Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Poznań »

Niemiecki porządek Artura Płatka

Niemiecki porządek Artura Płatka

- Byłem na stażach trenerskich u Juergena Kloppa czy Ralfa Rangnicka. Widziałem, jak 34-letni Raul haruje na treningu Schalke Gelsenkirchen. Bez ciężkiej pracy niczego się nie osiągnie - mówi Artur Płatek, trener Warty
BARTOSZ NOSAL, PIOTR LEŚNIOWSKI: Do niedawna pracował pan w Pogoni Szczecin, z młodymi zawodnikami, którzy osiągnęli w piłce mało lub nic. Co pan robi w Poznaniu, gdzie profil drużyny jest całkiem inny?

- Nie mam nic przeciwko starszym zawodnikom. Nigdy nie zaglądam zawodnikom w metryki, bo liczy się to, co piłkarze pokazują na boisku. Wiem, że nie da się grać ani samymi młodymi, ani samymi starszymi. Muszą być zachowane odpowiednie proporcje. W Poznaniu jest trochę starszy zespół, ale jeśli wszyscy będą chcieli pracować i zrozumieją, że trzeba dużo biegać, stworzymy dobrą grupę.

W Pogoni szybko zrezygnował pan z kilku starszych graczy i postawił na tych, którzy są głodni sukcesu. I to dało dobry skutek.

- W Szczecinie miałem 2-3 tygodnie, by przyjrzeć się zespołowi. Teraz w Warcie miałem cztery zajęcia i jeden mecz na określenie przydatności piłkarzy, bo już zamykało się okno transferowe. Zawodnicy dostają ode mnie duży kredyt zaufania. I do grudnia muszą udowodnić swoją wartość. Liczę na doświadczonych zawodników, tak samo jak na młodych. Debiutowali u mnie Grzesiek Sandomierski, Przemek Tytoń czy Marek Wasiluk. Chcę dawać szansę młodym, ale muszą być lepsi lub tak dobrzy jak starsi koledzy.

A w Poznaniu są zawodnicy, którzy nie są jeszcze "wygrani", jak Alain Ngamayama czy Artur Marciniak. Dużo do udowodnienia mają też choćby Marcin Klatt i Krzysztof Gajtkowski. Myślę, że ci doświadczeni, jak Piotr Reiss, Maciej Scherfchen czy Tomek Magdziarz, im w tym pomogą. Jestem podbudowany tym, co widziałem w meczu Nowym Sączu i co widzę na treningach.

Warta była przez wiele lat rodzinnym klubem, ze specyficznymi zasadami, z pewnym układem towarzyskim. Czy złamanie tej zasady nie jest konieczne, by zespół odniósł sukces, którego teraz się od niego wymaga?

- Nazywajmy rzeczy po imieniu. To, że Tomek Magdziarz kiedyś ten klub uratował, to jego wielka zasługa, za to należy mu się wielki szacunek. Ale dla mnie jako trenera liczy się tylko to, co piłkarze pokazują na treningach i na boisku. Tylko od tego zależy, czy znajdą się w jedenastce, czy osiemnastce meczowej. Takie zasady wprowadziłem i uważam, że jest to fair.

Wprowadził pan kilka porządkowych zasad, których wcześniej nie było w klubie...

- Mam określone zasady w pracy, ale jestem człowiekiem otwartym, lubię rozmawiać i lubię ludzi. I nie miałem problemów z graczami, choć niektórzy dziennikarze twierdzili inaczej. A ja do dzisiaj mam kontakt z graczami, z którymi podczas pracy w Cracovii rzekomo byłem skłócony. Niedawno Mateusz Klich powiedział, że gdyby nie to, że byłem wobec niego twardy, nie byłby teraz tam, gdzie jest, czyli w Bundeslidze. I dopiero w Niemczech zobaczył, ile stracił przez to, że ciężko nie pracował. Jeśli chce się daleko zajść, trzeba ciężko pracować. Bez tego się nie da, no nie da się!

Wlepił pan już jakąś karę, odkąd jest w Warcie?

- Tak, symbolicznie. Za telefon podczas posiłku.

Za to, że zadzwonił?

- Nie. Za to, że w ogóle był wyjęty. Uważam, że w porze posiłku telefon nie jest do niczego potrzebny. Ale to są pieniądze drużyny, nie trafiają ani do mnie, ani do klubu. To taki wewnętrzny regulamin drużyny. Gdy uzbiera się większa suma, piłkarze wyjdą z rodzinami na kolację. Nie mamy ekspresu do kawy, więc może drużyna kupi kiedyś ekspres. W Szczecinie było akurat tak, że krótko po zakupie ekspresu straciłem pracę, więc teraz się tym kupnem ekspresu straszymy.

W Warcie piłkarze spędzają teraz więcej czasu w klubie, więc mają mniej czasu na inne sprawy. Nie wszystkim się to musi podobać.

- Jeśli komuś się to nie podoba, że trzeba trenować czy być w klubie, to powinien zmienić zawód. Najważniejsze to ustalić zasady, trzymać się ich i być sprawiedliwym wobec zawodników.

Niemiecki porządek.

- Byłem przeciętnym piłkarzem. Grałem i pracowałem w klubach trzecio - i drugoligowych w Niemczech. Poznałem trenera Juergena Kloppa czy Ralfa Rangnicka. Od nich zaczerpnąłem trochę zasad pracy, funkcjonowania w klubie. Tego, jak piłkarze traktują siebie i kibiców. Drużyna ma wiedzieć, jak się zachować i na boisku, i poza boiskiem.

Nie wszystkie te zasady da się jednak przenieść na polski grunt. Z prostych powodów: w Niemczech są lepsze bazy treningowe, w klubach pracuje więcej ludzi. I piłkarze mają i mogą być skoncentrowani tylko na grze, nie ma dyskusji. A w Polsce zawodnik ma pełno wymówek. Stanko Svitlica, król strzelców naszej ekstraklasy, w Niemczech ciągle miał z czymś problem, ciągle mu było ciężko. Tam gracz nie może być zmęczony, nie może mu nie pasować taktyka trenera. Bo ktoś czeka na jego miejsce, jest konkurencja.

Mój klub, LR Ahlen, toczył boje z FSV Mainz, gdzie pracował Juergen Klopp. To było zwykłe "cześć, cześć", żadna wielka znajomość. Dopiero gdy Klopp pracował już w Dortmundzie, Kuba Błaszczykowski dał mi do niego numer telefonu i odnowiłem kontakt. Na stażu w Borussii byłem już trzy razy. Trener Klopp to bardzo otwarty człowiek, pokazał mi wszystko od środka. Nie byłem tylko na odprawach. Ale rozumiem go, człowiek spoza klubu na odprawie to jak intruz w sypialni małżeńskiej.

Trafiłem np. na pierwszy trening Mario Goetze. Klopp spytał mnie, co o nim myślę. "Super, rewelacyjny!" - odpowiedziałem. "A zobaczysz, co będzie umiał za półtora roku" - uśmiechnął się Niemiec. I półtora roku później Goetze grał już w reprezentacji kraju.


Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań
http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36006,10209671,Niemiecki_porzadek_Artura_Platka.html
Dodano: 01-09-2011 14:00
Odsłon: 327

Skomentuj: