Wiadomości » Gorzów Wielkopolski »
Aglomeracja w oczach mieszkańca Santoka
Aglomeracja w oczach mieszkańca Santoka
Aglomeracja Gorzowska to związek dla pieniędzy. Tego nikt nie kryje. Tworzą ją wspólnicy, którzy zebrali się tylko po to, aby pomnożyć kapitał. Boję się tylko, że jak już zarobią wystarczająco, to podziela się zyskiem i rozstaną. Aglomerację trzeba formalnie stworzyć, żeby nie wypaść przy dzieleniu tortu z unijnych funduszy.A na swój kawałek liczą zarówno Gorzów, jak i okoliczne gminy. Oczywiście, zaniechanie działań w tym wypadku byłoby grzechem.
Mam jednak wrażenie, że miasto - siłą rzeczy spiritus movens przedsięwzięcia, podchodzi do tego raczej minimalistycznie. To znaczy, jak najmniej kosztów, a cel w zasadzie jeden: znaleźć się w strategiach i mieć dostęp do pieniędzy w następnym unijnym rozdaniu. Mam wrażenie, że to właśnie ten cel stał się fundamentem aglomeracji, a nie faktyczne powiązania pomiędzy gminami. Tymczasem moim zdaniem właśnie one są najważniejsze i fundamentalne. Udowodnione i potwierdzone wcześniejszymi analizami, ale przede wszystkim bardzo namacalne na co dzień. Gorzów jest ośrodkiem, do którego przyjeżdża się na zakupy, do teatru, kina, a ostatnio też do filharmonii. Tu uczy się młodzież przyjeżdżająca z gmin: od Kostrzyna po Drezdenko, ale też z miejscowości leżących dziś w woj. zachodniopomorskim.
Te 250 tys. mieszkańców to wielki potencjał dla Gorzowa. Z kolei miasto może bardziej oddziaływać na swoje otoczenie. Gminy mogą przyciągać do siebie gorzowian na wypoczynek i rekreację, do lasów, jezior, na ciekawe imprezy. Najbliższe gminy, które już współpracują w ramach MG-6 powinny być wręcz organicznie zrośnięte z miastem: poprzez wspólną komunikację, przedsięwzięcia komunalne, współpracę w dziedzinie oświaty, służby zdrowia itp. A ustępując trochę w partykularnych interesach także poprzez tworzenie oferty dla inwestycji i biznesu.
Od kilkunastu lat mieszkam w Santoku. Jednak moja codzienność jest w Gorzowie. Tu pracuję, dzieci chodziły tu do przedszkola, teraz do szkół. Mimo że do centrum Gorzowa mam niewiele dalej niż mieszkańcy Górczyna, to widzę, że granica między gminami jest może twardsza niż obecnie państwowa na Odrze. Jak się dostać do miasta i z powrotem? Oczywiście samochodem, ale już na rogatkach Gorzowa widać, gdzie jest "pogranicze", pas ziemi niczyjej.
A miejska autobusowa zatoczka na Czechowie to klepisko. Rowerem? Najpierw ruchliwa ul. Warszawska, potem zamulona quasi ścieżka rowerowa w Czechowie, parę kilometrów niewygodnej ścieżki nad Wartą i dalej do Santoka niebezpieczna szosa. Dziecka na rowerze się nie puści. MZK jeździ, ale tylko do Czechowa. PKS? Nieopłacalny, ale też rzadki i niewygodny. PKP? Podobnie, a na dodatek stacja prawie za wsią i trzeba się wracać ze dwa kilometry. To wszystko sprawia, że albo cała rodzina często ląduje w domu późno w nocy, albo równie często rezygnuje z wielu atrakcyjnych rzeczy, które oferuje miasto. To tylko mój osobisty przykład, fragment tego co można poprawić w ramach aglomeracji. Nie chciałbym, żeby skończyło się na tym, że każda gmina dostanie po swoim kawałku unijnego tortu samotnie skonsumuje go u siebie.
Czekamy na Wasze opinie
Czemu powinna służyć Aglomeracja Gorzowska? Jak powiązać Gorzów i okoliczne gminy?
Piszcie do nas: listy@gorzow.agora.pl
Źródło: Gazeta Wyborcza Gorzów
http://gorzow.gazeta.pl/gorzow/1,35211,10348534,Aglomeracja_w_oczach_mieszkanca_Santoka.htmlDodano: 25-09-2011 13:00Odsłon: 180
Dodano: 25-09-2011 13:00
Odsłon: 180