napojach.
Aż wstyd, że jesteśmy takimi brudasami. Czy to tak trudno zabrać ze sobą swoje śmieci i zachować w czystości miejsca, które swoją urodą zatykają dech w piersi, proszę wędkarzy, turystów i kajakarzy? A jakby tego było mało, to są tacy, którzy potrafią z drewnianych mostków zrzucać wprost do wody typowe "domowe" worki ze śmieciami, jakie się uzbierały w kuchni i mieszkaniu. Tacy, niestety, jesteśmy.
Choć niewinni, to zawstydzeni tym wykładem, szybko się szykujemy. Zgodnie z instrukcją na nogach powinny być klapki, najlepiej takie gumowe z zakrytymi palcami. Obowiązkowo szorty, no i płyn przeciw komarom, którym wszyscy zawzięcie się psiukamy. Jak się okaże - niepotrzebnie, bo komarów nie spotkaliśmy.
Do Parzenia zawiezie nas "ojciec dyrektor". Tak wszyscy w okolicy nazywają Krzysztofa Sobaszka, który w Murzynowie zorganizował marinę, a teraz zdobył fundusze unijne na jej rozbudowę i budowę hotelu dla wodniaków. Sobaszek jest biznesmenem, ma swoją firmę w Gostyninie, ale ma też hopla na punkcie żeglowania i kajakowania. Wodniak z krwi i kości. Potrafi z Warszawy do Płocka dotrzeć drogą wodną, właśnie na kajaku. Prowadzi wypożyczalnię sprzętu, jest organizatorem spływów. Ten jego biznes jest też jego pasją, dlatego pogania nas, żeby już być na wodzie.
W Parzeniu czekają na nas czerwone, lekkie i wygodne kajaki. To informacja dla tych, którzy z takim sprzętem nie mieli do czynienia. W kajakach siada się dwie osoby na wygodnych plastikowych krzesełkach z oparciami. Dostajemy kapoki i zaczynamy się sadowić. Do naszej grupy dołącza małżeństwo - Olga i Marcin Szymczakowie. Ona rodem z Gostynina, on - z Włocławka, a obecnie mieszkają i pracują w Anglii. Przyjechali na urlop i siup - do mariny w Murzynowie, żeby wybrać się na spływ. Uwielbiają wodę, Skrwą już płynęli i wiedzą, że będzie wspaniale. Będą bardzo wdzięcznymi towarzyszami naszej krótkiej wyprawy.
Przygodo, hej!
Ruszamy. Ja mam dobrze, bo nie muszę wiosłować, moim zadaniem jest robić notatki. Machanie wiosłem przypadło Ludwikowi Ryncarzowi, z którym dzielę kajak. Tomek Niesłuchowski, fotograf "Gazety", usadowił się z "ojcem dyrektorem" i od razu zapowiedział, że choć będzie robił zdjęcia, to wiosła musi mieć. W trzecim kajaku płyną Witold Rogowiecki i Katarzyna Kaszewska z Mariny Murzynowo. W czwartym - nasza sympatyczna para z Anglii. Od razu jest bardzo wesoło, nurt nas porywa i pędzimy przed siebie prawie nie pracując wiosłami. Pani Kasia instruuje Rogowieckiego, jak trzymać się środka rzeki. Słońce świeci i robi się bardzo, bardzo przyjemnie.
- Niech pani patrzy na wodę - mówi Ludwik Ryncarz. - Widać dno i rośliny.
Rzeczywiście, roślinność wodna układa się na kształt wstążek, które łagodnie falują z nurtem. Rzeka ma jakieś sześć, siedem metrów szerokości, więc można doskonale obserwować brzegi. Wiele z nich jest podmytych i części korzeni wystają nad grunt niczym potężne rzeźby. Wspaniale. Z mijanego gospodarstwa dobiega szczekanie psa.
Ryncarz opowiada: - Brudzeński Park Krajobrazowy został powołany do życia w czerwcu 1988 roku uchwałą Wojewódzkiej Rady Narodowej... o, niech pani spojrzy na brzegi!
Źródło: Gazeta Wyborcza Płock
http://plock.gazeta.pl/plock/1,95996,10142764,Daj_sie_skusic_na_niesamowity_splyw_Skrwa.htmlDodano: 24-08-2011 14:00Odsłon: 272
Dodano: 24-08-2011 14:00
Odsłon: 272