Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Toruń »

To był świetny turniej! Żużlowe Grand Prix bólu

To był świetny turniej! Żużlowe Grand Prix bólu

Choć w rolach głównych sobotniego turnieju byli zbyt szybcy dla przeciwników Andreas Jonsson i Jarosław Hampel, bohaterów można znaleźć więcej. Rune Holta imponował determinacją, Darcy Ward dojrzałością, a Tomasz Gollob walecznością. To był świetny, emocjonujący turniej.
Toruński turniej miał być formą cichej rywalizacji między Gollobem, a Hampelem o popularność wśród kibiców. Mistrz świata przeżywa kryzys. Hampel jest na fali - ma imponującą serię zwycięstw w polskiej lidze, regularnie jest wśród najlepszych pięciu zawodników tegorocznego Grand Prix.

Po prezentacji pewniej mógł się poczuć Gollob. Choć owacja przy wyczytaniu nazwiska Hampela była ogromna, to przy mistrzu świata zrobiło się jeszcze głośniej. Na torze lepszy był jednak Hampel, który ich bezpośredni pojedynek wygrał.



Pięść po Crumpie

Początek turnieju w Toruniu był pod znakiem polskich ataków. Gollob w swoim pierwszym biegu pojechał jak za najlepszych lat - pewnie, agresywnie, dynamicznie. Potwierdziły się jego zapewnienia z sobotniego wywiadu dla "Gazety" - rozwiązał problemy sprzętowe, nabrał szybkości, potrafił wyprzedzać rywali, z czym miał wcześniej ogromne kłopoty. Gdy wygrał wyścig nr 3 - m.in. przed Jasonem Crumpem - z satysfakcją kiwał zaciśniętą pięścią w geście triumfu.

Chwilę później cieszył się też Hampel. Sposób, w jaki wygrał bieg 4 był imponujący. Hampel był po starcie na trzecim miejscu, by brawurowym atakiem wyjść na prowadzenie. Chwilę później znów spadł na trzecią lokatę i znów minął dwóch rywali. Andreasa Jonssona pokonał wtedy akcją niemal identyczną do tej sprzed dwóch tygodni w finale w Malilli - wyprzedził go dzięki temu, że rozpędził się po zewnętrznej części toru.

Kiedy Hampel w drugiej serii wyścigów bez kłopotów wygrał start i pokonał w prestiżowej rywalizacji Golloba widać było, że on na Motoarenie czuje się zdecydowanie najlepiej.

Z czasem podobnie jak Hampel zaczęli jeździć jego konkurenci.



Rady od Sullivana

Bardzo dobrze na toruńskim torze czuł się Andreas Jonsson. Jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w historii cyklu - ma już w nim więcej zaliczonych imprez niż np. Tony Rickardsson czy Rune Holta - co chwilę konsultował z mechanikami detale w swoich motocyklach. Przynosiło to efekty. Jonsson był na Motoarenie zabójczo szybki. Jeśli po starcie udawało mu się wyjść na pierwsze miejsce, nie dawał szans, by ktoś go wyprzedził. Jedna taka możliwość była w sytuacji, kiedy przegrywał sam początek biegu. Był przeciwieństwem Hampela, który z kolei wiele ze swoich punktów zdobył właśnie dzięki temu, że umiejętnie mijał przeciwników na torze.

Jeśli Jonsson był niespodzianką Grand Prix Torunia, to Darcy Ward okazał się jego sensacją. Do grona uczestników trafił dzięki dzikiej karcie otrzymanej w kontrowersyjnych okolicznościach. Toruń - jako organizator zawodów - stawiał na Adriana Miedzińskiego z Unibaksu. BSI, firma organizująca mistrzostwa świata, uparła się na Warda. Jej rzeczniczka, Nicola Sands, po turnieju mogła z zadowoleniem zapraszać Australijczyka na konferencję prasową dla najlepszych żużlowców turnieju. Debiut Warda w Grand Prix był rewelacyjny.

W 12. biegu Ward pokonał dwóch mistrzów świata - Grega Hancocka i Tomasza Golloba. Po chwili w wywiadzie telewizyjnym mówił o tej sytuacji: - To mistrzowie, ale i ja nim jestem. Tylko, że wśród juniorów. Teraz czas na to, bym wygrywał także z tymi najlepszymi wśród seniorów.

Ward w kolejnym biegu zwyciężył także ze swoimi rodakami, Crumpem i przeciętnym w sobotę Chrisem Holderem. W całym turnieju młokos bez doświadczenia w Grand Prix był najlepszym z zawodników Australii. - To nic nie znaczy. Oni są ciągle ode mnie lepsi - mówił później "Gazecie".

Ze znakomitej jazdy Warda najbardziej cieszył się Holder. Wielki przyjaciel mistrza świata juniorów nie awansował do półfinału, ale jazdę 19-latka przeżywał jak swoją. W parku maszyn najczęściej stawał obok mechaników Warda i wraz z nimi świętował wyniki swojego rodaka.

Ward na Motoarenie zachowywał się jak rutyniarz. Czy miało na to wpływ piątkowe popołudnie, jakie spędził w towarzystwie Ryana Sullivana? Ten w Grand Prix nie startuje, ale spędził cały dzień na Motoarenie podczas treningów wszystkich zawodników. Po południu wraz z Wardem stali w parku maszyn na podeście dla fotoreporterów i raz za razem wymieniali uwagi - o torze, idealnym ustawieniu motocykli, najlepszych ścieżkach na Motoarenie. Nawet kiedy Ward dwa razy w sesji treningowej przebił oponę, był spokojny - rady Sullivana pozwoliły mu poznać tajniki geometrii toruńskiego stadionu.



140 km Hancocka

Spokojnie i równo w Toruniu jeździł Greg Hancock. Lider cyklu Grand Prix starał się raczej nie tracić punktów, niż walczyć o nie za wszelką cenę. Przed zawodami w Toruniu miał 22 punkty przewagi nad Hampelem. W fazie zasadniczej jechał bardzo dobrze. 12 punktów było - obok wyniku Jonssona - najlepszym rezultatem tej części zawodów. Już wtedy Hancock wiedział, że wypełnił swój plan minimum. To, że nie udało mu się awansować do finału, nie było dla niego problemem. - Nikt nie jest maszyną. Ja mogę zdobyć mistrzostwo świata nawet nie wchodząc za każdym razem do finału - analizował później.

Hancock patrzy na finisz rywalizacji w Grand Prix dość spokojnie. Potwierdza to jego niedawna decyzja. Jeszcze przed zawodami w Toruniu wziął udział w akcji charytatywnej, która odbywa się w Szwecji - tam Amerykanin mieszka przez większość sezonu. Zgodził się przejechać 140 kilometrów na rowerze, by pomóc w zbieraniu pieniędzy. Zmęczenia nie odczuwał.


Źródło: Gazeta Wyborcza Toruń
http://torun.gazeta.pl/torun/1,35580,10186264,To_byl_swietny_turniej__Zuzlowe_Grand_Prix_bolu.html
Dodano: 29-08-2011 12:01
Odsłon: 234

Skomentuj: