Wiadomości » Katowice »
Triumf radnej nad męskimi szowinistami?
Triumf radnej nad męskimi szowinistami?
Samotna w tłumie samców na sesji sosnowieckiej rady miejskiej walczyła w środę jak lwica. I zwyciężyła, przekonując ostatecznie radnych, że w oficjalnych i publicznych kontaktach nie ma miejsca dla Wańdź, Halinek czy Beatek. Są wyłącznie "panie naczelniczki", "panie wiceprezydentki" i "panie radne".Forsowany przez radną Halinę Sobańską (SLD) zapis o zakazie zwracania się po imieniu do kobiet w sosnowieckim samorządzie został ostatecznie umieszczony w końcowej wersji Kodeksu Etyki Radnego. Poprawka Sobańskiej przeszła trzynastoma głosami przy sześciu przeciwnych. Radna uparła się, że nie złoży broni i samotnie zgłosi swój pomysł na sesji, skoro kilka dni wcześniej większość mężczyzn wyśmiała propozycję Sobańskiej podczas opiniującej poprawkę komisji samorządności.
- Ośmieszymy się! - radny Daniel Miklasiński niemal rwał włosy z głowy, a jeszcze wcześniej sam szef rady Arkadiusz Chęciński nie krył obaw, że "prawo Sobańskiej" będzie brzmiało w kodeksie jak dowcip. - Jak w ogóle mielibyśmy sformułować podobny zakaz? - kłopotał się.
Kodeks od początku obmyślano jako kanon kultury radnego: ma przypominać o podstawowych zasadach dobrego wychowania i przeciwdziałać schamieniu obyczajów sosnowieckiej władzy. Powszechnie godzono się, by zakazać m.in. spóźniania się, rozmów telefonicznych podczas obrad czy niegrzecznego przerywania cudzych wystąpień.
Sobańska postanowiła walczyć o poprawne tytułowanie kobiet, bo uważa, że w magistracie i podczas obrad zbyt często mężczyźni na stanowiskach pozwalają sobie na "tykanie" podwładnych i koleżanek. Sobańska surowo zawstydziła na przykład kolegę prowadzącego komisję, gdy naczelniczkę wydziału zaprosił do głosu, mówiąc: "Wandziu, co dla nas przygotowałaś?". Innym razem namawiała do buntu wiceprezydentkę Sosnowca, bo dostrzegła, że koledzy wiceprezydenci zwracają się do niej per "Agnieszko", bez należnej rewerencji. Dla radnej to nie są niewinne lapsusy, lecz kulturowy dowód seksizmu. - Mówienie po imieniu, tak samo jak kokietowanie i sprośne seksualne dowcipy, ma obezwładnić kobietę, zbić ją z tropu, zmieszać, uczynić niewidzialną w przestrzeni publicznej - tłumaczy Sobańska, która podpiera się zachodnimi pracami socjologicznymi na temat marginalizowania kobiet. Z powagą lansuje też nadawanie żeńskich końcówek nazwom stanowisk, np. dyrektorka, kierowniczka, naczelniczka, prezydentka, a nawet ministerka lub ministra, bo takie formy podkreślają, że godność i kompetencja nie są zarezerwowane wyłącznie dla jednej płci.
Czujna strażniczka równych szans w środę znowu smagała męskich szowinistów, ale wpadła też we własne sidła. Najpierw publicznie upiekła urzędnika, który na sesji powiedział "prezydenci" (zapomniał biedak, że Sosnowiec ma jedną wiceprezydentkę), po chwili jednak samej radnej odruchowo wypsnęło się coś o "pracownikach magistratu" i wtedy radny Karol Winiarski ku rozbawieniu sali grzecznie wytknął radnej Sobańskiej, że karygodnie pominęła zatrudnione w urzędzie kobiety. - Jeśli już mamy stosować poprawność, to róbmy to konsekwentnie! - punktował.
Ale Sobańską niełatwo zbić z tropu. W swej "kobiecej poprawce" (sama podkreśla, że działa w obie strony i chroni urzędników bez względu na ich płeć) nie widzi nic, ale to nic śmiesznego. - Jeżeli nie krępujemy się umieszczać banalnego zakazu rozmów przez telefon podczas obrad, to dlaczego moja propozycja nie mogłaby zostać przyjęta? - zawstydzała kolegów.
Skutecznie. Poprawka przeszła, ale w pewnym momencie radny Maciej Adamiec ogłosił, że nie ma zamiaru popierać kodeksu, gdyż wszystkie zawarte w nim postulaty są prostym nakazem kultury, których i tak przestrzega. Zwołano naradę szefów klubów i postanowiono, że głosowania nad całym Kodeksem Etyki nie będzie, a każdy z radnych według własnego wyczucia przyjmie zasady, podpisując się pod nimi albo nie. Tę drugą opcję, na nie, wybrało trzech dżentelmenów: Maciej Adamiec, Paweł Wojtusiak i Zygmunt Witkowski, który na koniec sesji używał sobie z "etycznej" większości. - Dopiero co hurtem zobowiązali się przestrzegać zasad, wśród których figuruje zakaz spóźniania się na obrady i opuszczania ich przed czasem, a już kilku kolegów zdążyło bez żenady złamać ten ostatni - natrząsał się z hipokrytów.
W kuluarach niektórzy radni mieli bardzo kwaśne miny. - Z właśnie zadekretowanym szacunkiem do kobiet pewnie będzie tak samo? - pół pytająco, pół twierdząco przebąkiwali porozumiewawczo.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35019,10210285,Triumf_radnej_nad_meskimi_szowinistami_.htmlDodano: 01-09-2011 13:00Odsłon: 171
Dodano: 01-09-2011 13:00
Odsłon: 171