Wiadomości » Katowice »
Kładka nadal zamknięta. Musi dojść do kolejnej tragedii?
Kładka nadal zamknięta. Musi dojść do kolejnej tragedii?
Po krzakach, torach, między wagonami biegną mieszkańcy Strzemieszyc Wielkich, by dostać się na drugą stronę dzielnicy. Kładkę nad torami zamknięto ponad rok temu po tragicznej śmierci 26-letniego mężczyzny. I nikt jej nie naprawiłDo tragicznego wypadku, którym wciąż żyje dzielnica, doszło na początku lipca zeszłego roku. 26-letni Marcin Adamczyk wracał po spotkaniu z przyjaciółmi. Do domu miał kilometr. Przechodził kładką, gdy spróchniała deska załamała się pod jego ciężarem. Pech chciał, że pod deską biegła linia trakcji kolejowej. Chłopaka poraziło 3 tys. woltów, zginął na miejscu.
Ten wypadek na zawsze pozostanie w pamięci Marka Kopcia. Kładkę kolejową widać z okna domu mężczyzny. - Dziś wygląda tak samo jak przed rokiem. Raz byli tu elektrycy, żeby ją uziemić, bo jak się okazało, nie miała nawet takich zabezpieczeń. Poza tym nikt nie zrobił nic, żeby ją naprawić. Ludzie wciąż muszą przechodzić po torach, czasem między wagonami, gdy pociąg stoi - rozkłada ręce mężczyzna.
Przechodzą i klną ile wlezie. - Przepraszam za brzydkie słowa, ale sama pani widzi. Wejścia na kładkę pozastawiali, tam nawet wciąż jest ta taśma policyjna - pokazuje ręką mieszkaniec Strzemieszyc. Kilka minut później przez zarośnięte torowisko próbuje przejść kobieta z rowerem. Trąbi na nią nadjeżdżający pociąg. Kobieta macha do maszynisty na znak, że zauważyła. Przechodzi na drugą stronę, gdy mija ją ostatni wagon towarowy.
- Najpierw władze miasta kłóciły się z kolejami, kto jest właścicielem kładki. Do dziś nikt nie przyznaje się do winy. Minął rok, a kładki nie wyremontowano. Czekają, aby kolejna rodzina ucierpiała tak jak nasza? - pyta Mariola Adamczyk, matka śmiertelnie porażonego prądem Marcina.
Śledztwo, które po wypadku prowadzono m.in. po to, by ustalić, kto był odpowiedzialny za stan techniczny kładki (remontowanej ostatnio ponad 10 lat temu), wskazało na katowicki Oddział Gospodarowania Nieruchomościami PKP SA. Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Katowicach jesienią zeszłego roku nakazał spółce remont fatalnego przejścia nad torami. Spółka odwołała się od tej decyzji. Kilka dni temu odwołanie odrzucił Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie. - Będziemy wnosić o kasację tego wyroku. Kładka należy do skarbu państwa, nie do nas - odżegnuje się Jolanta Michalska, zastępczyni dyrektora katowickiego PKP Nieruchomości.
- To wprowadzanie społeczeństwa w błąd - mówi Marcin Bazylak, pełnomocnik prezydenta Dąbrowy Górniczej. Zapewnia, że nie istnieją żadne dokumenty świadczące o przekazaniu kładki miastu, dlatego zgodnie z przepisami ustawy o komercjalizacji PKP kładka przeszła w wieczyste użytkowanie PKP.
Kto zatem wyremontuje strzemieszycką kładkę? Michalska przekonuje, że PKP poczyniło już kroki w tej sprawie. - Pierwsza procedura przetargowa nie zakończyła się jednak podpisaniem umowy z wykonawcą - przyznaje.
Tymczasowe jeszcze w tym roku poziome przejście planują zbudować władze miasta. - Otrzymaliśmy już zgodę kolei na wejście na ich teren, niebawem zakończą się prace nad dokumentacją techniczną przejścia. Wiemy, że zamknięcie kładki to duży problem dla mieszkańców, dlatego patrząc na bierność PKP, zdecydowaliśmy się na taki krok - mówi Bartosz Matylewicz z biura prasowego magistratu w Dąbrowie Górniczej. Przypomina, że dzieci na drugą stronę dzielnicy od września zeszłego roku wozi bus wynajęty przez miasto.
Proces w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 26-letniego dąbrowianina ma się rozpocząć pod koniec września. Na ławie oskarżonych siądzie Anna S. pełniąca w spółce PKP SA funkcję zarządcy w Rejonie Administrowania i Utrzymania Nieruchomości obejmującym m.in. Dąbrowę Górniczą. - Grozi jej od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia - mówi Zbigniew Zięba, szef dąbrowskiej prokuratury.
Odrębnym aktem oskarżenia objęto też czworo urzędników odpowiedzialnych za nieprawidłowości przy spisywaniu zasobów majątku PKP.
W listopadzie rozpocznie się też proces z powództwa cywilnego, jaki wytoczyła kolejom rodzina tragicznie zmarłego Marcina. - Koleje nie chcą negocjować z firmą ubezpieczeniową, która nas reprezentuje - mówi Mariola Adamczyk.
Tragedia niczego nie zmienia - komentuje Milena Nykiel
Popękane ściany, tynk spadający na głowę, przeżarte rdzą mosty i kładki kolejowe. "Trzeba chyba czekać na jakąś wielką tragedię, żeby naprawiali" - tyle razy słyszałam to od ludzi, którzy dzwonili z różnych miejscowości do redakcji z prośbą o interwencję.
Niestety, przykład Strzemieszyc pokazuje, że tragedia nie zawsze wpływa na urzędników, którzy podejmują decyzje. Może dlatego, że to nie ich trauma. To nie oni tracą bliską osobę. Dlatego nie spodziewajcie się, że jakikolwiek wypadek spowoduje remont jakiegoś mostu czy felernej kładki. Urzędnicy zwykle liczą pieniądze, ale nie wiedzą, ile taka tragedia naprawdę kosztuje. Płaci się za nią morzem łez, nieprzespanymi nocami, rozpaczą i żalem. Takich pozycji nie ma w budżetach ani nie ma zwykłego ludzkiego "przepraszam".
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35019,10257124,Kladka_nadal_zamknieta__Musi_dojsc_do_kolejnej_tragedii_.htmlDodano: 09-09-2011 13:00Odsłon: 225
Dodano: 09-09-2011 13:00
Odsłon: 225