Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Toruń »

Żużlowcy po Grand Prix: Motoarena - tor do walki

Żużlowcy po Grand Prix: Motoarena - tor do walki

Uczestnicy Grand Prix Polski na Motoarenie byli w sobotni wieczór zgodni: rywalizacja na stadionie w Toruniu to przyjemność. I dla kibiców, i samych żużlowców. Były żużlowiec, a teraz komentator telewizyjny, Krzysztof Cegielski: - Można było na nim wiele zrobić
Żużlowcy najwięcej mówili o zaskoczeniu. Zwycięzca Andreas Jonsson był zdziwiony swoją znakomitą serią w ostatnich tygodniach. Trzeci Darcy Ward przyznawał, że o finale nawet nie marzył. Wolał być realistą.

Ward nawiązywał do tego, że udało mu się w bezpośrednim pojedynku pokonać partnerów z reprezentacji Australii - Jasona Crumpa i Chrisa Holdera. Był też najlepszym zawodnikiem tego kraju w GP Polski. - Wyścigi, w których walczymy między sobą są szczególne. Oczywiście znamy się poza torem, szanujemy, czasami przyjaźnimy, ale podczas zawodów liczy się tylko to, kto wygra. Nie ma wtedy żadnych innych układów i relacji. Udało mi się pokonać moich rodaków, więc mam powody do zadowolenia. Planowałem awans do półfinału, a jest trzecie miejsce - moje nawet najbardziej śmiałe plany nie zakładały takiego rozwiązania - mówił.

To, że stanął na podium miało szczególne znaczenie. Startował z dziką kartą, którą organizatorzy zawodów planowali przekazać Adrianowi Miedzińskiemu z toruńskiego Unibaksu. Firma BSI, organizator całego cyklu mistrzostw świata, zdecydowała się na inne rozwiązanie - zaproszenie Australijczyka.

Ward w parku maszyn twierdził, że jego trzecie miejsce w Toruniu "właściwie nic nie znaczy i nie jest dowodem na to, że zasługuje na stałą dziką kartę w Grand Prix". Stwierdził m.in., że nie czuje się jeszcze gotowy na to, by na stałe ścigać się z najlepszymi żużlowcami świata.



Zdziwiony Szwed

Andreas Jonsson w Toruniu wygrał podobnie jak wcześniej w Terenzano. Te dwa turnieje rozdzieliły zawody w Malilli, gdzie też był bliski zwycięstwa. Tuż przed metą pokonał go wtedy Jarosław Hampel.

- To, jak jeżdżę w Grand Prix zaskakuje nie tylko wiele osób, które znam, ale i mnie samego. Jeszcze niedawno byłem poza czołową ósemką, a teraz jestem na trzecim miejscu w klasyfikacji. To niesamowite. Jestem blisko pierwszego medalu mistrzostw świata w mojej karierze, ale jeszcze nie uważam, że jest pewny. Nie, za mną jest teraz Tomasz Gollob. Będzie groźny do końca - przekonywał. Jonsson najbardziej zaskakiwał swoją szybkością. Kiedy już był pierwszy, szanse na to, że ktoś go wyprzedzi były niewielkie. Zwrócił uwagę na to Jarosław Hampel. - Oczywiście, że można było z nim walczyć, ale pokonanie go to trudne zadanie. Jonsson był tego dnia szybki i nie popełniał błędów.



Dynamika pod znakiem byka

Sam Hampel też, poza jednym wyścigiem, należał do najszybszych w sobotę.

Zdradził, że na jego dynamikę jazdy wpłynęło zainteresowanie specyficznymi motocyklowymi akrobacjami. - Byłem na zawodach Red Bull X-Fighters w Poznaniu, te zawody dodały mi pozytywnej energii - mówił.

Obawiał się tego, jak spisze się w ostatnich wyścigach sobotnich zawodów. Przed półfinałem i finałem zmienił motocykl. Nie miał wyjścia - pierwszy, podstawowy zaczął sprawiać problemy. Musiał zaryzykować zmianę. W komentarzu dla Polskiej Agencji Prasowej mówił: - Przyznam szczerze, że byłem w bardzo dużych tarapatach. Po tym 20. biegu coś stało się z moim motocyklem. Prawdopodobnie zepsuło się coś w silniku. Przyjechałem na końcu, bez kontaktu z rywalami, gdy wcześniej nie miałem problemu z walką na torze. Musiałem zmienić motocykl na półfinał i mimo, że był podobnie przygotowany, nie wiedziałem jak będzie pracował. Na szczęście wszystko było w porządku. Kosztowało mnie to także mnóstwo nerwów.



Motoarena dla agresywnych

Hampel był szczególnie zadowolony z tego, jak walczył na torze w Toruniu. Ani razu nie wygrał wyraźnie startu, o pozycje musiał walczyć podczas kolejnych okrążeń. - Nie mogłem szybko wyjechać spod taśmy. Motocykl tam nie "ciągnął". Na szczęście już na trasie byłem wystarczająco szybki. Tor był świetny, umożliwiał walkę na całej szerokości.

Zwracał na to uwagę także Krzysztof Cegielski, menedżer nieobecnego w Toruniu Janusza Kołodzieja. - Tor był rzeczywiście dobrze przygotowany. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że jego geometria jest w Toruniu bardzo korzystna. Pozwala na wiele walki, wyprzedzanie. Jeśli ktoś jedzie agresywnie i mądrze, można dużo zdziałać - widać to było po biegach, w których nawet zawodnicy z trzeciej pozycji potrafili dostać się na pierwszą.



Nauka dla Hancocka

Cegielski analizował jazdę nie tylko Polaków, ale i lidera cyklu Grega Hancocka. Był zdziwiony tym, że Amerykaninowi nie udało się awansować do finału. - Hancock na szczęście jeszcze nie może cieszyć się ze złotego medalu. Nic nie jest przesądzone, a my możemy do kolejnych zawodów podchodzić optymistycznie. Nawet jeśli Jarek będzie odrabiał punkty w takim tempie jak w Toruniu, finisz powinien być udany. Ewidentnie widać po jeździe Hancocka, że myśli już tylko o tym, by obronić przewagę. Choćby w półfinale był bardziej skupiony na Jarku, niż na własnej jeździe. I na tym stracił - a ja tego się po nim nie spodziewałem. To przecież niezwykle doświadczony żużlowiec. Wcześniej generalnie raczej zachowywał zimną krew. Dzięki temu punktował wyśmienicie, a w półfinale w Toruniu się pogubił. Bardziej zajął się tym, by Jarek spadł np. na trzecie miejsce, niż by samemu awansować do finału. Myślę, że dla Hancocka to też była niezła nauka - oceniał Cegielski.

W przypadku niektórych zawodników widać było, że walczą mimo bólu. Tak było z poobijanym Rune Holtą czy Nickim Pedersenem, który zdecydował się na jazdę mimo kontuzji. Lekarze zabraniali też występu Emilowi Sajfutdinowowi. Ten w Toruniu startował na własną odpowiedzialność - powiedział, że nie wyobraża sobie rezygnacji z jazdy w Grand Prix Polski.

Menedżer Sajfutdinowa Tomasz Suskiewicz wskazywał, że tor był wymagający szczególnie dla zawodników, którzy w Toruniu walczyli nie w pełni zdrowi. Tak było z Rosjaninem. - Tak naprawdę Emil czuje się tak, że będzie miał teraz dwa tygodnie przerwy. Podejrzewam, że na szesnastu zawodników przynajmniej dwóch, trzech ma niezaleczone poważne kontuzje. Bierze się dużo zastrzyków, by odjechać te pięć, sześć wyścigów - oceniał Suskiewicz.

O kontuzjach mówił też menedżer Tomasza Golloba Tomasz Gaszyński. Mistrz świata w Toruniu miał świetne momenty, ale po tym, jak upadł na tor po ataku Artioma Łaguty czuł się fatalnie. Miał wstrząśnienie mózgu. - Znów miał upadek, znów ból. Znów nieszczęście - denerwował się zwykle spokojny menedżer lidera polskiej reprezentacji. - W ogóle pechowy ten jego sezon. Tomek wraz ze swoją ekipą ma ciągle pod górę. A to upadki, a to kontuzje, a to problemy ze sprzętem. Ale ciągle celujemy w miejsce na podium. Każdy medal będzie w takim sezonie smakował jak złoto - ocenia Gaszyński.

Jakie torunianie oceniają Grand Prix - rywalizację, organizację zawodów? Czekamy na opinie. Najciekawsze opublikujemy w "Gazecie" i serwisie torun.gazeta.pl.

Czekamy też na zdjęcia torunian na Motoarenie w trakcie GP - trafią do galerii internetowej w serwisie torun.gazeta.pl.

E-mail: redakcja@torun.agora.pl


Źródło: Gazeta Wyborcza Toruń
http://torun.gazeta.pl/torun/1,35580,10193319,Zuzlowcy_po_Grand_Prix__Motoarena___tor_do_walki.html
Dodano: 30-08-2011 12:01
Odsłon: 318

Skomentuj: