Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Katowice »

Sześciolatki wolą szkołę, bo być uczniem to nobilitacja

Sześciolatki wolą szkołę, bo być uczniem to nobilitacja

Trzy czwarte jankowickich sześciolatków poszło do szkoły. O rówieśnikach, którzy zostali w przedszkolu, mówią: maluchy.
Jak by nie liczyć, w klasie mieszanej siedmiolatki są w mniejszości. Na 19 uczniów jest ich tylko ośmioro. - Reszta siedmiolatków będzie się uczyła w dwudziestoosobowej klasie, przeznaczonej wyłącznie dla nich. Pozostałych 23 siedmiolatków już zdało do drugiej klasy - wyjaśnia z dumą Danuta Dudek, dyrektorka jedynej w Jankowicach podstawówki. Wieś w gminie Świerklany koło Rybnika. Prawie cztery tysiące mieszkańców, kopalnia, kilka sklepów, kościół, przedszkole i właśnie ta szkoła. Z 40 sześciolatków 1 września aż 30 rozpoczęła naukę w szkole.

Michał Grzesik sam wybrał sobie kolorowy tornister. W połowie wakacji nie mógł się doczekać pierwszego dzwonka.

- Psycholog stwierdził, że jest dojrzały, więc mąż zdecydował, żeby posłać go do szkoły. Nie chciał, żeby chłopak wciąż trzymał się mojej spódnicy. Zapisał go do klasy z siedmiolatkami, choć do wyboru była też grupa złożona z samych sześciolatków - mówi Beata Grzesik, mama Michała. Pracuje w przedszkolu w Jankowicach jako pomoc nauczyciela.

Dlaczego klasa mieszana? - Bo przy starszych dzieciach młodsze będą się szybciej rozwijać, dlatego idą do niej wszyscy najbliżsi koledzy Michała - wyjaśnia pani Beata.

A gdzie klasówka?

Opiekę nad sześciolatkami sprawuje Magdalena Mięsok, nauczycielka dopiero co po studiach. - Ponieważ dzieci uczą się według nowej podstawy programowej, prowadzi je osoba nieskażona starymi metodami pracy - wyjaśnia dyrektorka Dudek.

Pierwsi uczniowie Mięsok są już teraz w trzeciej klasie. Początki nie były łatwe. - Dzieci narzuciły mi ogromne tempo pracy, wszystko robiły bardzo szybko, musiałam kserować dodatkowe karty pracy, bo gdy już zrealizowaliśmy temat, prosiły o jeszcze. Uznałam, że nie muszę im codziennie zadawać pracy domowej. Ale spróbowałabym tego nie zrobić! Od razu słyszałam: "Proszę pani, a praca domowa?". Dzieci domagały się też sprawdzianów! - wspomina Mięsok.

Postępy "swoich" dzieci porównywała z wynikami podopiecznych pracującej w przedszkolu teściowej. - Była zaskoczona, że między "moimi" a "jej" sześciolatkami jest taka różnica. Pod wrażeniem była też koleżanka prowadząca klasę siedmiolatków - mówi Mięsok. Przyznaje, że na początku niektóre sześciolatki miały trudności z nauką czytania. - Ale szybko sobie z tym poradziliśmy - zapewnia nauczycielka.

Lalki, klocki i ławki

Jakimi uczniami są sześciolatki? - Bardziej emocjonalne, ruchliwe i egocentryczne. Lekcje trzeba im urozmaicać zabawami ruchowymi, wciąż uczyć relacji społecznych, współdziałania w grupie - mówi Mięsok.

W klasach dla najmłodszych uczniów są miękkie dywany, półki pełne lalek, samochodzików i kolorowych klocków. Stoi nawet kuchenka z plastiku dla dziewczynek. Na pierwszy rzut oka - jak w przedszkolu, ale na ścianie tablica interaktywna i telewizor plazmowy, na którym dzieci mogą oglądać edukacyjne bajki. Przy kolorowych stoliczkach usiądą tylko po to, by poćwiczyć pisanie i rysować. - Widziałam szkoły w Rybniku. W niektórych dywan do zabawy ma metr na metr. Pewnie, że dzieci można wcisnąć do ławek i też się przyzwyczają, ale czy to będzie dla nich dobre? Nie wyobrażam sobie pracy w takich warunkach - mówi Mięsok.

Przed pojawieniem się pierwszych sześciolatków dyrektorka kazała założyć w salach klimatyzację, by dzieci nie męczyły się w upalne dni. W salach są szafki na podręczniki i pomoce naukowe, więc uczniowie nie muszą dźwigać ciężkich tornistrów. Działa winda dla niepełnosprawnych. Gmach otoczony jest ogrodem z iglakami, placem zabaw, boiskami i stołami piknikowymi, przy których w ciepły dzień można zjeść drugie śniadanie albo zorganizować plenerową lekcję.

Nową klasą złożoną z sześcio - i siedmiolatków kieruje Barbara Urbaniak. Nie boi się tego zadania. - Bo i czego się bać? Sześciolatki czuły się u nas dobrze, dlaczego teraz miałoby być inaczej? - przekonuje.

Monika Woryna zostanie wychowawczynią klasy złożonej z samych sześciolatków. - Przechodzę z dziećmi z przedszkola. Lepiej dla nich, bo mnie znają. Dla mnie stres, bo to mój debiut w roli nauczycielki szkolnej - mówi Woryna.

Monika Groborz rozpoczęła naukę w pierwszej grupie jankowickich sześciolatków, a dziś jest już w trzeciej klasie. Jej mama Hanna zauważyła, że pasowanie na ucznia było dla córki towarzyskim awansem. - Dzieci podzieliły się na "przyszłych uczniów" i "maluchy". Zostać uczniem to nobilitacja - mówi Hanna Groborz.

Małgorzata Juraszczyk, mama Mateusza, spostrzegła, że rozłam nastąpił także wśród rodziców. - Zwolennicy i przeciwnicy wcześniejszego posyłania dzieci do szkoły próbowali wzajemnie na siebie wpłynąć, a gdy spasowali, podzielili się na dwie grupy. My, rodzice sześciolatków i przyszłych uczniów, mieliśmy mnóstwo własnych tematów, np. jakie tyty ze słodyczami zamówić na wrzesień albo kto będzie wychowawczynią naszych dzieci.

Dla wielu rodziców argumentem za wyborem szkoły były względy ekonomiczne. - Za przedszkole trzeba płacić kilkaset złotych miesięcznie, a szkoła zapewnia całodniową opiekę całkiem za darmo i oferuje dzieciom rewelacyjne warunki - mówi jedna z nauczycielek.

Dyrektorka Dudek: - Nie jestem ślepą zwolenniczką obniżenia wieku szkolnego. Uważam, że dla części sześciolatków lepsze jest przedszkole. Na pewno dla tych, którym rejonowe podstawówki nie stwarzają odpowiednich warunków. My takie warunki mamy.


Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35019,10224623,Szesciolatki_wola_szkole__bo_byc_uczniem_to_nobilitacja.html
Dodano: 03-09-2011 13:00
Odsłon: 199

Skomentuj: