Wiadomości » Rzeszów »
Galicyjski Rynek, czyli miasteczko w soczewce [ZDJĘCIA]
Galicyjski Rynek, czyli miasteczko w soczewce [ZDJĘCIA]
Drewniane domy wokół Rynku z kocimi łbami, ze studnią i figurą świętego Floriana. Eleganckie panie, panowie w kapeluszach, pejsaci Żydzi w błyszczących chałatach. A między nimi kobieta na motocyklu. Tak mógł wyglądać dzień w przedwojennym galicyjskim miasteczku. Tak było w piątek na Rynku Galicyjskim w sanockim skansenieW piątek Rynek Galicyjski, czyli sektor miejski w sanockim skansenie, został oficjalnie otwarty.
- Nie można zapominać o dziedzictwie, które się rozpada, zanika. Jest dziedzictwem dnia codziennego, ale już odległego. Takim dobrym przykładem jest Rynek Galicyjski - mówił minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski, który przyjechał na uroczystość.
Gdy obszedł cały rynek, stwierdził, że największe wrażenie zrobił na nim panujący tam klimat. - Klimat, czyli coś nieuchwytnego; coś, co jest sferą duchową i buduje emocje - stwierdził.
- Minister Zdrojewski widział na zdjęciach i na makiecie, jak będzie wyglądał nasz Rynek, ale był zaskoczony tym, jak to wygląda w rzeczywistości - przyznaje Jerzy Ginalski, dyrektor Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku.
W Sanoku powstało coś wyjątkowego nie tylko w Polsce, ale i w Europie. W ciągu półtora roku wybudowane zostało małe galicyjskie miasteczko - 26 budynków plus studnia i figura św. Floriana. Górale spod Nowego Targu wybudowali repliki domów z Dębowca, Jaślisk, Sanoka, Jaćmierza, Niebylca, Jedlicza, Birczy, Rybotycz, Sokołowa Małopolskiego, Brzozowa i sąsiadującej z nim Starej Wsi. Między nimi stanęły przeniesione oryginalne budynki. Z Ustrzyk Dolnych przeniesiono dom żydowski, a z Golcowej - remizę. Przy Rynku stanęły m.in. karczma, poczta, urząd gminy, apteka, sklep, trafika-monopol, warsztat ślusarsko-kowalski oraz zakłady: stolarski, fryzjerski, krawiecki, szewski, zegarmistrzowski i fotograficzny. Pracownik muzeum Hubert Ossadnik w jednodniówce wydanej z okazji otwarcia Rynku napisał: „Domy (...) przypominają te czasy, kiedy miasteczko tętniło życiem, ksiądz rzymskokatolicki wspólnie z greckokatolickim uczestniczyli w nabożeństwach katolickim i » ruskim «, wspólnie odprawiali w swoich obrządkach egzekwie na pogrzebach, a panie z towarzystwa układały świat nie według swoich aspiracji i poglądów, a według rang, tytułów i gwiazdek na kołnierzach swoich mężów. (....) Dwadzieścia sześć domów okalających rynek pokazuje jak w soczewce miasteczko z przełomu XIX i XX wieku z jego strukturą narodowościową i społecznościową”.
- Staraliśmy się odtworzyć to, co się kiedyś mieściło w tych przeniesionych lub odtworzonych domach. Mamy np. chałupę z Dębowca. Był to rodzinny dom profesora Stanisława Pawłowskiego, wybitnego geografa i kartografa, byłego rektora Uniwersytetu Poznańskiego. W tym budynku odtworzyliśmy dom nauczyciela. Część zabytkowego wyposażenia to dar profesora Pawłowskiego - opowiada dyrektor Ginalski.
W budynku z Brzozowa, największym kubaturowo, mieścił się od 1905 r. urząd pocztowy. Właściciel domu był poczmistrzem, który mieszkał i pracował w jednym budynku. W budynku, w którym jest sklep z wyrobami kolonialnymi, przed I wojną światową mieścił się rzeczywiście sklep kolonialny należący do Żyda Natana. - Sprzedawał kiedyś beczki i cebrzyki, nici, paciorki i różne drobiazgi. Po I wojnie światowej sklep został przemianowany na sklep bławatny - dodaje Jerzy Ginalski.
Na budynkach umieszczono oryginalne szyldy. Jest piekarnia Albina Kierczyńskiego i zakład zegarmistrzowski Leona Hellera. - Pamiętam piekarnię Kierczyńskiego - mówi jedna z odwiedzających Rynek starszych sanoczanek.
Pani Barbara Libura z Sanoka opowiada: - W jednym z tych domów poczułam się jakbym wchodziła do moich dziadków Sameckich. W korytarzu stała identyczna szafka, nazywana przez naszą babcię szafarką. W drugiej szufladzie od dołu babcia trzymała pierniki. Kto był grzeczny, dostawał od babci jednego z Sanoka.
- Myśmy mieszkali w takich domach - stwierdzają starsze panie, które na chwilę przycupnęły na ławce przed domem, w którym mieści się zakład fryzjerski. - A ja pamiętam krawca Bagana. Szył głównie garnitury i płaszcze, ja sam zamawiałem u niego garnitur. Zmarł pięć lat temu - mówi pan wychodzący z domu, w którym zrekonstruowano zakład krawiecki, a szyld na budynku informuje, że tu mieści się zakład Bagana.
Tadeusz Kiełbasiński, który razem z żoną przyjechał do Sanoka z Olchowca, był zachwycony i zaskoczony. - Nie sądziłem, że to tak będzie wyglądało w rzeczywistości, że ten Rynek jest tak duży. Myślałem, że zobaczymy tylko same budynki, nie przypuszczałem, że każdy z domów będzie tak pięknie wyposażony, że będą meble, bibeloty - mówi. I ma tylko jedną uwagę. - Na Rynku, może naprzeciwko studni, powinna jeszcze stanąć typowa żydowska jatka. Taka budka, w której można było kupić mięso.
Dyrektor Ginalski na taką sugestię odpowiada: - Będzie i jatka. Jeszcze nie skończyliśmy pracy.
Budowa Galicyjskiego Rynku kosztowała 20 mln zł. Z tego 12 mln udało się uzyskać ze środków unijnych, 6 mln zł pochodziło z budżetu samorządu podkarpackiego, pozostałe środki to pieniądze muzeum.
wyimek: Poczułam się jakbym wchodziła do domu moich dziadków. W korytarzu stała identyczna szafka. W drugiej szufladzie od dołu babcia trzymała pierniki
Źródło: Gazeta Wyborcza Rzeszów
http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,10309964,Galicyjski_Rynek__czyli_miasteczko_w_soczewce__ZDJECIA_.htmlDodano: 19-09-2011 12:00Odsłon: 151
Dodano: 19-09-2011 12:00
Odsłon: 151