Login Hasło
Tylko najświeższe wiadomości
Wiadomości » Katowice »

Jestem korfanciarą

Jestem korfanciarą

Rektor powiedział mi: "Pani ma trzy wady: jest kobietą, bezpartyjną, a na dodatek jeszcze Ślązaczką". Odpowiedziałam twardo: - To się nigdy nie zmieni - mówi prof. Bożena Hager-Małecka w rozmowie z Judytą Watołą.
Zabrze Biskupice, budynek dawnego ratusza. Mieszkanie na pierwszym piętrze, nad małą filią poczty, kiedyś należało do tutejszego burmistrza. Już od kilkudziesięciu lat żyje tu prof. Bożena Hager-Małecka, jeden z najwybitniejszych lekarzy, jakich wydał Śląsk. Gdybym napisała, że lekarka, ktoś byłby gotów pomyśleć, że wygrywała tylko w konkurencji z kobietami. A ona wygrywała ze wszystkimi i wcale nie dla siebie.

Prof. Bożena Hager-Małecka: Dziś bym już do niczego się nie nadawała.

Judyta Watoła: Dlaczego pani tak mówi?

- No bo bym tylko rozrabiała. Tak jak kiedyś, ale pewnie już bym nic nie pozałatwiała. Są inne czasy, inni ludzie i lekarze też są inni. Sto lat temu mój ojciec chodził po chorych ludziach i za darmo ich leczył. Komu by to dziś przyszło do głowy? Pewnie niewielu. Nie mówię, że jest gorzej. Jest po prostu inaczej.

Wszystko wokół jest inaczej, a pani się nie zmieniła.

- No właśnie! Jestem Polką, jestem Ślązaczką, jestem zabrzanką! Albo na odwrót: jestem zabrzanką, jestem Ślązaczką, jestem Polką! Powtarzam to, bo to trzy sprawy równie dla mnie ważne.

Rozumiem Polkę i Ślązaczkę, ale dlaczego ta zabrzanka też taka ważna?

- Zabrze jest ogromnie ważne, bo w 1903 roku Polski tu nie było, ale był Wojciech Korfanty, jedyny Ślązak w niemieckim parlamencie, a pomógł mu w tym doktór Maksymilian Hager, mój dziadek, który tu w Zabrzu był jedynym Polakiem z wyższym wykształceniem.

Zabrza wtedy nie było.

- Miasta nie było. Była za to, jak mówili, największa wieś Europy. Około stu tysięcy mieszkańców. I na to całe Zabrze mój dziadek lekarz. A kiedy się urodziłam w 1921 roku, w Zabrzu było tylko dwóch Polaków z wyższym wykształceniem. Jednym był Bronisław Hager, współpracownik Korfantego, lekarz i mój ojciec, a drugim Stanisław Kobyliński, adwokat i mój ojciec chrzestny.

Wkrótce potem musieliście stąd wyjechać.

- To przez plebiscyt. W Zabrzu głosy rozłożyły się prawie pół na pół, ale przegraliśmy 49 do 51 proc. i miejscowość przypadła Niemcom. Ojciec był rozczarowany, że tak mało brakło i zdecydował się przenieść na polską stronę granicy. Niektórzy jechali aż do poznańskiego, ale on chciał być blisko. 6 czerwca 1922 roku mama wzięła mnie na ręce i opuściła mieszkanie u zbiegu Wolności i dzisiejszej ulicy Dubiela. Wsiadła na furę z końmi i pojechałyśmy do Tarnowskich Gór. Tata cichutko boczkami przedostał się tam już wcześniej.

Co zapamiętała pani z dzieciństwa?

- Najbardziej to, jak w 1930 roku do naszego domu przyjechał Korfanty, największy w historii Ślązak. Dziękował mojemu ojcu za wypuszczenie z Brześcia. Bo Korfantego za czasów sanacji zaaresztowali, siedział w więzieniu, a ojciec mój był wówczas posłem. Pojechał z trzema innymi posłami prosić za Korfantym do ministra spraw wewnętrznych Sławoja Składkowskiego. Ten, jak się dowiedział, że przyjechało ze Śląska czterech posłów, kazał ich wyrzucić. Trzej do tyłu krok zrobili, a mój ojciec do Sławoja mówi: "Panie ministrze, może nas pan potem aresztować, ale wpierw musimy wrócić do tych, co na nas czekają i powiedzieć cośmy załatwili".

Tak tymi słowami ujął Sławoja, że oczywiście o żadnym aresztowaniu nie było już mowy. I dzięki temu sam Korfanty został wypuszczony.

Podczas tej wizyty miałam dziewięć lat i zwyczaj kazał, żeby dzieci się pokazały dopiero przy pożegnaniu. Nasza mama przyprowadziła nas więc przed Korfantego i kolejno przedstawiała: mnie, siostrę i brata. A Korfanty wtedy mówi do mnie: "Ja ci nakazuję, żebyś całe życie mówiła, że Polacy nigdy nie potrafią uszanować tych, którzy najwięcej dla nich zrobili".

Tak mi kazał, więc tak robię, całe życie gadam, jak chciał. Jestem korfanciarą.

Gorzkie są te słowa Korfantego.

- Bo taki jest los Ślązaków, ale ja sama nie mogę narzekać. W moim życiu bycie Ślązaczką mi nie przeszkadzało. Nigdy tego nie ukrywałam, wręcz się chwaliłam.

Tu głos zabiera córka prof. Hager-Małeckiej Danuta Rzepecka: - A nieprawda, co rektor ci wytknął?


Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35019,10250722,Jestem_korfanciara.html
Dodano: 08-09-2011 13:00
Odsłon: 170

Skomentuj: