Wiadomości » Łódź »
Piec nie czeka! Jak rodził się nowy dzwon dla katedry
Piec nie czeka! Jak rodził się nowy dzwon dla katedry
- Kiedy odlewamy nowy dzwon, mówimy, że się rodzi - mówi Zbigniew Felczyński, ludwisarz. W jego zakładzie w Taciszowie na Śląsku urodziło się Serce Łodzi - wielki dzwon dla łódzkiej katedry, co obserwowali- Robota ludwisarzy wygląda prawie tak samo jak 500 lat temu - mówi Zbigniew Felczyński. - Technika poszła do przodu i przed nią nie uciekamy. Korzystamy np. ze szlifierek elektrycznych przy polerowaniu dzwonów. Ale już przy formowaniu i odlewaniu nie ma co udoskonalać.
Z gliny i łajna
Dlatego robota nad Sercem Łodzi zaczęła się parę miesięcy temu. Ludwisarze z Taciszowa zaczęli od przygotowania formy. Robi się ją z gliny. Ludwisarze ulepili rdzeń, czyli wewnętrzną formę dzwonu. Po wysuszeniu i wypaleniu na rdzeń nałożyli kolejną warstwę gliny, z której uformowali dzwon fałszywy. Na nim umieścili woskowe dekoracje: herb Łodzi, wizerunki Matki Boskiej Częstochowskiej i św. Faustyny, herby archidiecezji i województwa. Obwód opleciono różańcem.
Na dzwon fałszywy nałożono jeszcze jedną warstwę gliny zwaną kapą. Z zestawu usunięto dzwon fałszywy i tak powstała forma do odlewu. W poniedziałek umieszczono ją na specjalnym stelażu i zakopano w ziemi tuż obok hutniczego pieca w manufakturze Felczyńskich.
- Wiecie, że forma nie jest z czystej gliny - mówi właściciel zakładu. - Dorzucamy do niej końskiego łajna. Jest niezastąpione, bo tworzy naturalne rusztowanie formy. A kiedy wlewany do niej stop, wypala się. Dzięki temu z roztopionego metalu mają którędy wychodzić gazy. Z łajnem mamy problem, bo na Śląsku już prawie nie ma koni. A ich odchody są poszukiwane przez hodowców pieczarek. Trzeba się nagimnastykować, żeby zdobyć ten towar. I jeszcze za niego płacimy!
Kiedy forma była już gotowa, zaczęło się przygotowywanie pieca. - W poniedziałek napaliliśmy w nim węglem drzewnym, żeby porządnie się rozgrzał - mówi Jan Domański, kierownik odlewni.
W czwartek po południu ludwisarze przygotowali materiał do stopu. Przed piecem ułożyli górę - trzy tony cynowego i miedzianego drutu. Wieczorem wypełnili piec kosem i odpalili go na całego - tak, żeby rozgrzał się do 1200 stopni Celsjusza. - Latem odlewamy w nocy - zdradza Felczyński. - Jest chłodniej i mamy ciąg w kominie. Gdybyśmy pracowali w południe, spaliny nie chciałyby wychodzić z nagrzanego komina i byłby problem z nagrzaniem pieca.
Dzwony rodzą się w piątki
Około północy w piecu znalazła się pierwsza partia metalu. - Skończył się czwartek, więc na dobre mogliśmy się wziąć za robotę - mówi mistrz Felczyński. - Ludwisarska tradycja mówi, że dzwony rodzą się tylko w piątki, w dzień męki pańskiej.
Co pół godziny Jan Domański i czterech pomocników ładowali do pieca porcje metalu i dokładali wysokoenergetycznego koksu. - Tu się robi, a nie stoi. Wszystko ma swój czas. Piec nie czeka. On wymaga - kierownik poganiał podwładnych.
Dzwon 2
Jeden z wkładów do pieca zrobił ks. Ireneusz Kulesza, proboszcz łódzkiej katedry. Wrzucał sztabę metalu, a później garść spiżowych opiłków. Niezwykłych, bo pochodzących z poprzednika Serca Łodzi - Zygmunta.
Ks. Kulesza przypomniał łodzianom jego niezwykłą historię. 100 lat temu zrzucili się łódzcy rzemieślnicy i ufundowali wielki dzwon dla budowanego kościoła św. Stanisława Kostki. Siedem lat później, w czasie I wojny światowej, okupujący Łódź Niemcy chcieli go zarekwirować i przetopić na armaty. Łodzianie zorganizowali warty przy Zygmuncie i nie pozwoli go odebrać. Niemcy zgodzili się zostawić dzwon, pod warunkiem że łodzianie go wykupią za równoważną ilość miedzi i mosiądzu. Wielu oddało nawet ozdobne klamki. W kilka tygodni zebrano 15 322 funty mosiądzu, cynku, cyny, miedzi i ołowiu - o 400 kg więcej, niż zażądali okupanci.
W 1943 roku Zygmunt został ściągnięty z wieży i wywieziony do Niemiec. Łodzianie dowiedzieli się o tym dopiero w 1945 roku. Ksiądz Kulesza postanowił go odtworzyć i zorganizował zbiórkę. Pieniądze dawali klienci centrów handlowych, uczniowie szkół, a nawet przedszkolaki. W czasie zbiórki wybrano imię dla nowego dzwonu: Serce Łodzi - tak nazywano zarekwirowanego przez Niemców Zygmunta.
- Piękna historia - zachwycał się Felczyński. - Nieraz dzwony przetapiano na armaty. Szkoda, że z armat nie da się zrobić dzwonów. Dodaje się do nich ołowiu, a ołów jest dla dzwonu zabójczy.
Odlewanie dzwonu (7)
W imię Boże rozpoczynajcie
Po trzeciej w nocy piec był wypełniony roztopionym metalem, a z komina buchały w niebo snopy iskier. Pan Jan wydał kilka poleceń. Robotnicy wielkimi brzozowymi drągami zaczęli mieszać roztopiony metal. Jeden zabrał się za czyszczenie rynny, którą miał spłynąć metal. Cały wieczór była rozgrzewana węglem drzewnym. - Koniecznie trzeba go uprzątnąć, bo jak stop się zanieczyści, dzwon będzie głuchy, czyli odpowiednio nie zabrzmi - tłumaczył właściciel zakładu.
Dzwon 4
- Już! - nagle ogłosił kierownik i zaciągnął księdza Kuleszę pod piec. Kapłan odmówił "Ojcze nasz" i rzucił: - W imię Boże rozpoczynajcie panowie.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź
http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,89316,10071580,Piec_nie_czeka__Jak_rodzil_sie_nowy_dzwon_dla_katedry.htmlDodano: 31-08-2011 14:01Odsłon: 361
Dodano: 31-08-2011 14:01
Odsłon: 361