Wiadomości » Katowice »
Peadar de Burca: Lubię Warszawę
Peadar de Burca: Lubię Warszawę
Pewnego razu, w pociągu do Krakowa, rozmawiałem z grupą młodych kobiet z Poznania. Nasza rozmowa kręciła się dookoła różnych narodowości. Zapytałem, kogo szczególnie nie cierpią, Niemców czy Rosjan? Wtedy najbardziej wygadana, kobieta o iskrzących niebieskich oczach odpowiedziała bez wahania: "Ani jednych ani drugich. Najbardziej nie znosimy Warszawiaków." Gdy rozmawiam z Polakami z różnych stron kraju zawsze dziwi mnie, skąd bierze się tyle niechęci do Warszawy?Osobiście lubię Warszawę. Powtarzam: lubię Warszawę. Pociągi jeżdżą tam punktualnie, ludzie myślą do przodu, pozytywnie oraz, odmiennie niż na Śląsku, krasnali traktuje się normalnie, tzn. nie wystrzeliwuje się ich z ogromnych katapult aby sprawdzić, czy przelecą nad kościelnymi wieżami. Warszawa to miejsce, gdzie jest wielu obcokrajowców, ludzie mówią po angielsku a ponadto mieszka tam przynajmniej trzech homoseksualistów. Pozostała część Polski nie dysponuje homoseksualistami, za wyjątkiem słonia w Poznaniu i knura w Bytomiu, którego zresztą uśpiono po tym, jak próbował zaopatrzyć się w różowe zasłonki. Warszawa da się lubić, jest kosmopolityczna. Mogę robić tam rzeczy, na które nie mógłbym sobie pozwolić w Zabrzu, na przykład śpiewać na głos na ulicy. Spróbujcie tylko zaśpiewać coś w Zabrzu. Traficie do aresztu za nadmiar szczęścia.
Lubię Warszawę. W Warszawie ludzie nie są zawistni, tak jak na Śląsku. Gdy Warszawiak zobaczy sąsiada w dobrym samochodzie, pomyśli: "Ale bryka. Popracuję mocniej i też będę taką miał ." W Katowicach, gdy ktoś zobaczy sąsiada w dobrym samochodzie, pomyśli: "Ale bryka. Wezmę cegłę i wytłukę mu okna "
Podobną sytuację mamy w Irlandii. Dublin i jego mieszkańcy są pod każdym względem inni niż reszta kraju. Dublin to miasto angielskie, został zbudowany przez Anglików i kiedyś obdarzony tytułem "drugiego miasta Imperium". Ludzie mogą nawet sprawiać wrażenie, że są Irlandczykami ale ich zwyczaje i wartości są angielskie. Podejmują zobowiązania i wywiązują się z nich, są punktualni, ubierają się lepiej, posługują się sztućcami. Architektura niektórych budowli robi wrażenie ale to dlatego, że jest angielska. Dublin posiada wypielęgnowane parki. Ale to też nie jest irlandzkie. Taka jest tradycja angielska.
Wystarczy, że spędzisz trochę czasu w jakiejkolwiek stolicy a przekonasz się o jej mankamentach: zarówno Dublin jak i Warszawa są ośrodkami międzynarodowej wymiany a mimo to dokładają starań aby być nowoczesne i trendy tak bardzo, że wywołuje to zażenowanie. Oba miasta kojarzą mi się z podtatusiałym wujem w średnim wieku. Żona zostawiła go, wiec zaczyna nosić obcisłe dżinsy i zapuszcza koński ogon. W obu miastach turysta musiałby się sporo napracować chcąc dowiedzieć się czegoś o kulturze danego kraju. Władze miejskie Warszawy adaptują stylistykę z wszystkich krajów Europy zamiast sięgnąć do własnych korzeni. Niekiedy ma się wrażenie, ze połowa nowych budynków została zbudowana w Szwecji z gotowych zestawów IKEI. Pewne dzielnice Dublina prezentują się jak Liverpool, ale Liverpool na odwrót a dodatkowo jeszcze ozdobiony łożyskiem kozy.
Niektóre podobieństwa są zaskakujące: Warszawa ma budynek PKiN, znany również jako "strzykawka Stalina". Jest to w istocie nawet sympatyczny obiekt, o ile patrzy się na niego z punktu widzenia ludobójczego maniaka, który ponadto cierpiał na nawracające dolegliwości penisa. Z kolei Dublin posiada Spire, 121m konstrukcję ze stali nierdzewnej, która ma wyrażać połączenie sztuki i techniki. Jest to po prostu gigantycznych rozmiarów igła. Trudno o lepszy symbol. Dublin był heroinową stolicą Europy. A potem dziwimy się, skąd biorą się tysiące ćpunów którzy zaludniają centrum naszej stolicy. Postawcie ogromną statuę Jezusa a możecie być pewni, że masy chrześcijan będą się wokół niej wiły, jęczały i miały halucynacje. Podobnie w Dublinie, mamy pielgrzymki tysięcy narkomanów do Spire, snują się wokół niej, wiją, jęczą i doznają halucynacji kombinując, jak by tu najlepiej zrobić użytek z tej gigantycznej strzykawki .
Wystarczy, że spędzisz jeden dzień w Warszawie a zrozumiesz, dlaczego jest tak nielubiana. To nie jest miasto polskie, ale rosyjskie. Wpływ rosyjski, dobry czy zły, jest odczuwalny wszędzie. Rosyjskie poczucie wyższości. Rosyjska tradycja pielęgnowania "chwalebnej przeszłości". Podobnie jest w Dublinie - częściej niż w innych częściach Irlandii znajdziesz tu pomniki wojenne a także pomniki idiotów którzy szarżowali na armaty. Jednak pomnik dzieci - powstańców w Warszawie to zupełnie coś innego. Pozwolić sześciolatkom na udział w powstaniu to nie powód do dumy ale do wstydu.
Zastanawiające, że zarówno Dublin jak i Warszawa mają za sobą przegrane powstania. Warszawę zawiedli nie tylko Sowieci ale również inni alianci. W Dublinie podczas Powstania Wielkanocnego przeciwko Anglikom w 1916 zawiedli sami mieszkańcy Dublina dla których cała sprawa była po prostu ogromną uciążliwością- po co komu bunt w Wielkanoc ? W końcu są święta, chcesz zjeść czekoladę, myślisz tylko o tym, aby popuścić pasa i obejrzeć kolejny odcinek Dr House'a.
Będąc w Warszawie spotkałem wielu miłych ludzi, inteligentnych, o zacięciu artystycznym ale pochodzących z innych części Polski. Podobnie jest w Dublinie, do którego ludzie przyjeżdżają, aby zrobić karierę. W obu miastach spotkasz też ludzi, którzy cierpią na nadmiar pieniędzy, ludzi próżnych, którzy są zdania, że do rozmowy należy wtrącać francuskie słowa. Ktoś, kto urodził się na Śląsku nigdy nie powie au contraire. Powie raczej:” De Burca, nie pieprz!” Ta prostota sformułowania do mnie przemawia. Pochodzę z zachodniej Irlandii, gdzie nie istnieje architektura, poczucie czasu ani parki. Zachód Irlandii zatrzymał się w rozwoju na roku 1847. Słowo „architektura” ma o cztery sylaby za dużo. Nie ma u nas parków, są tylko pola pełne ostów, pokrzyw i zgniłych ziemniaków. Zachodnia Irlandia uważana jest za zacofaną i dziką. Nie mamy galerii sztuki ale również nie mamy fałszywego blichtru wielkiego miasta.
A ja właśnie dlatego, choć lubię Warszawę, to uwielbiam Śląsk. Ślask ma w sobie dziwactwa i szorstkość które uwielbiam. Uwielbiam rzucać krasnalami ponad dachami kościołów, zazdroszczę sąsiadowi jego nowego opla insignii. Bardzo dobrze, ze pociągi nie odchodzą punktualnie - ja sam zwykle się spóźniam. Lubię Warszawę. Uwielbiam Śląsk.
Tłum.: A.L. i M.P.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35019,10264316,Peadar_de_Burca__Lubie_Warszawe.htmlDodano: 10-09-2011 13:00Odsłon: 185
Dodano: 10-09-2011 13:00
Odsłon: 185