Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Gorzów Wielkopolski »

Jerzy Synowiec: Na co komu tak marne mistrzostwa

Jerzy Synowiec: Na co komu tak marne mistrzostwa

Finał indywidualnych mistrzostw Polski w Lesznie przeszedł do historii. Jest tylko jeden powód, dla którego warto go zapamiętać - bezapelacyjne zwycięstwo najlepszego obecnie polskiego zawodnika, czyli Jarosława Hampela.
Resztę należałoby pominąć milczeniem, gdyby nie to, że krew się burzyła każdemu, kto oglądał zawody, zna się na żużlu i kocha ten sport. Dlaczego? Ano z wielu powodów. Pierwszy jest taki, że zawody były po prostu śmiertelnie nudne, a o zwycięstwa biegowe walczyło ledwie kilku zawodników, przy zupełnie biernej postawie reszty. Drugi jest taki, że w najlepszej szesnastce znalazły się takie nazwiska jak: Mateusz i Michał Szczepaniakowie, Maciej Kuciapa, Marcin Jędrzejewski, Tobiasz Musielak, czy Szymon Kiełbasa. Zwłaszcza zupełnie przypadkowy start tego ostatniego (jeden z najgorszych zawodników drugiej ligi) tak naprawdę ośmiesza najważniejszą krajową, indywidualną imprezę żużlową. Jedną z ostatnich, które się jeszcze cieszą jakim takim prestiżem - drugą jest Memoriał Smoczyka, bo Memoriał Jancarza został skutecznie przez działaczy Stali zakatrupiony. Rezygnacje wielu czołowych zawodników pod byle jakim pretekstem są niedopuszczalne, bo to rujnuje wizerunek mistrzostw. Rozumiem, że Tomasz Gollob nazbierał wystarczająco dużo tytułów i kolejne go nie interesują, ale powinien o tym powiedzieć przed eliminacjami, gdyż później kończy się to tak, że musi jechać niejaki Kiełbasa. Podobnie jest z Krzysztofem Kasprzakiem, Adrianem Miedzińskim (mógł jechać jako rezerwowy, ale mu się nie chciało) i kilkoma innymi.

W sumie więc zestaw nazwisk pasował raczej do Memoriału Nazimka lub Pucharu Burmistrza Rawicza, ale trudno, sami sobie gotujemy ten los. Trzecim powodem jest niedocenianie finału przez PZMot, dla którego winna to być impreza prestiżowa i dobrze płatna i w nagrody (np. nominacje do eliminacji Grand Prix, udział pierwszej ósemki w kolejnych mistrzostwach) i w pieniądze, bo ciężko się jeździ za darmo - wspomniany tu Kiełbasa czy Jędrzejewski przywieźli po jednym motorze i po awariach nie mieli na czym jeździć. Kiepski był też udział kibiców - ledwie 9 tysięcy, ale czemu się tu dziwić, jeśli w jednym biegu jechał o punkty zaledwie jeden (?!) zawodnik, czyli Grzegorz Walasek, bo drugi - Tobiasz Musielak - był tylko niepunktującą rezerwą toru. Do takich sytuacji może dochodzić w zawodach młodzieżowych, ale nie w mistrzostwach Polski. W sumie łza się w oku kręci na wspomnienie choćby finału w 1970 r., kiedy wygrywał w Gorzowie nasz Edmund Migoś, a na stadion trzeba było przyjść kilka godzin przed zawodami, aby jako tako zobaczyć tor. I to by było na tyle, choć warto byłoby też napisać o sukcesach braci Pawlickich - zjawisku w naszym żużlu wręcz nadprzyrodzonym, ale to temat na osobne opowiadanie.

Przypomnę tylko w tym miejscu, że moja drużyna marzeń, czyli zespół Stali na rok 2012, który gwarantowałby złoto, jest następująca: bracia Zmarzlikowie, bracia Pawliccy, bracia Łagutowie i Jason Crump jako ich kierownik. I w tym miejscu przechodzimy do niedzielnego półfinału play-off z Falubazem. Chciałbym, aby Pedersen, Andersen, Iversen i Zagar, nie wspominając o Gollobie, zdecydowanie wygrali pierwszy mecz, bo tylko wtedy można myśleć o finale. Ale nie jestem optymistą, bo dla mnie jedynym, który na torze zostawi serce jest Bartosz Zmarzlik. O resztę zaś jestem dziwnie niespokojny, choć bardzo chciałbym się mylić. W każdym bądź razie sobotnia runda Grand Prix to pikuś przy niedzielnym spotkaniu gigantów, na które nikogo zapraszać nie trzeba, bo biletów dawno już nie ma.

Jerzy Synowiec - znany gorzowski adwokat, niegdyś prezes Stali, obecnie radny


Źródło:
http://gorzow.gazeta.pl/gorzow/1,35211,10250047,Jerzy_Synowiec__Na_co_komu_tak_marne_mistrzostwa.html
Dodano: 08-09-2011 13:00
Odsłon: 228

Skomentuj: